„Słuszna
sprawa...” Bardzo wygodne określenie. Słuszną sprawą może być utrzymanie
porządku w kraju, obalenie okrutnych władz, czy też powstrzymanie gromady
buntowników, których działalność przynosi wyłącznie zniszczenia. Same szczytne
cele. Tyle tylko, że potrzeba do tego drobnych ofiar. Aby zmusić ludność do
posłuchu trzeba wysyłać niewielkie grupy dzieci na arenę, żeby się pozabijały.
Nic to, w końcu lepsze to niż doszczętne wyniszczenie populacji. Władze obalić
trzeba, ale najpierw należy zdobyć źródła zaopatrzenia stolicy… Nie udało się?
No cóż, wywołajmy lawiny, które doszczętnie zniszczą okolicę. Pewnie zginie
wiele osób, ale nie będą cierpieć więcej niż ofiary okrucieństwa władz. Tylko
to torturowanie jeńców… Przecież musimy jakoś zdobyć informacje o rebelii… A
niech tam, pro publico bono można, a
nawet trzeba... Że niby w ten sposób każde zabójstwo może okazać się
usprawiedliwione? Przecież działamy dla dobra sprawy!
W
ten sposób kończy się piękna baśń o romantycznej rebelii ratującej kraj przed
uciskiem i dobrotliwym prezydencie, a zaczyna całkiem nowa opowieść, horror pod
tytułem „Wojna”. Początek jest bardzo szlachetny, doświadczeni przez los ludzie
jawnie mówią o okrucieństwie władz, stojąc na popiołach miejsca zwanego 12
Dystryktem. Oczywiste jest, że nie wolno im się poddać. Muszą pokonać
prezydenta Snowa, a później stworzą republikę, taką, jak za dawnych czasów.
Dopiero wtedy wszyscy będą żyli w dostatku i szczęściu. Nieufna Katniss jednak
długo wzbrania się, zanim w końcu zgadza się zostać twarzą rebelii, pod kilkoma
warunkami. Między innymi żąda wyłącznego prawa do zabicia prezydenta Snowa.
Choć jest wykończona psychicznie po pojmaniu Peety, a także nie dowierza
dowódczyni buntu, występuje w serii filmów pokazujących okrucieństwo władz. Parę
razy bierze też udział w bitwach, częściej samowolnie niż z rozkazu. Wśród
ludności Dystryktu 13, w którym znajduje się siedziba rebelii, nie czuje się
dobrze. Sama rozdarta jest między dwiema skrajnymi postawami. To wstrząsa się
wewnętrznie na widok planów rebelianckich pułapek, które wykorzystują najlepsze
cechy rasy ludzkiej, takie jak chęć niesienia pomocy i współczucie do zwabienia
na pewną śmierć jak największej liczby osób, to w nienawiści gotowa jest na
wszystko, byle zabić prezydenta. Jedno trzeba autorce przyznać. Potrafi pokazać
wojnę wprost, bez znieczulenia, a na koniec wali czytelnika między oczy, gdy na
chwilę spod płaszczyka szlachetnych intencji rebeliantów wyziera czarny potwór
okrucieństwa. Niewinni ludzie giną z rąk obu stron konfliktu. Nienawiść pokrywa
słuszne cele. Wojna dla słusznej sprawy okazuje się niebezpieczną machiną,
która wprawiona w ruch rani wszystkich wokół. Tradycyjne „i żyli długo i
szczęśliwie” pełne jest głębokiego i niezrozumiałego bólu, który już nie
odejdzie…
To nie piękna
romantyczna opowieść, tylko prawdziwa historia, w której mają swoje odbicie
wszystkie konflikty na świecie. Zakończenie jest trudne i boli równie mocno
czytelników, jak i bohaterów, ale równocześnie i bardzo mądre. „Zabójczyni” –
taki tytuł nosi ostatni rozdział książki. Choć odnosi się do Katniss, moim
zdaniem o wiele lepiej pasuje do wojny. To ona zamienia ludzi w żądne krwi
potwory, zabijając w nich dobro. To przez nią giną niewinni. I choć wszystko
zmienia się na lepsze, to czy ta zmiana warta jest tak wielkich ran, których
czas nigdy nie zaleczy do końca? Zawsze, gdzieś na bliznach po nich osadzi się
resztka nienawiści, czekająca całe lata, aby wybuchnąć nowym płomieniem
kolejnej wojny. Czy warto…? Na to pytanie każdy powinien odpowiedzieć sobie
sam…
Poznaj też inne książki Susanne Collins!
____Zdjęcie ze zbiorów własnych
S. Collins, "Kosogłos", przekład Małgorzaty Hesko-Kołodzińskiej i Piotra Budkiewicza, wyd. Media Rodzina 2010
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz