Niewielka, zasypana śniegiem wioska, gdzie
wszyscy znają się po imieniu. Ot, kilka domów, kościół, kiosk i sklepik, gdzie
na ladzie stoi wielki słój z domowymi ogórkami kiszonymi. Większość młodych
dawno już wyjechała, teraz pojawiają się tylko na święta. Dla tych, którzy
pozostali, życie toczy się powoli, stałym rytmem… Nudy? Nic bardziej mylnego.
Po
śmierci wspólnej przyjaciółki, Elwira i Julian przyjmują do siebie jej wnuka,
Damiana. Mimo najlepszych chęci obu stron, potrzeba wiele czasu aby stworzyć
więź między dwójką oschłych ludzi starej daty a wychodzącym z nałogu sierotą,
który utrzymuje, że interesuje się utylizacją śmieci… Tymczasem do
zaprzyjaźnionego sąsiada przyjeżdża przechodząca ospę wnuczka, Zuzanka.
Dziewczyna sama o sobie mówi, że jest nie z tego świata – i rzeczywiście, jak
zauważa Damian, w niczym nie przypomina swoich rówieśnic. Co może przynieść
spotkanie tych dwojga…?
Można
by się spodziewać, że książka zdominowana zostanie przez opowieść o Zuzance i
Damianie. Dlatego tak zaskakujące okazują się pierwsze wstawki w postaci listów
i retrospekcji dotyczących starych przyjaciół Elwiry i Juliana. W końcu kogo
obchodzą jakieś dawno zmarłe „boginie” z pożółkłego zdjęcia, kiedy na pierwszym
planie kwitnie prawdziwe uczucie? Krystyna Siesicka nie robi jednak niczego bez
powodu. Wkrótce te luźne wycinki z przeszłości zaczynają układać się w większą
całość, dając mglisty obraz jakiejś niewyobrażalnej miłosnej tragedii sprzed
lat… Tragedii, której symbolem stał się pierścionek z szafirowym oczkiem,
zawieszony jako wotum przy obrazie Matki Bożej Bolesnej. Wbrew pozorom, im
więcej się dowiadujemy, tym więcej pojawia się znaków zapytania. Napięcie
systematycznie rośnie, podsycane ciekawością, ale Krystyna Siesicka nie spieszy
się. Woli odsłaniać tajemnicę po kawałeczku, podsuwając czytelnikowi to strzęp
wspomnienia, to starą fotografię, to na wpół zatarty dokument. „Dowody
rzeczowe” opisuje bardzo skrupulatnie – od treści pocztowych pieczątek aż po
fakturę i barwę papieru. W tej dokładności przypomina trochę oschłego
urzędnika, choć spod formalnego tonu wyraźnie przebija jej umiłowanie
szczegółów. Dopiero gdy oddaje głos bohaterom, uwalnia się od sztywnych reguł,
zapełniając papier westchnieniami, luźnymi dygresjami i całą paletą emocji.
Mimo wnikliwości autorka potrafi też w porę zatrzymać się, uszanować wrażliwość
stworzonych przez siebie postaci, powstrzymać od komentarza. Dlatego kiedy już
przekaże czytelnikowi wszystkie papiery z przeszłości, niczego nie dopowiada.
Nie marnuje kartek na układanie splątanych wspomnień po kolei. Kto zechce,
zrobi to osobiście. I właśnie to niedopowiedzenie sprawia, że każde z
napisanych wcześniej słów przemawia jeszcze dobitniej.
Bardzo
pozytywnie zaskoczył mnie obraz wsi ukazanej w „Kapryśnej piątkowej sobocie”. Po
lekturze poprzednich książek Krystyny Siesickiej nie spodziewałam się, że
autorka wplecie w tekst tak wiele elementów świadczących o głębokiej wierze
bohaterów. Na kartach powieści znajdziemy więc miejscowego rzeźbiarza, który
pieczołowicie przygotowuje szopkę na święta, podśpiewującego „Kiedy ranne
wstają zorze” Juliana, ale też piękną rozmowę o religii pomiędzy przedstawicielami
młodszego pokolenia – Zuzanki i Damiana. Może jest to tylko próba oddania „kolorytu
lokalnego” zapomnianej polskiej wsi, którą większość czytelników przegapi lub
minie z pobłażliwym uśmiechem. Ja jednak cieszę się, że Krystyna Siesicka wybrała
właśnie takie tło dla akcji. Zwłaszcza, że dziś bardzo trudno jest znaleźć
autora, który pisze o religii zupełnie po ludzku, jako o naturalnej części
życia. Chyba właśnie dlatego po raz pierwszy od wielu lat poczułam, że w pełni
utożsamiam się z jedną z bohaterek. Zuzanka momentalnie podbiła moje serce
miłością do piątków, jednak najbardziej polubiłam ją za to, że tak jak ja
potrafi znaleźć w swoim życiu miejsce dla kościołów i wzdycha sobie czasem: „Widocznie
nie jestem dziewczyną w moim wieku”.
Mam
wrażenie, że nie tylko Zuzanka, ale i cała książka jest z innego świata. Ze
świata gdzie ludzie potrafią sobie wybaczać – i żyć dalej. Ze świata gdzie osoby
starsze są bohaterami równie romantycznymi jak młodzież. Ze świata gdzie mieszkańcy
wciąż zaglądają do kościoła parafialnego.
Czy
zechcesz zajrzeć do tego świata?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz