Po
niespodziewanej wyprowadzce matki, Mela przyjeżdża na ferie do ukochanej babci.
Wkrótce na miejsce przybywa niemal cała, żądna przedyskutowania sytuacji
rodzina… oraz przyjaciel kuzyna dziewczyny, Jonasz. Przystojny, sympatyczny…
Fabuła
toczy się wolniutko, jakby od niechcenia. W tej książce najważniejsze są przecież
rodzinne klimaty. Obserwujemy więc bohaterów przy codziennych czynnościach,
drobnych kłótniach, rozmowach. Na pierwszy plan wysuwają się drobiazgi: ręcznie
robione kapcie, czerwone talerzyki zmywane przez Melę czy gotowanie obiadu. A
wszystko to przetykane misternymi uwagami i złotymi myślami. Ciągle na nowo
zachwyca mnie odwaga Siesickiej w zaklinaniu rzeczywistości i upartym
pokazywaniu czytelnikowi poezji drzemiącej w najbardziej prozaicznych
czynnościach. Nie znam żadnego innego autora, który potrafi pisać o życiu tak
po prostu, bez żadnych upiększeń i przesadnych komplikacji, a przy tym tak
porywająco. Sekret tkwi chyba w niezwykłej uważności i staranności, których tak
często nam brakuje… W „Falbankach” nikt się nie spieszy, dlatego pewnie
bohaterowie znajdują czas na drobiazgi , takie jak nazywanie kolorami zapachów
i osób, czy wymyślanie własnych słówek. Takich jak na przykład tytułowe
falbanki – drobne ploteczki, o których można rozmawiać głaszcząc kota.
Niepowtarzalny ciepły klimat, spokój, rodzinna atmosfera… Czego chcieć więcej?
W
czasach, gdy bestsellerami okrzykuje się wielkie sagi fantasy, bohaterami
rządzą niekończące się sploty wydarzeń, a w książkach nierzadko trudno znaleźć
dłuższy opis otoczenia, warto czasem znaleźć sobie taką chwilę wytchnienia.
Książka o rozmowie, sprzątaniu, starych bibelotach na komódce? Czemu nie?
Źródła zdjęć:
https://s.lubimyczytac.pl/upload/books/54000/54572/352x500.jpg
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz