niedziela, 13 grudnia 2020

Nim zabłyśnie pierwsza gwiazdka... Pomysły na świąteczne prezenty dla młodzieży

Nim zabłyśnie pierwsza gwiazdka... Pomysły na świąteczne prezenty dla młodzieży

 



Grudzień trwa już w najlepsze, a do świąt pozostało już zaledwie nieco ponad tydzień. To ostatnia chwila na przygotowanie prezentów: bez względu na to, czy musicie tylko je zapakować, czy dopiero wybieracie się na bożonarodzeniowe zakupy. Niezależnie od tego, na jaką strategię się zdecydowaliście, pamiętajcie, że cały czas możecie dorzucić do wybranych podarunków jakiś drobiazg… na przykład ciekawą książkę. Oto druga część recenzji, tym razem z czytelniczymi propozycjami dla młodzieży.

„Inna?”, Irena Jurgielewiczowa


Na co dzień Danka mieszka w domu dziecka, ale święta jak co roku planuje spędzić u ukochanej „babci” Domańskiej. Niespodziewanie jednak staruszka rozchorowuje się. Nie chcąc sprawić dziewczynie zawodu, załatwia jej zaproszenie na Wigilię do jednej ze swoich znajomych. Danka cieszy się na ten wyjazd, ale i bardzo się niepokoi. Jej przeczucia okazują się słuszne. Już na wstępie daje o sobie znać wybuchowy temperament dziewczyny, a dwójka chłopców spędzających Gwiazdkę w tym samym domu wydaje się całkowicie do niej uprzedzona. Bohaterowie są przekonani, że nie zdołają znaleźć ze sobą wspólnego języka. Jednak wigilijny nastrój naprawdę zbliża ludzi… a kto wie – może oprócz przyjaźni będzie na nich czekać również coś więcej?

Tak jak w przypadku „Tego obcego”, Irena Jurgielewiczowa udowadnia, że nawet najgorzej ułożone życie da się wyprostować. Wystarczy tylko znaleźć dobrych ludzi, którzy zamiast oceniać – pomogą. Oprócz Danki na kartach książki spotkamy też starych znajomych z pierwszej części powieści: Ulę, Pestkę, Zenka, Julka i Mariana.


"Ballada ptaków i węży", Suzanne Collins

Trwają przygotowania do Dziesiątych Głodowych Igrzysk. Aby podnieść oglądalność tego niezbyt popularnego programu, władze postanawiają lekko zmodyfikować jego zasady. Od tej pory każdy z trybutów ma otrzymać swojego mentora – rówieśnika ze stolicy, którego zadaniem będzie doprowadzenie podopiecznego do zwycięstwa. Dla młodego Coriolanusa Snowa projekt jest jedyną szansą ocalenia rodziny przed nędzą. Tymczasem jednak wszystko układa się niepomyślnie: bohater musi promować kruchą dziewczynę z Dwunastego Dystryktu. Ku jego zaskoczeniu rozśpiewana Lucy Gray błyskawicznie podbija serca publiczności… a nawet jego samego. Czy Corio zdoła ocalić ukochaną przed śmiercią na arenie?

W swojej najnowszej powieści Suzanne Collins zabiera czytelników w niezwykłą podróż do czasów, gdy Kapitol był jedną wielką ruiną, trybutów zamiast w eleganckim hotelu przetrzymywano w małpiarni w zoo, zaś cały system działania igrzysk śmierci był jeszcze w powijakach. A wszystko po to aby nareszcie ujawnić zaskakujące początki kariery człowieka, którego w „Igrzyskach Śmierci” poznajemy jako okrutnego prezydenta Snowa…


"Obronić królową", Barbara Kosmowska

Po wielu latach od rozwodu rodziców, Greta przyjeżdża do ojca aby zamieszkać u niego przez następny rok. Mimo, że początki są dość trudne, bohaterka błyskawicznie znajduje wspólny język z przybraną siostrą, Lilką. Wkrótce na jej drodze pojawia się także dowcipny, sympatyczny Igor… Jednak nad Gretą cały czas wisi widmo tajemnicy związanej z jej matką. Co jeśli odkryje ją piękna, zaangażowana społecznie Milena, która bezgranicznie kocha się w Igorze?

W „Obronić królową”, tak jak w kryminale, nic nie jest takie jakie się wydaje. Każda kolejna strona odsłania nowe sekrety bohaterów. Jak się okazuje, niejednokrotnie czyjeś nieprzyjemne zachowanie spowodowane jest własnymi nieszczęściami… Jak zwykle u Barbary Kosmowskiej, nawet najsmutniejsze wydarzenia opisane są z delikatnością i zrozumieniem, a przede wszystkim – wielką pogodą ducha.



„I nie było już nikogo”,Agatha Christie

Dziesięć osób otrzymuje propozycję pobytu w eleganckiej willi na bezludnej wyspie. Zaproszenie okazuje się jednak elementem misternego planu tajemniczego zabójcy, który chce na własną rękę wymierzyć gościom sprawiedliwość za ich niecne czyny z przeszłości. Bohaterowie giną kolejno, zgodnie ze słowami wywieszonej w ich pokojach dziecięcej rymowanki. Czy uda im się odkryć, który z nich jest mordercą nim będzie za późno?

Agatha Christie doskonale opanowała sztukę doprowadzania czytelnika do szczytowego napięcia, nie epatując przy tym brutalnymi opisami zbrodni. Jej powieść jak zwykle zachwyca misterną, błyskotliwą intrygą, skomplikowaną psychologicznie sytuacją oraz więcej niż zaskakującym finałem. Nie bez powodu niektórzy nazywają autorkę „królową kryminału”!

„Robin Graficiarz”, Muriel Zürcher


Sam od miesięcy jest poszukiwany przez paryską policję za malowanie na murach wielobarwnych graffiti. Nieuchwytny malarz, ochrzczony przez media „Robinem Graficiarzem”, błyskawicznie staje się lokalną sensacją. Jednak dla Sama rozgłos jest tylko środkiem do celu. Głęboko wierzy, że pewnego dnia jego ukochana z dzieciństwa, Gabrielle, zobaczy zdjęcia murali i rozpozna na nich zwierzęta ze starego albumu, który wspólnie przeglądali – a potem przybędzie do Paryża aby go odnaleźć. Niespodziewanie jednak na drodze chłopaka pojawia się rezolutna uciekinierka z domu dziecka, która uznaje go za swojego jedynego opiekuna. Wkrótce bohaterów łączy szczera, choć nieco nietypowa przyjaźń… oraz konieczność bezwarunkowej ucieczki przed opieką społeczną i policją.

„Robin Graficiarz” udowadnia, że wiara w moc marzeń nie jest zarezerwowana wyłącznie dla dzieci, a nawet najbardziej antypatyczny człowiek nosi w sobie romantyczne pragnienie zmiany świata na lepsze. Muriel Zürcher udało się dokonać niemożliwego: jej powieść z jednej strony zachwyca optymizmem i magiczną wizją rzeczywistości, z drugiej zaś – ani na chwilę nie razi naiwnością.

I to już koniec przedświątecznej serii recenzji. Starałam się zaproponować Wam jak najciekawsze i najbardziej różnorodne propozycje książek, aby każdy mógł znaleźć coś dla siebie. Mam nadzieję, że ten post pomógł Wam wybrać naprawdę trafione prezenty dla najbliższych… albo ciekawe lektury dla siebie samych 😊.

Wesołych świąt!

PS. Zapraszam też do przeczytania pierwszej części recenzji.

___

Zdjęcia ze zbiorów własnych

I. Jurgielewiczowa, "Inna", wyd. Nasza Księgarnia 2011

B. Kosmowska, "Obronić Królową", wyd. Nasza Księgarnia, 2017

A. Christie, "I nie było już nikogo", przeł. Roman Chrząstowski, Wydawnictwo Dolnośląskie, 2014

M. Zürcher, "Robin Graficiarz", wyd. Polarny Lis, 2018

S. Collins, "Ballada ptaków i węży", Małgorzata Hesko-Kołodzińska i Piotr Budkiewicz, Wydawnictwo Media Rodzina 2020

niedziela, 6 grudnia 2020

Nim zabłyśnie pierwsza gwiazdka... Pomysły na świąteczne prezenty dla najmłodszych

Nim zabłyśnie pierwsza gwiazdka... Pomysły na świąteczne prezenty dla najmłodszych

 


Chyba wszystkie dzieci są zgodne co do tego, że Gwiazdka jest najbardziej magicznym dniem w roku. Już od początku grudnia wszyscy malcy niecierpliwie wyjadają czekoladki z kalendarzy adwentowych i odliczają minuty do Wigilii. Tymczasem wszyscy rodzice i krewni stają przed odwiecznym dylematem: co ofiarować swoim pociechom? Oto propozycje pięciu książek dla dzieci w bożonarodzeniowym klimacie – i nie tylko!


„Dwa miśki na wynos!”, Marcin Przewoźniak

Kiedy pluszowy Zając zostaje wyrzucony na śmietnik przez swojego właściciela, jest przekonany, że dożyje reszty swoich dni w chłodzie i samotności. Gdy już traci wszelką nadzieję, niespodziewanie na wysypisku lądują… zaprzężone w renifery sanie kierowane przez kangura. Nieznajomy zabiera pluszaka do sekretnej bazy w samym środku Bieguna Północnego, gdzie zagubione przed laty zabawki pomagają Świętemu Mikołajowi przygotowywać się do Gwiazdki. Od tej pory czeka go barwne, pełne przygód życie… Jednak mimo to Zając wciąż tęskni za ukochanym właścicielem.

Dość nietypowa, lecz niezwykle barwna i pozytywnie zakręcona wizja siedziby Świętego Mikołaja. Szalone rajdy saniami, tajne misje, a przede wszystkim – szczegółowe opisy różnych działów fabryki prezentów z pewnością zachwycą nie tylko najmłodszych, ale i starszych czytelników.😊


Kocie historie”, Tomasz Trojanowski

Życie pod jednym dachem z trzema kotami nie może być nudne! Poznajcie czarnego Hermana, artystkę Zofię i niesfornego Gienka. Bohaterów łączy głębokie uczucie do lodówki, niepospolita pomysłowość i zdolność do pakowania się w największe kłopoty. Nic dziwnego, że niemal każdy dzień obfituje w nowe atrakcje: od organizacji Dnia Kota, poprzez loty wanną w roli samolotu aż po prawdziwą aferę detektywistyczną. Pozostaje tylko głęboko współczuć Dużemu, który nieopatrznie przyjął tę gromadkę pod swój dach…

„Kocie historie” to jedna z niekwestionowanych książek mojego dzieciństwa. Wszystkie trzy części przeczytałam po kilka razy, a po drugiej z nich zaczęłyśmy z siostrą naśladować wybryki bohaterów, urządzając w mojej szafie rakietę kosmiczną (obowiązkowo z rajstopami na głowach). Obecnie z kolei coraz bardziej doceniam ironiczne poczucie humoru Dużego, który zawsze ma w zanadrzu jakiś zabawny komentarz do kocich wybryków.


„Zosia z ulicy Kociej na zimę”, Agnieszka Tyszka

Na Kociej 5 jak zwykle nieprzewidziane sytuacje są na porządku dziennym. Nic dziwnego, że niewinne przygotowania do świąt wkrótce przybierają zgoła szalony obrót. Wyskubana choinka zwana Buką, POLIKARP, który zamiast w galarecie ląduje w wannie, czy wizyta dawno niewidzianego, oryginalnego dziadka Dionizego bez wątpienia wystarczą aby wywołać uśmiech na każdej twarzy. A przy tym cała historia utrzymana jest w świątecznym klimacie. Czego chcieć więcej?

Tak jak wszystkie inne książki z tej serii, „Zosia z ulicy Kociej na święta” pełna jest rodzinnej atmosfery, zabawnych sytuacji i OCZEWIŚCIE genialnych powiedzonek Mani. Ja do dziś czasem wracam do tej powieści.



„Niekończąca się historia”, Michael Ende

Kiedy Bastian znajduje w antykwariacie tajemniczą książkę, nie może powstrzymać się przed ukradkowym wyniesieniem jej ze sklepu. Chłopiec zamyka się na szkolnym strychu aby w spokoju zgłębić treść tomu. Jak się okazuje, opisuje on historię Fantazjany – baśniowej krainy, której zagraża straszliwą Nicość. Główny bohater powieści, Atreju, wyrusza w pełną przygód podróż aby odnaleźć sposób na uratowanie swojego świata. Tymczasem losy Bastiana coraz silniej wiążą się z bohaterami książki… Czy to możliwe, że tylko on może ocalić Fantazjanę?

Najlepszą recenzję dla tej książki stanowią chyba słowa mojej siostry. Jak zauważyła, płynne przenikanie się fikcji z rzeczywistością w pierwszej części książki przywodzi na myśl „Świat Zofii”. Z kolei przygody Bastiana w Fantazjanie jednoznacznie kojarzą się z „Władcą Pierścieni” – podobnie jak Frodo Baggins, bohater musi mierzyć się z pokusą wykorzystania ofiarowanego mu magicznego przedmiotu. Mimo, że „Niekończąca się historia” porusza bardzo poważne tematy, spokojnie można ją polecić nawet dzieciom z dolnej podstawówki.


„Pamiętnik grzecznego psa”, Katarzyna Terechowicz i Wojciech Cesarz

Winter jest bardzo grzecznym i dobrze wychowanym malamutem z rodowodem. Czasem tylko trochę trudno mu zrozumieć ludzi… Na przykład takiego Henryka, który cały czas chodzi ponury i ma pretensje kiedy pies śpi z nim w jednym łóżku. Albo spacerowiczów z parku: można się z nimi bardzo dobrze bawić w ganianego, ale robią przy tym mnóstwo krzyku, a czasem nawet wskakują na koniec do kanałku. A w dodatku wszyscy używają takich dziwnych słów jak: „siad”, „noga”, czy „leżeć”. I o co im może chodzić?

„Pamiętnik…” jest chyba jedną z najzabawniejszych książek mojego dzieciństwa. Jedyne utrudnienie stanowi dobór właściwego lektora do wieczornego czytania tej powieści – mój tato na przykład co chwilę musiał przerywać lekturę, bo ze śmiechu dosłownie zsuwał się z fotela.

Wszystkie wymienione książki przetestowałam na sobie samej. Wiążą się z nimi najlepsze wspomnienia z mojego dzieciństwa. Mam nadzieję, że ta recenzja pomoże Wam wybrać naprawdę dobre prezenty dla swoich najbliższych.

Tymczasem już za tydzień propozycje najciekawszych książek dla młodzieży!

____

Źródła zdjęć:

Grafika początkowa: https://www.canva.com/

Zdjęcia okładek ze zbiorów własnych     

M. Przewoźniak, "Dwa miśki na wynos!", wyd. Skrzat 2013

T. Trojanowski, "Kocie historie", wyd. Literatura  2010

A. Tyszka, "Zosia z ulicy Kociej na zimę", wyd. Nasza Księgarnia 2013

M. Ende, "Nie kończąca się historia", przeł. Sławomir Bałut, Wydawnictwo Znak 2010

K. Terechowicz, W. Cesarz, "Pamiętnik grzecznego psa", wyd. Literatura 2011



niedziela, 25 października 2020

„Magia słów”, Joanna Wrycza-Bekier

„Magia słów”, Joanna Wrycza-Bekier


   Nawet jeśli nie uważasz się za pisarza, bez wątpienia przynajmniej raz w życiu musiałeś przygotować jakiś tekst lub wypowiedź. Nie ma znaczenia, czy było to wypracowanie na temat lektury, krótki wpis na bloga czy życzenia urodzinowe dla znajomego – pisanie jest po prostu częścią naszego życia. Niezależnie od tego czy jesteś ścisłowcem czy humanistą, musisz się z tym pogodzić i… nauczyć się w celny i porywający sposób przelewać swoje myśli na papier. Niemożliwe? Jak się okazuje – wręcz przeciwnie!

   Będę szczera: nigdy nie przepadałam za poradnikami. Nie pomagało przeplatanie tekstu barwnymi anegdotami, ciekawostkami i intrygującymi przykładami. Spostrzeżenia autorów wydawały mi się banalne, szaty graficzne raziły wymuszoną „młodzieżowością”, a sam gatunek literacki już na wstępie przegrywał walkę z każdą powieścią. Mogłam po kilka razy czytać od nowa tę samą książkę, mogłam z autentycznym zaangażowaniem dyskutować o archetypach, mogłam nawet w środku wakacji pożerać lektury szkolne – ale nie potrafiłam obudzić w sobie entuzjazmu do poradników. Jednak gdy tylko wzięłam do ręki „Magię słów”, od razu zdałam sobie sprawę, że tym razem będzie inaczej. Joanna Wrycza-Bekier bez trudu łączy barwny, plastyczny język z celnymi spostrzeżeniami i praktycznymi poradami. Od razu widać, że jej wskazówki na temat przyciągania uwagi czytelnika nie są tylko pustymi morałami, ale efektem bogatego doświadczenia i gruntownej wiedzy. Pod piórem autorki nawet sprawy tak prozaiczne jak interpunkcja czy szyk zdania zamieniają się w kolejne rozdziały porywającej opowieści o pisaniu, a najzwyklejsze przykłady w rozdziałach o budowaniu napięcia chwilami przypominają bardziej wycinki z thrillera. W rezultacie poradnik czyta się jak najlepszą powieść przygodową. I kto powiedział, że potrzeba setek krzykliwych ilustracji aby przyciągnąć uwagę czytelnika?

   Gdybym miała streścić zawartość „Magii słowa” w jednym zdaniu, brzmiało by ono: „Kompendium wiedzy pisarskiej dla mniej lub bardziej zaawansowanych”. Na kartach książki autorka przejrzyście wyjaśnia i opisuje wszystkie kwestie, bez których nie da się stworzyć naprawdę dobrego tekstu: od stylistycznych poprawek aż po tworzenie fabuły powieści. Joanna Wrycza-Bekier bezlitośnie rozprawia się z formalnymi „tasiemcami”, banalnymi porównaniami i „wampirami energetycznymi”, walcząc o piękne, odkrywcze zdania. Dobrze dobrane zestawienia przykładów pomagają błyskawicznie zorientować się, co sprawia, że nasze słowa są naprawdę plastyczne i działają na ludzką wyobraźnię. Mimo, że niektóre z tych zasad znałam już wcześniej, dopiero teraz zrozumiałam, dlaczego warto wykorzystać je w praktyce. Prawdziwym atutem książki są też „lekcje” wielkich pisarzy. Autorka z detektywistycznym zacięciem wnika w tajniki ich stylu… niejednokrotnie dochodząc do naprawdę zaskakujących wniosków. Kto by pomyślał, że historie o Jamesie Bondzie są tak poczytne nie ze względu na częste zwroty akcji, ale dzięki zwracaniu uwagi na całkowicie codzienne, zwyczajne szczegóły? Ta część poradnika szczególni przyda się osobom, które w przyszłości same chcą zostać pisarzami – choć jest też to niepowtarzalna okazja aby dowiedzieć się czegoś więcej o swoich idolach albo wpaść na trop ciekawej lektury!

   „Magia słowa” z pewnością przyda się wszystkim, którzy w swoim życiu bezustannie stykają się z pisaniem – ale też chcą jasno i precyzyjnie się wyrażać. Niezależnie od tego, czy pracujecie właśnie nad ważną umową, czy usiłujecie dodać życia swojej najnowszej powieści, bez wątpienia znajdziecie tu coś dla siebie. A przy okazji spędzicie naprawdę przyjemne popołudnie.

____

Zdjęcie ze zbiorów własnych

Pozostałe elementy grafiki: https://www.canva.com/

Cytat zamieszczony na plakacie pochodzi z egzemplarza wydanego przez  wyd. Onepress 2014

            

 

               

niedziela, 11 października 2020

"Klin", Joanna Chmielewska

"Klin", Joanna Chmielewska



Kiedy przedsiębiorcza, spontaniczna kobieta zostaje sama w domu ze złamanym sercem i całodobowym dostępem do telefonu, lepiej nie być w skórze niewiernego ukochanego. Nic dziwnego: głęboka potrzeba znalezienia jakiegoś zajęcia połączona z niezmierzonymi pokładami szaleńczej inicjatywy mogą doprowadzić do naprawdę wstrząsających rezultatów... Zwłaszcza jeśli akurat trafi się na trop grupy przestępców.

Kiedy jej ukochany nie oddzwania od kilku dni, Joanna jest głęboko załamana. Ostatecznie w akcie desperacji decyduje się "wybić klin klinem" i nawiązać romans z poznanym przez telefon nieznajomym o pięknym głosie. Mężczyzna okazuje się jednak bardzo tajemniczy: pracuje w nietypowych godzinach, nie chce zdradzić swojego zawodu ani nawet podać prawdziwego imienia. Bohaterka postanawia odkryć jego tożsamość. Nawet nie spodziewa się, że ten niewinny, przekorny wybryk doprowadzi ją na trop znacznie poważniejszej sprawy...

Kiedy kilka lat temu zaczytywałam się "Większym kawałkiem świata", byłam przekonana, że rekordu szaleństw Tereski i Okrętki nie da się pobić. Jednak pierwsze zetknięcie z Joanną momentalnie wyleczyło mnie z tego przekonania. Tworząc postać swojej imienniczki, autorka zdecydowanie przeszła samą siebie. Będąc osobą bardzo przejmującą się tym "co ludzie powiedzą" nie mogłam powstrzymać lekkich zawrotów głowy śledząc telefoniczne manipulacje bohaterki.  Sama nigdy nie wpadłabym na to, że można całymi dniami wydzwaniać pod przypadkowe numery, próbując odnaleźć w ten sposób poszukiwanego człowieka albo uparcie odbierać dziwne połączenia od podejrzanych osobników, udając że jest się zupełnie wtajemniczonym w ich sprawy. Na tym tle nawet czytanie książki telefonicznej od deski do deski czy nachodzenie byłych ukochanych o pierwszej w nocy aby pożyczyć od nich pieniądze wydaje się po prostu nieszkodliwym dziwactwem. Nic więc dziwnego, że nawet najlepsi przyjaciele Joanny traktują ją, delikatnie mówiąc, z lekką ostrożnością. Trzeba jednak przyznać, że dzięki tym wybrykom chwilami trudno powstrzymać śmiech, a telefoniczne przeżycia bohaterki nadają lekturze niezwykły klimat. Szkoda tylko, że z racji gwałtownego rozwoju technologicznego raczej nie mamy już szans na przeżycie tego typu przygody...

Każdy kto choć raz zetknął się z twórczością Joanny Chmielewskiej z pewnością doskonale wie, że jej książki trudno nazwać typowymi kryminałami. Zwariowani bohaterowie, absurdalne sytuacje i delikatnie mówiąc nieszablonowe metody prowadzenia śledztwa nie sprzyjają raczej spokojnej, chłodnej analizie przedstawionych wydarzeń. Zazwyczaj aż do ostatniej strony pozostaje się w stanie niezwykłego rozbawienia i całkowitej dezorientacji. Nie inaczej ma się sprawa z "Klinem". Trzeba przyznać, że autorka doskonale wie, co zrobić aby zbić czytelnika z tropu. Nawet sam Poirot zagubiłby się pewnie w takiej ilości przystojnych Januszów, pomyłek telefonicznych i nieporozumień. Aż dziw, że Joanna cały czas wydaje się całkiem dobrze zorientowana w całej sytuacji. Jest to swoisty paradoks: śmiejemy się z szalonych metod bohaterki, jednak gdy przychodzi co do czego, nasza logika całkowicie zawodzi. Może to i dobrze? W końcu ambicją każdego autora kryminałów jest przecież zaskoczenie czytelnika rozwiązaniem zagadki...

Jeśli lubicie się pośmiać i nie przeszkadza Wam swobodne łączenie wątków kryminalnych ze zwariowanymi, absurdalnymi sytuacjami, "Klin" zdecydowanie jest książką dla Was!

Poznaj też inne książki Joanny Chmielewskiej!
___
Źródła zdjęć:
Okładka - ze zbiorów własnych
Pozostałe elementy grafiki: https://www.canva.com/
Cytat zamieszczony na plakacie pochodzi z egzemplarza wydanego przez  Firmę Księgarską Olesiejuk 2015

niedziela, 20 września 2020

„Dziewczyna Mistrza Gry”, Krystyna Siesicka

 „Dziewczyna Mistrza Gry”, Krystyna Siesicka

 


    Wszyscy którzy podobnie jak ja obdarzeni zostali bujną wyobraźnią, z pewnością zdają sobie sprawę z tego, jak wiele „atrakcji” może przynieść samotny pobyt w domu. Szum wiatru, ciemność, czy hałas spowodowany przez kota z pewnością wystarczą aby doprowadzić wiele osób na skraj załamania nerwowego. A co jeśli właśnie taka sceneria stanie się tłem dla prawdziwie tajemniczych zdarzeń…?

    Na prośbę przyjaciółki, Flora przeprowadza się do jej mieszkania żeby pod nieobecność właścicielki mieć na wszystko oko. Dla strachliwej scenografki, pobyt w mrocznym apartamencie okazuje się ciężką próbą nerwów - zwłaszcza, że jeden z pokojów udostępniony jest do użytku dziwacznej grupie młodzieży, która gra tam w gry RPG. Wkrótce bohaterka poznaje ich nieformalnego przywódcę i mentora, Kamila oraz zakochaną w nim Marianę. Wydaje się, że parę łączy szczere uczucie… do czasu, kiedy Flora przypadkiem dowiaduje się o istnieniu Pii Gizeli – Dziewczyny Mistrza Gry. Z czasem tajemnicza nieznajoma coraz silniej wkracza w życie bohaterów sprawiając, że nic nie jest już takie samo…

  Przyznam szczerze, że Krystynie Siesickiej udało się mnie zaskoczyć. Sięgając po książkę, spodziewałam się typowej powieści obyczajowej: fabuły zbudowanej wokół naszej codzienności, typowo młodzieżowych problemów i łagodnego, dziewczęcego klimatu. Niespodziewanie otrzymałam jednak prawdziwie tajemniczą opowieść, momentami graniczącą wręcz z thrillerem. Nastrój buduje już samo tło akcji: niewielkie mieszkanie w starej kamienicy, pełne skrzypiących podłóg i tajemniczych zakamarków. A kiedy na scenie pojawia się cień Pii Gizeli, zaczyna się robić naprawdę ciekawie. Dziewczyna jest nieuchwytna, jednak cały czas daje się wyczuć jej obecność. Rozmyśla o niej Kamil. Wspominają o niej jego znajomi. Jej imię wypisane jest na kartkach, które Flora znajduje w mieszkaniu. Chwilami postać zdaje się wręcz ulotną zjawą, której celem jest jak największe zranienie i przerażenie otaczających ją ludzi. A kiedy na koniec książki Pia Gizela objawia się osobiście, otacza ją prawdziwa aura grozy. I choć czytelnik, znając autorkę, od samego początku wierzy w racjonalne wytłumaczenie całej tej historii, podczas lektury trudno nie poddać się emocjom.

  Krystyna Siesicka zabawia się ciekawością czytelnika, oszczędnie dawkując wskazówki do rozwiązania sekretów bohaterów. Mimo, że opowieść jest pisana z perspektywy niemal wszystkich postaci, autorka mistrzowsko dobiera opisywane sceny tak, aby niczego nie dało się zbyt łatwo domyślić. Musimy więc uzbroić się w cierpliwość i przystąpić do mozolnego sklejania ze sobą skrawków informacji. Uwielbiam to uczucie, kiedy z artystycznego, literackiego chaosu stopniowo zaczyna wyłaniać się z początku podziurawiony, a później coraz bardziej spójny obraz danej historii. Jednak nie wystarczy po prostu przeczytać tę książkę, żeby zrozumieć, co naprawdę się zdarzyło. Kiedy już skończymy lekturę, musimy zatrzymać się nad nią na chwilę: porozmyślać, przywołać kilka ważnych szczegółów, dopowiedzieć sobie zakończenie jakiegoś wątku. Mam wrażenie, że Krystyna Siesicka daje czytelnikowi stokroć większą lekcję dedukcji niż nie jeden autor „prawdziwych” kryminałów – tym bardziej, że jak nikt potrafi pokazać, ile tajemnic kryją zupełnie zwyczajni ludzie wokół nas.

   Dzięki genialnemu połączeniu charakterystycznego stylu Siesickiej i nietypowej dla niej fabuły, „Dziewczyna Mistrza Gry” spodoba się szczególnie osobom, które nie przepadają za książkami obyczajowymi, a chcą zapoznać się z autorką. Kto wie – może lektura zachęci kogoś do sięgnięcia po inne jej dzieła?

___

Zdjęcie ze zbiorów własnych

Pozostałe elementy grafiki: https://www.canva.com/

Cytat zamieszczony na plakacie pochodzi z egzemplarza wydanego przez  wyd. Akapit Press 2007

 

niedziela, 30 sierpnia 2020

Przedłużyć lato! Książki na wakacje cz.2

Przedłużyć lato! Książki na wakacje     cz.2


Prawdę mówiąc kiedy tydzień temu zaczynałam przekopywać swoją biblioteczkę w poszukiwaniu ciekawych pozycji do tej recenzji, ani trochę nie spodziewałam się, że proponowany przeze mnie sposób na przedłużenie wakacji okaże się aż tak skuteczny. Jednak ku mojemu wielkiemu zdumieniu już po kilku przeczytanych stronach rutynowe i raczej męczące „odświeżanie” powieści przed ich opisaniem zamieniło się w świetną zabawę, w wyniku której całkowicie przestałam przejmować się nadchodzącym rozpoczęciem roku szkolnego. Problem pojawił się dopiero kiedy okazało się, że sporządzona przeze mnie lista jest zdecydowanie za długa i muszę wybrać tylko pięć tytułów. Ostatecznie, po gruntownej selekcji, przedstawiam ciąg dalszy wakacyjnego cyklu:

"Zapałka na zakręcie", Krystyna Siesicka

Jak co roku, Mada razem z mamą i siostrą spędza wakacje w Osadzie. Pewnego dnia na jej drodze pojawia się przystojny, ale bardzo skryty Marcin. Wkrótce zaczyna łączyć ich szczere uczucie… Jednak chłopak ukrywa przed dziewczyną trudną przeszłość. Co stanie się, kiedy jego sekret wyjdzie na jaw?
Niezbadaną tajemnicą pozostaje, skąd tak wakacyjny nastrój w opowieści, która obejmuje przecież niemal cały rok. Mam wrażenie, że jest to jedna z najlepszych książek Krystyny Siesickiej. Bardzo dużym plusem jest prowadzenie narracji na przemian z perspektywy Mady i Marcina, dzięki czemu łatwiej nam zrozumieć bohaterów. Powieść w starym stylu, która z jednakowym wdziękiem i uwagą porusza zarówno trudne, jak i zupełnie prozaiczne tematy.



„Wakacje z duchami”, Adam Bahdaj

Wraz z początkiem lata, Paragon, Perełka i Mandżaro wyjeżdżają nad jezioro. Wkrótce zakładają Klub Młodych Detektywów. Planują wspólnie rozwiązywać zagadki kryminalne, korzystając z wiedzy zaczerpniętej z historii o Sherlocku Holmesie. Niebawem okazuje się, że nie będą mieli czasu na nudę: w pobliskim zamku pojawiają się duchy, mężczyzna wynajmujący pokój u ich gospodyni znika bez zapowiedzi, a w okolicy pojawiają się tajemniczy osobnicy noszący coś ciężkiego w torbie na składak...

"Dziewczyna i chłopak", Hanna Ożogowska


Mimo różnicy wieku, Tomek i Tosia są wręcz uderzająco do siebie podobni. Nic dziwnego, że kiedy pod nieobecność chłopca w domu niespodziewanie pojawia się kierowca mający zabrać go na wakacje, najbardziej sensownym wyjściem wydaje się… zamiana miejsc. W rezultacie jego potulna, pracowita siostra w męskiej wiatrówce wyjeżdża do leśniczówki.  Po powrocie zdumiony Tomek musi podjąć grę i w kolorowej sukience udać się na wakacje u cioci Isi. Wkrótce ich bliscy nie mogą wyjść z podziwu, jakim cudem wygadany warszawiak z własnej woli pomaga w pracach domowych albo dyskutuje z sąsiadkami o modzie, podczas gdy grzeczna Tosia rozstawia po kątach okolicznych dryblasów i organizuje zabawę w Indian… Komedia pomyłek, przy której nie sposób się nie śmiać!



„Zosia z ulicy Kociej. Na wakacjach”, Agnieszka Tyszka

Zdecydowanie najsympatyczniejszy z wakacyjnych tomów serii. Co robić, kiedy mama niespodziewanie rozchorowuje się na ospę tuż przed wyjazdem nad morze? OCZEWIŚCIE, skłonić do wyprawy zwariowaną ciotkę-artystkę! W takim towarzystwie nawet wielogodzinna podróż samochodem, pobyt w opętanym przez turystów Górzewie i zakwaterowanie w najbliższym sąsiedztwie stada gęsi nabierają nowego charakteru… A kto wie – może uda się wspólnie wyrwać na odludzie w samym środku mazurskich jezior?
Tych, którzy mieli już okazję poznać Zosię, Manię, Misia i Krzysia, bez wątpienia nie muszę zachęcać do lektury. A tym, którzy jeszcze o nich nie słyszeli, mogę powiedzieć tylko jedno – naprawdę warto nadrobić zaległości. Nawet jeśli jest się już nieco za dużym na książki tego typu😊. Informacje o pozostałych tomach serii znajdziecie tutaj.

„Pan Samochodzik” (seria), Zbigniew Nienacki


Na co dzień pan Tomasz pracuje w Ministerstwie Kultury i Sztuki. Jednak jego praca nie koncentruje się tylko na siedzeniu za biurkiem. To właśnie jemu państwo zleca najbardziej delikatne zadania: odnajdywanie ukradzionych w trakcie zaborów dzieł sztuki, poszukiwanie skarbów czy demaskowanie złodziei ikon. Ze względu na pokraczne auto, którym jeździ, bohater nazywany jest panem Samochodzikiem. Mało kto wie, że pod brzydką maską pojazd kryje turbinę i silnik Ferrari 410, wmontowane tam przez pewnego niedocenionego wynalazcę. Pan Tomasz przemierza Polskę, mierząc się z rozwiązaniem największych zagadek wszech czasów…
Ze względu na to, że bohater nieustannie podróżuje i często zabiera ze sobą znajomych harcerzy, niemal cała seria przesiąknięta jest niezwykłym klimatem lata. Dla mnie, jednymi z najbardziej wakacyjnych tomów są „Pan Samochodzik i Templariusze”, „Księga strachów”, „Pan Samochodzik i kapitan Nemo” (występujący też pod tytułem „Nowe przygody pana Samochodzika”), „Pan Samochodzik i Winnetou” oraz „Pan Samochodzik i złota rękawica”. Dużym plusem książek są ciekawie napisane rozważania historyczne, które płynnie łączą się z wartką akcją.


I oto już wszystkie moje propozycje czytelnicze na ostatnie dni wakacji. Jestem jednak pewna, że nie będzie to ostatnie takie zestawienie, które pojawi się na moim blogu – w końcu mam już kilka pomysłów na kolejne recenzje tego typu.
Tymczasem, życzę wszystkim jak najlepszych czytelniczych wrażeń!

Pierwszą część recenzji znajdziecie tutaj.

____
Ilustracja tytułowa wykonana przy pomocy https://www.canva.com/
Zdjęcia okładek ze zbiorów własnych
K. Siesicka, "Zapałka na zakręcie", wyd. Akapit Press, 1996

A. Bahdaj, "Wakacje z duchami", wyd. Literatura 2015

H. Ożogowska, „Dziewczyna i chłopak, czyli heca na 14 fajerek”, wyd. Młodzieżowa Agencja Wydawnicza 1987
A. Tyszka, "Zosia z ulicy Kociej. Na wakacjach"
Z. Nienacki, "Pan Samochodzik" (seria) - wyd. Siedmioróg/Literatura



sobota, 22 sierpnia 2020

Przedłużyć lato! 10 wakacyjnych książek. Cz. 1

Przedłużyć lato! 10 wakacyjnych książek. Cz. 1


Nie da się ukryć, że wakacje powoli dobiegają końca. Nadchodzi wrzesień, a wraz z nim konieczność powrotu do nauki, szarej codzienności i – o zgrozo – porannego wstawania. I choć chciałoby się już ponownie zobaczyć rówieśników po tej ekstremalnie wydłużonej przez epidemię przerwie, mimo wszystko jakaś leniwa cząstka każdego z nas zaczyna załamywać ręce z rozpaczy. Jest jednak sposób aby poprawić sobie humor, przestać obsesyjnie rozmyślać o rychłym rozpoczęciu roku szkolnego a nawet… przedłużyć lato o kilka tygodni. Wystarczy tylko znaleźć dobrą lekturę. Oto pierwsza część moich propozycji.


„Szatan z siódmej klasy”, Kornel Makuszyński
Młody Adam Cisowski, z racji niepospolitej bystrości zwany szatanem, odznacza się wrodzonym talentem rozwiązywania dziwacznych i skomplikowanych zagadek. Wraz z początkiem wakacji, niespodziewanie odwiedza go jego nauczyciel, pan Gąsowski. Profesor prosi wychowanka o pomoc w rozwikłaniu dość nietypowej tajemnicy podupadłego dworku należącego do jego rodziny. Jak się okazuje, od pewnego czasu ktoś z niewiadomych przyczyn kradnie z domu… drzwi. Z początku niewinna, nosząca znamiona chuligaństwa lub głupiego żartu sprawa nabiera tempa, gdy w okolicy zaczynają kręcić się podejrzane indywidua. Adaś musi zmierzyć się z sekretami z przeszłości i dowiedzieć się, czego szukają nieznajomi, nim będzie za późno…
  

„Panna Foch”, Barbara Kosmowska

Kiedy rodzice Poli postanawiają porzucić Warszawę i przenieść się na wieś, aby zająć się hodowlą roślin strączkowych, bohaterka jest załamana. Podczas gdy jej tato z pasją zajmuje się szklarnią, mama urządza dom, a bliźniaki z upodobaniem demolują zarówno jedno, jak i drugie, dziewczyna spędza czas snując się po domu z kwaśną miną. Nic dziwnego, że dorabiający pracą w ich ogrodzie Janek zaczyna określać ją mianem panny Foch. Pozornie tych dwoje młodych ludzi nie ma ze sobą nic wspólnego. Jednak w ciągu wakacji wiele może się zdarzyć… Genialna książka dla młodzieży: ciekawa fabuła, mocne przesłanie… i bezkonkurencyjne bliźnięta, które awansowały na moich idoli. Dawno tak się nie uśmiałam przy lekturze 😊.

„Kapelusz za sto tysięcy”, Adam Bahdaj
Krystyna Cuchowska, dwunastoletnia szefowa gangu chłopaków na Saskiej Kępie, spędza wakacje nad morzem. Początkowo nudny wyjazd nabiera całkiem nowego charakteru, kiedy w trakcie wizyty w kawiarni dziewczynka staje się świadkiem przypadkowej zamiany kapeluszy. Właściciel jednego z nakryć głowy błaga ją o pomoc, tajemniczo stwierdzając, że jest ono niezwykle ważne – „w tej chwili jest warte tyle, ile za niego zapłacił, lecz […] w niedzielę może mieć wartość stu tysięcy, a może i więcej…” Zaintrygowana bohaterka postanawia rozwikłać tę zagadkę. Pomaga jej w tym przypadkowo poznany ornitolog o imieniu Maciej. Dzieci nawet nie podejrzewają, że niewinna tajemnica doprowadzi ich na trop zupełnie innej sprawy…

„Ich trzech i dziewczyna”, Eugeniusz Paukszta
Sierpień. Szymon, Lutek, Florek i Danka kończą praktyki budowlane w Koszalinie. Przyjaciele spędzają całe popołudnia spacerując po plaży, pływając czy dyskutując. Z początkiem września planują wybrać się na prawdziwe wakacje nad jezioro Łebskie. Któregoś dnia Danka zostaje zaczepiona przez grupę mężczyzn, których rozmowę przypadkiem podsłuchała. Z konfrontacji wychodzi bez szwanku, jednak bardzo przestraszona. Zdenerwowani chłopcy postanawiają odnaleźć napastników i zamienić z nimi kilka słów. Zemsta przynosi jednak niespodziewane konsekwencje. Wkrótce Szymon zostaje aresztowany pod zarzutem przemytu ikon oraz napadu na sklep. Studenci muszą dowieść niewinności przyjaciela i odkryć, kto naprawdę dokonał przestępstwa… Spokojna powieść w starym stylu, której łagodny klimat momentalnie udziela się czytelnikowi. Książka doskonała na wyciszenie. Wbrew pozorom na pierwszy plan wysuwa się nie wątek kryminalny, ale chwile spokoju i długich rozmów czy kąpieli w morzu. Jak zwykle u Paukszty nie obejdzie się bez cienia historycznych refleksji, romantycznych wynurzeń i… ratowania tonących pływaków.

"Większy kawałek świata", Joanna Chmielewska
Jeśli potrzebujecie całkowitego zapomnienia o rzeczywistości, skupienia się na czymś zupełnie niezwiązanym z codziennością oraz sporej dawki optymizmu, to właśnie znaleźliście idealną książkę! W wyniku fatalnej pomyłki „dwie siedemnastoletnie osoby płci żeńskiej” zamiast nad niewielkie jeziorko w Augustowie trafiają do najmniej przyjaznej turystom części Mazur. Tereska i Okrętka postanawiają jednak wykorzystać okazję i zwiedzić „większy kawałek świata”, wracając do rodzinnej Warszawy… kajakiem. Podróż okazuje się jednak jeszcze bardziej emocjonująca niż można by się spodziewać. Niespodziewanie podejrzani osobnicy zaczynają rozkopywać stare sterty kamieni, które dziewczęta wykorzystują w charakterze kuchni polowych. Panny postanawiają na własną rękę zająć się rozwiązaniem tej zagadki… Nie jest to może typowy kryminał – w końcu działaniom detektywistycznym bohaterek daleko jest do metodyczności i logiki – jednak nie da się zaprzeczyć, że od lektury trudno się oderwać. Połączenie charakterystycznego, lekko absurdalnego dowcipu, energicznych bohaterek i szalonej fabuły pozwala błyskawicznie załadować akumulatory oraz spojrzeć w przyszłość z większą pogodą ducha. Powieść napisana głównie z myślą o kobietach.

Jeśli przeczytaliście którąś z tych książek, albo znacie jakieś inne wakacyjne powieści, zapraszam do dzielenia się przemyśleniami w komentarzach. Chętnie poznam Wasze opinie i dowiem się, jak w ogóle podoba Wam się pomysł na taką zbiorczą recenzję 😊

Już za tydzień druga część zestawienia, z kolejnymi tytułami w letnich klimatach!

____________
Obrazek tytułowy wykonany z pomocą https://www.canva.com/
"Szatan z siódmej klasy" - https://www.swiatksiazki.pl/media/catalog/product/cache/eaf55611dc9c3a2fa4224fad2468d647/1/1/1199904482511.jpg
Pozostałe zdjęcia ze zbiorów własnych
K. Makuszyński, "Szatan z siódmej klasy", wyd. Nasza Księgarnia 2011
B. Kosmowska, "Panna Foch", wyd. Nasza Księgarnia 2019
A. Bahdaj, "Kapelusz za sto tysięcy", wyd. Literatura 2007
E. Paukszta, "Ich trzech i dziewczyna", wyd. Iskry 1969
J. Chmielewska, "Większy kawałek świata", wyd. Klin 2015 

niedziela, 16 sierpnia 2020

„Więzy krwi”, Claudia Gray

„Więzy krwi”, Claudia Gray

              Mimo, że oficjalnie saga „Gwiezdnych wojen” już się zakończyła, jednak pragnienie powrotu do odległej Galaktyki i chęć śledzenia losów ulubionych bohaterów wciąż są jak najbardziej żywe. Na szczęście dla wszystkich fanów serii, filmy są prawdziwą kopalnią genialnych wątków, które dobry autor z łatwością potrafi rozwinąć. W takim razie – co powiecie na małą podróż w czasie do początków Najwyższego Porządku i Ruchu Oporu?

              Od upadku Imperium mija ponad dwadzieścia lat. Mimo, że w całej Galaktyce panuje względny spokój i równowaga, kłopotów nie brakuje. W Senacie dochodzi do rozłamu na dwie rywalizujące ze sobą partie: dążących do ustanowienia jednego przywódcy centrystów oraz głoszących niezależność poszczególnych układów populistów. W ferworze negatywnych emocji i prywatnych zatargów, politycy całkowicie poświęcają się jałowym dyskusjom, odkładając w nieskończoność sprawy naprawdę ważne. Zniechęcona i znużona Leia Organa rozważa rezygnację ze stanowiska. Przed zakończeniem kariery postanawia jednak po raz ostatni dokonać czegoś naprawdę wartościowego. Z tego powodu zgłasza się jako ochotniczka do podjęcia śledztwa w sprawie karteli działających na planecie Bastatha. Niestety Senat, chcąc zadbać o obiektywność misji, przydziela jej do pomocy zadeklarowanego centrystę, Ransolma Casterfo. Ku swemu własnemu zdumieniu, księżniczka niespodziewanie znajduje z nim wspólny język. Wkrótce okazuje się, że działalność kartelu stanowi tylko wierzchołek góry lodowej. Towarzysze stają o krok od odkrycia spisku, który może doprowadzić Galaktykę na skraj wojny domowej… Tymczasem rozpoczyna się intensywna kampania przed nadchodzącymi wyborami na stanowisko tzw. Pierwszego Senatora. Populiści oczekują, że zaszczytna funkcja przypadnie właśnie Lei. Tylko czy jej pochodzenie może coś zmienić?

              Przyznam szczerze, że przy pierwszych rozdziałach jakoś nie mogłam wczuć się w akcję książki. Teoretycznie wszystko było w najlepszym porządku, dużo się działo… Jednak mimo wszystko miałam dziwne wrażenie, że cały czas od przedstawionej rzeczywistości oddziela mnie cała Galaktyka. Mimo wszystko, następnego dnia z poczucia obowiązku znowu sięgnęłam po „Więzy krwi” i… przepadłam. Opowieść porwała mnie do tego stopnia, że nawet po przerwaniu lektury chodziłam po domu skrajnie podekscytowana, myślami bujając gdzieś między Hosnian Prime a Corusant.

Powieść Claudii Gray idealnie wpisała się w moje upodobania. Przede wszystkim, genialnie ukazała rozwój relacji między Leią a Ransolmem. Z jednej strony zaspokoiła moje zamiłowanie do przemiany początkowych wrogów w szczerych przyjaciół, z drugiej zaś pozwoliła bohaterom zachować swoje pierwotne poglądy. W ten sposób senatorowie zyskują coraz większy podziw czytelnika, równocześnie realizując cele swoich partii i zachowując szacunek i sympatię wobec siebie. A to jeszcze nie koniec zalet „Więzów krwi”! Autorka mistrzowsko wykorzystała wątek ujawnienia pochodzenia Lei aby dodatkowo zwiększyć napięcie. Po raz pierwszy mamy okazję oglądać księżniczkę w takiej chwili – osamotnioną, pozbawioną wpływów, podejrzewaną o zdradę. W tym momencie trudno wprost oderwać się od opisów przeżyć głównej bohaterki i Ransolma, postawionych w jednakowo trudnej sytuacji oraz jednakowo przybitych odkryciem, choć z zupełnie różnych powodów. Pod tym względem powieść całkowicie spełniła moje oczekiwania.

Chyba najbardziej uwielbiam autorów książek o „Gwiezdnych wojnach” za genialną zdolność ukazywania bardziej „cywilnego” oblicza Galaktyki, trzymając się zarazem ducha oryginału. Claudia Gray idealnie wpisała się w ten nurt, z łatwością kreśląc wizję powojennego społeczeństwa Hosnian Prime. Na kartach „Więzów krwi” żadna planeta nie jest już tylko scenografią do scen strzelanin i politykowania, ale prawdziwym, oddzielnym światem, w którym odbywają się lokalne festyny, działają całkowicie normalne, żądne sensacji media, a zafascynowani historią politycy kolekcjonują pamiątki z czasów Imperium. Dodatkowo, autorka zadbała o należyte połączenie swojej książki z kolejnymi częściami sagi. W trakcie lektury na naszych oczach powstaje Najwyższy Porządek, Nowa Republika chyli się ku upadkowi, a Leia zakłada Ruch Oporu. Dzięki temu powieść staje się genialnym wprowadzeniem do „Przebudzenia Mocy”.

              Czytając opis wydawniczy „Więzów krwi”, miałam lekką nadzieję, że autorka poświęci nieco więcej miejsca najbliższym Lei. Claudia Gray poprowadziła jednak ten wątek zupełnie inaczej niż się spodziewałam, całkowicie oddając głos swojej bohaterce. Na kartach książki praktycznie nie spotykamy więc członków rodziny księżniczki, z wyjątkiem Hana Solo, który z resztą pokazuje się tylko na chwilę. Mimo to, z każdym kolejnym rozdziałem czytelnik coraz silniej dostrzega, że Luke, Ben czy Chewie cały czas obecni są w myślach Lei. Kobieta często ich wspomina, regularnie wysyła im wiadomości i nawet w najtrudniejszych chwilach przede wszystkim stara się o nich zadbać. Te subtelne wtrącenia i uwagi dostarczają jednak zaskakująco wiele informacji, unikając zarazem chaosu, jaki spowodowałoby wprowadzenie do książki dodatkowych wątków. Autorka szczególnie ostrożnie podchodzi do wątku syna księżniczki, chociaż podrzuca czytelnikowi kilka ciekawych tropów, które mogą tłumaczyć jego późniejsze przejście na Ciemną Stronę Mocy.

              Lektura „Więzów krwi” utrzymała mnie w przekonaniu, że Claudia Gray w pełni zasługuje na miano jednej z najlepszych autorek książek o „Gwiezdnych wojnach”, jaką znam. Oryginalność, wartka akcja, godny podziwu talent do płynnego balansowania między drugą a trzecią trylogią… Czego więcej trzeba?

____________
Zdjęcie okładki ze zbiorów własnych
Pozostałe elementy grafiki: https://www.canva.com/
Cytat zamieszczony na plakacie pochodzi z przekładu Anny Hikiet-Berezy, Wydawnictwo Uroboros 2017

niedziela, 9 sierpnia 2020

„Dziennik 29. Przebudzenie”, Dimitris Chassapakis

„Dziennik 29. Przebudzenie”, Dimitris Chassapakis




              „Oni to my!” Kiedy kilka lat temu w trakcie rozwiązywania ostatniej zagadki z „Dziennika 29” natknęłyśmy się z siostrą na to hasło, same nie wiedziałyśmy, co o tym myśleć. Czyżby tak miał wyglądać szumnie zapowiadany wielki finał? Czy aby na pewno te trzy słowa miały stanowić całe zwieńczenie naszej długiej walki z tajemnicą zaginionych archeologów? Czy kiedykolwiek dowiemy się, co się z nimi stało? Dziś, po wielu dniach mozolnej pracy, nareszcie z czystym sumieniem możemy powiedzieć, że nareszcie rozwiązałyśmy tą zagadkę…

              „Dziennik 29. Przebudzenie” stanowi kontynuację „Dziennika 29”, interaktywnej gry książkowej, o której jakiś czas temu pisałam już na blogu. Dla przypomnienia wyjaśnię tylko, że notes jest jedyną pozostałością po wyprawie archeologów, która w tajemniczych okolicznościach zniknęła w dwudziestym dziewiątym tygodniu badań nad obcą cywilizacją. Czytelnik ma za zadanie odkryć, co naprawdę się wydarzyło, rozszyfrowując zagadki pozostawione w brulionie przez właściciela i wpisując odpowiedzi na specjalnej stronie internetowej. Szczegółowe zasady posługiwania się „Dziennikiem”, a także recenzję pierwszego tomu znajdziecie tutaj.

Niewątpliwą zaletą „Dziennika 29. Przebudzenie” są krótkie wpisy stworzone przez zaginionych archeologów. Dzięki nim książka nareszcie zyskuje autentyczną fabułę, której tak brakowało w pierwszym tomie, a my możemy śledzić losy bohaterów. Same zagadki, o dziwo, wydają się jeszcze bardziej nieoczywiste i skomplikowane niż w poprzedniej części. Przykładowo, po raz pierwszy musiałyśmy z siostrą zwracać wyjątkową uwagę na elementy grafiki łączące poszczególne zagadki i wykorzystywać zależności między nimi. Mam wrażenie, że nigdy dotąd nie potrzebowałyśmy tak wielu podpowiedzi. Różnicę widać też na samej stronie internetowej „Dziennika” – do każdego zadania jest teraz przyporządkowana nie jedna, ale aż dwie karty ze wskazówkami. Nieco irytujące jest tylko to, że pierwsza z nich tylko lekko naprowadza czytelnika na rozwiązanie, a druga regularnie zdradza zbyt wiele. Mimo wszystko, dobrze, że w ogóle można z nich skorzystać. Naprawdę trudno byłoby się bez nich obejść.

              Wielu z Was zapewne ucieszy się na wieść, że aby dotrzeć do finału, nie będziecie potrzebowali pierwszej części „Dziennika”. Warto jednak mieć go w pogotowiu, bo autor przygotował dla jego właścicieli dodatkowe wyzwanie. Jak na mój gust, zagadka ta jest jednak nieco zbyt skomplikowana. Mam wrażenie, że gdyby nie podziwu godny upór mojej siostry, która w desperacji dotarła nawet do jej oryginalnej, angielskiej wersji, nigdy byśmy sobie nie poradziły. Tak czy siak warto było… Ale co odkryłyśmy – tego już nie mogę Wam zdradzić. Powiem tylko, że warto było.

              Polecam wszystkim, którzy choć przez chwilę chcą poczuć się jak prawdziwi archeolodzy na tropie tajemnicy sprzed wieków.

              „Oni to my!”
____________
Zdjęcie okładki ze zbiorów własnych
Labirynt: https://www.canva.com/
Cytat zamieszczony na plakacie pochodzi z przekładu Michała Gołębowskiego, Wydawnictwo Fox Games 2020

niedziela, 2 sierpnia 2020

„Solaris”, Stanisław Lem

„Solaris”, Stanisław Lem

Co sprawia, że jesteśmy tym, kim jesteśmy? DNA i ściśle określony zestaw komórek? Nasze wspomnienia, myśli i psychika? A może pochodzenie i miejsce, w którym się wychowujemy? Co jeśli w ogóle nie jesteśmy w stanie tego poprawnie ocenić? I przede wszystkim: jak można postąpić słusznie kiedy niczego nie jesteśmy pewni, a każdy nasz krok może doprowadzić do katastrofy?

Po wielu miesiącach podróży przez kosmos psycholog Kris Kelvin przybywa na stację badawczą na planecie Solaris. Ku swemu wielkiemu zdumieniu, na miejscu zastaje istny chaos. Jeden z członków załogi nie żyje, a dwóch pozostałych balansuje na krawędzi załamania nerwowego. Nikt nie potrafi wytłumaczyć, co się stało. Wbrew pozorom dziwne zachowanie naukowców nie jest jednak skutkiem obłędu. Jak się okazuje, na skutek działalności oceanu na Stacji pojawiają się idealne sobowtóry osób, które w szczególny sposób zapadły w pamięć astronautów. Wkrótce Kelvin zaczyna spotykać swoją tragicznie zmarłą żonę, Harey…

„… nie chcemy zdobywać kosmosu, chcemy tylko rozszerzyć Ziemię do jego granic. Jedne planety mają być pustynne jak Sahara, inne lodowate jak biegun albo tropikalne jak dżungla brazylijska. […] Nie potrzeba nam innych światów. Potrzeba nam luster” – zauważa Stanisław Lem słowami jednego z bohaterów powieści. Trzeba przyznać, że trudno o lepszą definicję większości planet przedstawionych w dziełach science fiction. Pod tym względem „Solaris” zdecydowanie się wyróżnia. Autorowi udało się wykreować glob tak dalece niepodobny do wszystkiego, co znamy, że mimo szczegółowych opisów  ciężko go sobie nawet wyobrazić. Być może rzeczywiście „żadne [ziemskie] terminy nie oddają tego, co dzieje się na Solaris”, nawet jeśli dołączy się do nich całą listę słów stworzonych wyłącznie na potrzeby książki. Lem wydaje się igrać z czytelnikiem, przewrotnie ukazując bezradność ludzi w zetknięciu z Nieludzkim. W powieści nie ma nawet prawdziwego kontaktu z jedynym mieszkańcem planety – olbrzymim, żywym, galaretowatym oceanem. Nie wiadomo, czy to za sprawą skrajnie odmiennych metod komunikacji obu stron, czy ze względu na różny poziom inteligencji, dość że wszystkie badania książkowych naukowców kończą się fiaskiem. W każdym razie - gratulacje dla autora za cenną lekcję pokory i uświadomienie nam, jak bardzo zakorzenieni jesteśmy w naszym ziemskim sposobie myślenia.

Jedną z najciekawszych kwestii, jaką porusza „Solaris” jest problem świadomości i wewnętrznego „ja”. Odwiedzające Stację klony wyglądają dokładnie tak samo, jak we wspomnieniach, które posłużyły do ich stworzenia, mają identyczną psychikę i nie mają pojęcia o swoim pochodzeniu. Od ludzi odróżnia ich tylko to, że nie muszą jeść, błyskawicznie się regenerują oraz, co najgorsze, nie mogą ani na chwilę zostawić osoby, z którą są związane. Efekty takiego rozstania przywołują wręcz na myśl sceny z horrorów: sobowtór przeżywa nagły atak paniki połączony z przypływem nadludzkiej siły, której nie oprą się żadne barykady. Na początku książki, podobnie jak Kelvin, spoglądamy na te twory z mieszanką przerażenia i obrzydzenia… Jednak w miarę upływu akcji pojawia się w nas coraz więcej współczucia. A kiedy pozornie prześladująca Krisa Harey okazuje się szczerze kochającą, skłonną do największych poświęceń i wrażliwą osobą, musimy stawić czoła prawdziwemu dylematowi. Czy dziewczyna wciąż jest tym samym człowiekiem, co zmarła żona bohatera? Czy w ogóle możemy nazywać ją człowiekiem, nawet jeśli rzeczywiście doświadcza ludzkich emocji? A może jej uczucia są po prostu ułudą, bezdusznym urzeczywistnieniem wspomnień Kelvina? W gąszczu pytań trudno znaleźć właściwe odpowiedzi, a co dopiero postąpić moralnie… Z tego powodu tak trudno jest pochwalić lub potępić któregokolwiek z bohaterów. W trakcie lektury jakaś romantyczna, bardziej uczuciowa część naszej natury cały czas kibicuje Krisowi i Harey, choć równocześnie trudno nam nie przyznać racji rzeczowemu, wręcz cynicznemu Snautowi… Chyba właśnie dlatego „Solaris” jest tak słynna – nie sposób oprzeć się niesionemu przez nią intelektualnemu wyzwaniu. Zwłaszcza, że towarzyszy mu genialna opowieść o miłości.

Mimo, że na kartach powieści nie znajdziemy spektakularnych wybuchów i awarii sprzętu, a momentami opisy planety przeplecione naukowymi faktami zdają się ciągnąć w nieskończoność, od lektury ciężko się oderwać. Dawno już nie czułam się tak rozdarta między chęcią poznania zakończenia historii i zamiarem ciągnięcia przyjemności z czytania tak długo, jak tylko się da.

