Młody naukowiec ostrożnie rozwija starożytny zwój i fachowym spojrzeniem ocenia wiek znaleziska. Błyskawicznie orientuje się, z jakiego okresu pochodzą wypisane na nim symbole. Drżącą dłonią zapisuje w skórzanym notesie kolejne litery… Wtem aktywuje się jedna z chroniących skarbu pułapek. Równocześnie do pomieszczenia wpada grupa uzbrojonych po zęby bandziorów…
Opisana
wyżej scena z pewnością wydaje się Wam bardzo znajoma. Rzeczywiście: takie
zwieńczenie akcji znajdziemy w co drugim filmie (lub książce) o poszukiwaczach
skarbów. Zapewne każdy z Was marzył kiedyś, żeby znaleźć się na miejscu
ulubionego bohatera. Dlaczego zatem nie spróbować? Na kartach „Dziennika 29”
wreszcie jest to możliwe. Nie jest to typowa książka. To wyjątkowe wyzwanie,
rzucone każdemu, kto po nią sięgnie. Na pierwszej stronie dowiadujemy się, że „Dziennik 29” jest jedynym przedmiotem, jaki pozostał po badających ślady obcej
cywilizacji naukowcach. Wszyscy bez wyjątku zaginęli w tajemniczych
okolicznościach w 29 tygodniu wykopalisk. Zaczyna się robić ciekawie, prawda? A to dopiero początek przygody! Zadaniem czytelnika jest odszyfrowanie zapisów z
notesu i odkrycie, co naprawdę stało się z ekipą. Zasady są bardzo proste.
„Dziennik 29” połączony jest ze specjalną stroną internetową. Każda kartka jest
oddzielną zagadką. Po rozwiązaniu zadania należy wpisać pod wskazanym adresem
odpowiedź. Jeśli jest poprawna, komputer zwróci nam specjalny klucz – słowo lub
liczbę, która może okazać się przydatna przy rozwiązywaniu kolejnych zagadek.
Brzmi dość banalnie, prawda? Sprawę jednak bardzo komplikuje to, że zadania w „Dzienniku 29” są, delikatnie mówiąc, nieszablonowe. Jeśli oczekujecie, że u góry strony znajdziecie wypisane wielkimi literami polecenie i kilka
rozwiązanych przykładów, to przygotujcie się na szok. W tej książce nie ma
instrukcji! Nie ma! Sam musisz zorientować się, co autor ma na myśli, jaka jest
zależność między garścią dziwacznych wyrazów i który z nich jest odpowiedzią. Choć
głównie zagadki opierają się na spostrzegawczości i wyobraźni, czasem przydatna
okazuje się też wiedza. Jedynym ułatwieniem jest pojedyncza strona pozostałych po naukowcach notatek, kilka lakonicznych dopisków w rodzaju „Muszę zadzwonić po ekipę” i mocno ogólne podpowiedzi ze strony internetowej. W ostateczności dobrym
patentem okazuje się oddelegowanie któregoś członka rodziny do przeczytania
odpowiedzi i udzielenia pozostałym dodatkowych wskazówek. Nie lękajcie się
jednak, nie taki diabeł straszny, jak go malują! I, mimo licznych kłótni ze współpracownikami, bojowych wrzasków „Zniszcz ten dziennik!”, a nawet chwil
depresji, prędzej czy później uda się rozwiązać ostatnią zagadkę i odkryć, że…
No właśnie. Z odkrywaniem różnie bywa. A w tym wypadku rozwiązanie ciągnie za sobą
największą zagadkę ze wszystkich: czy będzie ciąg dalszy?
Jesteś ciekaw, jak wygląda przykładowa zagadka z "Dziennika 29"? Zobacz sam:
To nie takie proste... Ale za to jaka satysfakcja ;-) |
____________
Zdjęcie okładki ze zbiorów własnych
Labirynt: https://www.canva.com/
Cytat zamieszczony na plakacie pochodzi z przekładu Marty Kisiel-Małeckiej, Wydawnictwo Fox Games 2019
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz