poniedziałek, 22 stycznia 2018

„Igrzyska Śmierci”, Susanne Collins

„Igrzyska Śmierci”, Susanne Collins


Czy kiedykolwiek zastanawiałeś się, jak wyglądałyby rzymskie walki gladiatorów we współczesnych czasach? A co, gdyby zamiast dorosłych ludzi zmusić do wejścia na arenę dzieci? Jeśli do tego obrazu dołączy się jeszcze olbrzymi zamknięty obszar pełen drzew, dzikich zwierząt, pułapek i innych „atrakcji” będziemy mieć już pełen obszar Głodowych Igrzysk. Co roku, w ramach kary za urządzone przed laty powstanie, każdy z dwunastu dystryktów powstałego na terenie dawnej Ameryki Północnej państwa Panem ma obowiązek dostarczyć władzom dwoje dzieci: chłopca i dziewczynkę w wieku od dwunastu do osiemnastu lat. Po krótkim szkoleniu zmusza się je do bratobójczej walki z innymi uczestnikami Igrzysk (w tym ze sobą nawzajem). To z nich, które przeżyje najdłużej, zwycięża...

Katniss Everdeen po śmierci ojca sama utrzymuje matkę i młodszą siostrę. Całe dnie spędza w okolicznych lasach nielegalnie polując ze swym najlepszym przyjacielem, Gale’m. Gdy w dniu dożynek jej siostra zostaje wylosowana, aby wziąć udział w Igrzyskach, Katniss zgłasza się na ochotnika, aby ją zastąpić. Pechowo na arenę ma wraz z nią trafić Peeta Meelark, chłopak, który przed wieloma laty ocalił ją przed śmiercią głodową. Nie ma już jednak odwrotu. Wspólnie trafiają do Kapitolu, stolicy Panem. Dzięki niezwykłym umiejętnościom ich stylistów już po pierwszym publicznym wystąpieniu zapadają ludziom w pamięć. Udaje im się też przekonać do współpracy ich mentora, dawnego zwycięzcy Igrzysk z ich dystryktu, który większość czasu spędza jednak pijąc. Przez cały czas przygotowań, zgodnie z planem Peety kreują wizerunek nieszczęśliwie zakochanych, chociaż Katniss nie bardzo podoba się ten pomysł. Wreszcie rozpoczynają się Igrzyska. Podczas pierwszego starcia dziewczyna oddziela się od reszty uczestników i kryje się w lesie, usiłując w miarę możliwości uniknąć walki. Tymczasem Peeta przyłącza się do grupy tzw. zawodowców z bogatszych części Panem. Chociaż wydaje się, że chłopak stał się równie bezduszny jak oni, gdy Katniss znajduje się w niebezpieczeństwie, nie dbając o konsekwencje ratuje jej życie. Tymczasem dziewczyna nie może znieść myśli o możliwości pozostania na arenie tylko ich dwójki. Wie, że nie byłaby w stanie zaatakować Peety, a nie ma zamiaru dać się zabić. Podobnymi uczuciami darzy swoją dwunastoletnią sojuszniczkę, Rue. Uciekać czy walczyć? Zakładać sojusze, czy działać na własną rękę? I najważniejsze: czy przyjaźń i miłość rzeczywiście pokonają wszystko?

Książka bardzo mi się podoba. Chociaż czytam różne jej fragmenty praktycznie zawsze, gdy wpadnie mi w ręce (czyli właściwie codziennie) ani trochę mi się nie znudziła. Najlepszym, według mnie, elementem książki jest tło psychologiczne: wątpliwości i przemyślenia bohaterki, a także zachowanie różnych osób na arenie. W pewnej chwili po prostu trzeba zacząć się zastanawiać, jak postąpiłoby się na miejscu bohaterki. Nad całą akcją góruje zarys władz Panem, okrutnych, surowych i mściwych ludzi. W dodatku po lekturze pojawia się bolesna świadomość faktu, że być może w przyszłości ktoś takie igrzyska zorganizuje… A tymczasem nie mogę się doczekać, kiedy dostanę w swoje ręce następną część „Igrzysk Śmierci” pt. „W pierścieniu ognia”. Wszystkim, którzy zdecydują się sięgnąć po książkę, życzę miłej lektury.
Poznaj też inne książki Susanne Collins!
____
Zdjęcie ze zbiorów własnych
S. Collins, "Igrzyska śmierci", przekład Małgorzaty Hesko-Kołodzińskiej i Piotra Budkiewicza, Wydawnictwo Media Rodzina 2012

wtorek, 16 stycznia 2018

„Opowieści z Narnii”, C. S. Lewis

„Opowieści z Narnii”, C. S. Lewis
Pewnie każdy z was słyszał kiedyś o „Opowieściach z Narnii”, oglądał ekranizację którejś z trzech pierwszych części, czy przerabiał na polskim „Lwa, czarownicę i starą szafę”. Niektórzy może nawet sami sięgnęli po jeden z siedmiu tomów. Wiecie zapewne, że tą niezwykłą krainę zamieszkują istoty znane nam tylko z legend, mówiące zwierzęta i drzewa, które ożywają. Dla przypomnienia dodam, że za każdym razem, gdy Narnii zagraża niebezpieczeństwo, z naszego świata przenoszą się tam dzieci, mające za zadanie pokonać siły zła. Pomaga im w tym Aslan – Wielki Lew, król i stworzyciel krainy oraz syn tajemniczego Władcy zza Morza.
Wyjątkową cechą tej serii jest to, że można ją czytać na dwa różne sposoby: albo jako piękną bajkę całkowicie pozbawioną związku z prawdziwym życiem, albo doszukując się w treści czegoś więcej. Mowa o odkrywaniu w opisach przygód bohaterów ukazanych w przenośni głównych prawd wiary, wydarzeń z Biblii, czy szczegółów toczącej się w każdym człowieku walki dobra ze złem. Nie mam tu na myśli tylko słynnej sceny z pierwszej części, w której Aslan poświęcając się za jedno z dzieci ginie na Kamiennym Stole, aby później zmartwychwstać i przegnać z Narnii Białą Czarownicę. Wystarczy spojrzeć na część siódmą. Na samym początku stary szympans przybrawszy pewnego osła w lwią skórę zaczyna rozgłaszać, że Aslan powrócił i w jego imieniu wydawać rozkazy. Skutkuje to zaprzedaniem krainy wrogiemu mocarstwu i wprowadzeniu nowych porządków, wygodnych tylko dla małpy i jej towarzyszy. Wreszcie powraca prawdziwy Aslan i czytamy o końcu świata Narnii. Wtedy wszystkie istoty zbliżają się do zaczarowanych Drzwi, w których stoi Lew i po jednym tylko jego spojrzeniu albo zbaczają z drogi w cień po jego lewej stronie, albo wchodzą przez wrota do niezwykłej krainy.
Równie poruszająca jest historia stworzenia Narnii opisana w części szóstej. Największe wrażenie zrobiła na mnie scena tuż po stworzeniu zwierząt, gdy Aslan wybiera ich niewielką grupę, obdarza je ludzkim głosem i nakazuje im opiekować się niemymi towarzyszami, ostrzegając, że mogą utracić mowę, jeśli powrócą do dawnego trybu życia. Z kolei w moim ukochanym „Srebrnym krześle” przez całą książkę bohaterowie wędrują sami, bez opieki Aslana, a drogę mają im wskazywać przekazane jednemu z dzieci cztery Znaki – krótkie wskazówki, których pod żadnym pozorem nie powinno zapomnieć, aby nie zabłądzić. Zrozumienie ich staje się szczególnie trudne, gdy podróżnicy trafiają do krainy Podziemia. W dodatku, kuszeni przez jego piękną królową, niemal całkowicie zapominają o celu swej misji.
Zapewne wiele osób zdziwi, że książki nie są ułożone w kolejności chronologicznej. Ma to związek ze zwykłym zamętem z czasem w Narnii: „Jeśli się spędzi w Narnii nawet sto lat, powraca się do naszego świata o tej samej godzinie, w której się go opuściło. Jeśli natomiast wróci się do Narnii po tygodniu spędzonym tutaj, może się zdarzyć, że minęło już tysiąc narnijskich lat, albo jeden dzień, albo też czas w ogóle nie ruszył z miejsca.”. Lektura jest bardzo ciekawa i porywająca, a nawiązania do Biblii skłaniają do refleksji.

Niektórych może zniechęcać grubość serii – w zależności od wydania to w sumie ponad 1000 stron – ale naprawdę warto przeczytać całość. Choć każda część stanowi oddzielną historię, a czasem występują w niej różni bohaterowie, to wszystkie one doskonale się uzupełniają i tylko razem dają pełen obraz Narnii. W dodatku akcja jest tak ciekawa, że kolejne rozdziały „uciekają” nie wiadomo, kiedy. Zachętą do lektury oraz dokonywania własnych odkryć niech będą słowa książki: „Dalej wzwyż i dalej w głąb. Sami zobaczycie, jakie to łatwe”.

Już wkrótce recenzja następnej książki - "Igrzysk Śmierci" autorstwa Susanne Collins.
____
Źródła zdjęć: ze zbiorów własnych
C.S. Lewis, "Opowieści z Narnii", Wyd. Harber Point 2004
Copyright © 2016 Z biblioteki Molinki , Blogger