Polecam wszystkim, którzy tak jak ja uwielbiają znajdować w książkach pytania, na które nie ma dobrej odpowiedzi.
_____
Zdjęcie okładki ze zbiorów własnych
Pozostałe elementy grafiki - https://www.canva.com/
Cytat zamieszczony na plakacie pochodzi z egzemplarza wydanego przez  Wydawnictwo Literackie 2012
             

wtorek, 28 lipca 2020

„Ballada ptaków i węży”, Susanne Collins

„Ballada ptaków i węży”, Susanne Collins

Czarne charaktery od zawsze mnie fascynowały. Uwielbiam zagłębiać się w ich motywy, śledzić wewnętrzne rozterki, a jeśli postać jest odpowiednio wykreowana, potrafię nawet obdarzyć ją uczuciem równym mojej miłości do najszlachetniejszych książkowych bohaterów. Jednak w przypadku „Igrzysk śmierci” jakoś nie potrafiłam się na to zdobyć. Bądźmy szczerzy – prezydent Snow jest osobą raczej antypatyczną, pozbawioną ludzkich cech i pod żadnym względem nie budzi współczucia czytelnika... A co jeśli przyjrzymy się jego młodości?

W trakcie wojny z dystryktami Snowowie tracą cały swój majątek. Osiemnastoletni Coriolanus i jego kuzynka Tigris starają się na wszelkie sposoby zamaskować biedę. Co gorsza, władze planują wprowadzić wkrótce nowy podatek. Rodzina obawia się, że nie będzie w stanie pokryć dodatkowych kosztów. Ostatnią nadzieją Snowów są Dziesiąte Głodowe Igrzyska. Zgodnie z nowymi zasadami, tym razem kapitoliańska młodzież będzie musiała zaangażować się w organizację turnieju, przygotowując trybutów do występu w telewizji. Coriolanus liczy na to, że powodzenie w roli mentora zapewni mu prestiżową nagrodę dla najlepszego ucznia, która pozwoliłaby jego rodzinie uchronić się przed nędzą. Sprawy nie układają się jednak po jego myśli: w dniu dożynek okazuje się, że ma współpracować z dziewczyną z Dwunastego Dystryktu. Rozśpiewana, nieco ekscentryczna Lucy Gray może i doskonale radzi sobie na scenie, ale wydaje się zbyt słaba żeby współzawodniczyć z dobrze odżywionymi trybutami z Jedynki czy Dwójki. Niespodziewanie jednak młodych ludzi zaczyna łączyć silna więź, a nawet… coś więcej. Czy ich miłość wystarczy, aby pokonać niebezpieczeństwa na arenie oraz różnice wynikające z pochodzenia?

Jeśli 74 Głodowe Igrzyska wydawały Wam się barbarzyńskie, to jest tylko jedno słowo, które z grubsza oddaje klimat 10 Głodowych Igrzysk: prymitywizm. Trybuci transportowani w bydlęcych wagonach, głodzeni i przetrzymywani w małpiarni w starym ZOO. Ostateczna liczba uczestników zmniejszona o połowę, ze względu na liczne nieszczęśliwe wypadki i drastyczne sposoby karania niesubordynacji. Brak odpowiedniej ilości kamer, rozlatujące się drony do sponsoringu i na wpół zburzony amfiteatr w roli areny… Najwyraźniej nawet przemoc rozwija się z czasem. Najstraszniejsze jest to, że w trakcie lektury niemal z tęsknotą wspomina się „Igrzyska śmierci”, z ich eleganckim ośrodkiem szkoleniowym, pięknymi strojami i pysznym jedzeniem. A przecież ta atrakcyjna otoczka w żaden sposób nie zmienia ostatecznego efektu turnieju: śmierci dwudziestu trojga dzieci!

 „Ballada o wężach i ptakach” jest prawdziwą skarbnicą wiedzy o początkach Głodowych Igrzysk. Zaskakująco wiele elementów wydarzenia, które dla nas, czytelników, wydają się odwieczną częścią jego zasad, powstaje pod wpływem nagłej potrzeby, czy czyjegoś niespodziewanego pomysłu. Przykładowo, u początku wystrzałów armatnich obwieszczających śmierć trybutów leży niewinny żart komentatora związany z zachowaniem usiłujących przeliczyć ciała uczestników. Interesujące jest też to, że możliwość zgłoszenia się do udziału w igrzyskach, nagroda pieniężna dla zwycięzcy, czy sponsoring pierwotnie miały na celu zwiększenie zainteresowania rywalizacją wśród mieszkańców Panem. Ponadto, w książce Susanne Collins uchyla nareszcie rąbka tajemnicy i zdradza, kto właściwie wymyślił Głodowe Igrzyska. Nie chcę Wam psuć przyjemności z czytania, ale mogę powiedzieć, że historia tego człowieka jest znacznie smutniejsza, niż można by się spodziewać...

Całkowicie zaskoczył mnie sposób, w jaki autorka przedstawiła ludność Kapitolu. Jak się okazuje, bezpośrednio po wojnie stolica ani odrobinę nie przypomina tego beztroskiego, pełnego kolorów miejsca, które oglądamy oczami Katniss. We wspomnieniach mieszkańców wciąż żywe są rebelianckie bombardowania, na ulicach zalegają sterty gruzu, a wiele produktów można dostać tylko na czarnym rynku. W obliczu nieszczęścia znika nawet upodobanie do nietypowych ubrań; przy pierwszym zetknięciu z Lucy Gray, zniesmaczony Coriolanus porównuje jej kolorową sukienkę i przesadzony makijaż  do przebrania klauna, zastanawiając się, czy dziewczyna nie jest przypadkiem chora umysłowo. Brzmi znajomo, prawda? A to jeszcze nie koniec! Wierzcie lub nie, ale mieszkańcy stolicy nie chcą nawet oglądać transmisji Głodowych Igrzysk! „Kto chce oglądać grupkę mordujących się dzieciaków?” „…niedobrze się robi, jak się na to patrzy”, „Większość z nas nie chce oglądać cierpienia innych”… Wbrew pozorom nie są to wypowiedzi jakichś buntowników z dystryktów. Wszystkie te słowa padły w trakcie dyskusji młodych mentorów nad sposobami zwiększenia oglądalności turnieju. Jak się okazuje, dzieci w Kapitolu nie mają wcale prostszego życia niż ich rówieśnicy poza stolicą. Co prawda nie muszą brać udziału w dożynkach, ale wciąż narażeni są na okrucieństwo i brutalny dowcip najważniejszych osób w państwie, które nie cofną się przed niczym, aby osiągnąć swój cel.

Jednak mimo tak wielkich różnic, „Ballada…” pełna jest nawiązań do „Igrzysk śmierci”. Pisana przez Lucy Gray piosenka o drzewie wisielców, stara kołysanka o łące, róże hodowane przez Snowów na dachu... Nawet bulwy strzałki wodnej, której Katniss zawdzięcza swoje imię. Mam wrażenie, że bohaterka byłaby co najmniej zszokowana, gdyby dowiedziała się, że znienawidzony przez nią prezydent swego czasu regularnie zaglądał na Ćwiek, kąpał się w jej ukochanym jeziorze w środku lasu i słuchał kosogłosów. Dzięki tym krótkim wzmiankom, lektura „Ballady…” momentami budzi w czytelniku głębokie wrażenie deja vu. Niezapomniane doświadczenie!

I w ten sposób docieramy do głównego i chyba najsmutniejszego wątku powieści – przemiany Coriolanusa z wrażliwego młodego buntownika w chłodnego, wyrachowanego polityka. Mimo, że wiedziałam, jak skończy się ta historia, Susanne Collins całkowicie zaskoczyła mnie subtelnym pokierowaniem opowieścią. Chwilami zaczynałam wręcz zastanawiać się, czy aby na pewno bohater jest tą samą osobą, co doskonale mi znany prezydent Snow – do ostatniej chwili znacznie bardziej przypominał mi Katniss. Najwyraźniej jednak w trakcie lektury przegapiłam po prostu piętno, jakie odcisnęły na bohaterze traumatyczne przeżycia i na śmierć zapomniałam o jego rodowej dumie. I kiedy dwa rozdziały przed końcem byłam już pewna, że Susanne Collins będzie potrzebowała jeszcze drugiego tomu aby wiarygodnie doprowadzić przemianę do końca jak zwykle niespodziewanie zderzyłam się z zaskakującym zwrotem akcji i nagłym finałem.  A taką miałam nadzieję na ciąg dalszy… Chociaż kto wie – w końcu „Igrzyska śmierci” są prawdziwą skarbnicą ciekawych wątków. 

Lektura obowiązkowa dla fanów „Igrzysk śmierci”! Jedynym minusem jest to, że każdy rozdział kończy się w samym środku akcji – przez to od książki nie da się oderwać.

Poznaj też inne książki Susanne Collins!
___
Zdjęcie okładki ze zbiorów własnych
Cytat zamieszczony na plakacie pochodzi z przekładu Małgorzaty Hesko-Kołodzińskiej i Piotra Budkiewicza, Wydawnictwo Media Rodzina 2020
Copyright © 2016 Z biblioteki Molinki , Blogger