niedziela, 3 stycznia 2021

„Kapryśna piątkowa sobota”, Krystyna Siesicka

 


Niewielka, zasypana śniegiem wioska, gdzie wszyscy znają się po imieniu. Ot, kilka domów, kościół, kiosk i sklepik, gdzie na ladzie stoi wielki słój z domowymi ogórkami kiszonymi. Większość młodych dawno już wyjechała, teraz pojawiają się tylko na święta. Dla tych, którzy pozostali, życie toczy się powoli, stałym rytmem… Nudy? Nic bardziej mylnego.

Po śmierci wspólnej przyjaciółki, Elwira i Julian przyjmują do siebie jej wnuka, Damiana. Mimo najlepszych chęci obu stron, potrzeba wiele czasu aby stworzyć więź między dwójką oschłych ludzi starej daty a wychodzącym z nałogu sierotą, który utrzymuje, że interesuje się utylizacją śmieci… Tymczasem do zaprzyjaźnionego sąsiada przyjeżdża przechodząca ospę wnuczka, Zuzanka. Dziewczyna sama o sobie mówi, że jest nie z tego świata – i rzeczywiście, jak zauważa Damian, w niczym nie przypomina swoich rówieśnic. Co może przynieść spotkanie tych dwojga…?

Można by się spodziewać, że książka zdominowana zostanie przez opowieść o Zuzance i Damianie. Dlatego tak zaskakujące okazują się pierwsze wstawki w postaci listów i retrospekcji dotyczących starych przyjaciół Elwiry i Juliana. W końcu kogo obchodzą jakieś dawno zmarłe „boginie” z pożółkłego zdjęcia, kiedy na pierwszym planie kwitnie prawdziwe uczucie? Krystyna Siesicka nie robi jednak niczego bez powodu. Wkrótce te luźne wycinki z przeszłości zaczynają układać się w większą całość, dając mglisty obraz jakiejś niewyobrażalnej miłosnej tragedii sprzed lat… Tragedii, której symbolem stał się pierścionek z szafirowym oczkiem, zawieszony jako wotum przy obrazie Matki Bożej Bolesnej. Wbrew pozorom, im więcej się dowiadujemy, tym więcej pojawia się znaków zapytania. Napięcie systematycznie rośnie, podsycane ciekawością, ale Krystyna Siesicka nie spieszy się. Woli odsłaniać tajemnicę po kawałeczku, podsuwając czytelnikowi to strzęp wspomnienia, to starą fotografię, to na wpół zatarty dokument. „Dowody rzeczowe” opisuje bardzo skrupulatnie – od treści pocztowych pieczątek aż po fakturę i barwę papieru. W tej dokładności przypomina trochę oschłego urzędnika, choć spod formalnego tonu wyraźnie przebija jej umiłowanie szczegółów. Dopiero gdy oddaje głos bohaterom, uwalnia się od sztywnych reguł, zapełniając papier westchnieniami, luźnymi dygresjami i całą paletą emocji. Mimo wnikliwości autorka potrafi też w porę zatrzymać się, uszanować wrażliwość stworzonych przez siebie postaci, powstrzymać od komentarza. Dlatego kiedy już przekaże czytelnikowi wszystkie papiery z przeszłości, niczego nie dopowiada. Nie marnuje kartek na układanie splątanych wspomnień po kolei. Kto zechce, zrobi to osobiście. I właśnie to niedopowiedzenie sprawia, że każde z napisanych wcześniej słów przemawia jeszcze dobitniej.

Bardzo pozytywnie zaskoczył mnie obraz wsi ukazanej w „Kapryśnej piątkowej sobocie”. Po lekturze poprzednich książek Krystyny Siesickiej nie spodziewałam się, że autorka wplecie w tekst tak wiele elementów świadczących o głębokiej wierze bohaterów. Na kartach powieści znajdziemy więc miejscowego rzeźbiarza, który pieczołowicie przygotowuje szopkę na święta, podśpiewującego „Kiedy ranne wstają zorze” Juliana, ale też piękną rozmowę o religii pomiędzy przedstawicielami młodszego pokolenia – Zuzanki i Damiana. Może jest to tylko próba oddania „kolorytu lokalnego” zapomnianej polskiej wsi, którą większość czytelników przegapi lub minie z pobłażliwym uśmiechem. Ja jednak cieszę się, że Krystyna Siesicka wybrała właśnie takie tło dla akcji. Zwłaszcza, że dziś bardzo trudno jest znaleźć autora, który pisze o religii zupełnie po ludzku, jako o naturalnej części życia. Chyba właśnie dlatego po raz pierwszy od wielu lat poczułam, że w pełni utożsamiam się z jedną z bohaterek. Zuzanka momentalnie podbiła moje serce miłością do piątków, jednak najbardziej polubiłam ją za to, że tak jak ja potrafi znaleźć w swoim życiu miejsce dla kościołów i wzdycha sobie czasem: „Widocznie nie jestem dziewczyną w moim wieku”.

Mam wrażenie, że nie tylko Zuzanka, ale i cała książka jest z innego świata. Ze świata gdzie ludzie potrafią sobie wybaczać – i żyć dalej. Ze świata gdzie osoby starsze są bohaterami równie romantycznymi jak młodzież. Ze świata gdzie mieszkańcy wciąż zaglądają do kościoła parafialnego.

Czy zechcesz zajrzeć do tego świata?

 ___

Do stworzenia grafiki wykorzystano:

Okładka - ze zbiorów własnych

Fragment obrazu Clauda Moneta "Sroka" na podstawie: https://i0.wp.com/opolnocywparyzu.pl/wp-content/uploads/2018/01/Claude_Monet_-_The_Magpie_-_Google_Art_Project.jpg?fit=1920%2C1302&ssl=1

 Cytat zamieszczony na plakacie pochodzi z egzemplarza wydanego przez  wyd. Akapit Press 2003

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 Z biblioteki Molinki , Blogger