Spokojnie,
może i powyższa wizja w pierwszej chwili wydaje się wstrząsająca, jednak w
rzeczywistości życie Buby nie jest wcale takie złe. Dziewczyna ma przecież
swoje dżinsy, ukochane martensy i dziadka, z którym przy partyjce ogóra może o
wszystkim porozmawiać. A przede wszystkim – ma niezwykłe poczucie humoru,
dzięki któremu największe kłopoty stają się mniej dręczące. No, może poza
przystojnym Adasiem, spędzającym coraz więcej czasu z Jolką… Jednak naprawdę trudno
długo rozpaczać nad takimi drobiazgami, kiedy matka idzie na wywiadówkę do nie
tej szkoły, co trzeba, do drzwi dobija się para ekscentrycznych znajomych
(mających dziwną zdolność pojawiania się dokładnie w porze obiadu), a z wizytą
zapowiada się elegancka babka Rita, zamierzając wprowadzić w domu szereg
reform. Nic dziwnego. W końcu nieprzewidziane sytuacje na Zwierzynieckiej
zdarzają się po prostu zawsze.
Poza końską
dawką humoru sytuacyjnego, na kartach książki czeka nas też całkiem dużo głębokich
przemyśleń i pięknych metafor. To niesamowite, jak poetycko dobra autorka
potrafi podsumować najbardziej prozaiczną, pełną wyzwisk awanturę. Dzięki temu
„Buba” staje się lekturą o wiele cieplejszą i wdzięczniejszą niż można by
oczekiwać po książce opisującej losy tak kłótliwej, przeżywającej ciągłe burze
rodziny.
Jak
zwykle u Barbary Kosmowskiej, nawet w najczarniejszej nocy wzajemnych oskarżeń,
nieuchronnie zmierzających w stronę absurdu dyskusji i zagrożenia rozwodem
znajdzie się przewrotny promyk dowcipu. A kilka stron dalej dla pogodzonych już
bohaterów zacznie się całkiem nowy, zwariowany, lecz na swój sposób piękny
dzień.
Takie
drobne pokrzepienie na tym łez padole.
____
Zdjęcie okładki ze zbiorów własnych
Pozostałe elementy grafiki: https://www.canva.com/
Cytat zamieszczony na plakacie pochodzi z egzemplarza wydanego przez Wydawnictwo Literatura 2010