sobota, 24 lipca 2021

„Okruchy dnia”, Kazuo Ishiguro

 

Przez całe życie chłonęłam książkowe opisy przeżyć. Im bardziej skomplikowana i przejmująca była sytuacja, tym więcej dostarczała mi emocji. Potrafiłam sięgać po ulubioną pozycję tylko po to, aby przeczytać jeden, szczególnie dramatyczny fragment. A kiedy teraz, po latach, trafiłam na powieść, w której takich opisów nie ma… Mogę powiedzieć tylko jedno. Psychologiczne mistrzostwo.

Stevens spędził większość swego życia, pracując jako kamerdyner w starej, angielskiej posiadłości. Przez lata do perfekcji opanował sztukę zachowywania absolutnego spokoju i nienagannej uprzejmości w każdych okolicznościach. Jednak czasy się zmieniają. Właściciel Darlington Hall umiera w samotności i niesławie, oskarżany o wspieranie nazistów. Podupadła willa trafia w ręce młodego Amerykanina. Garstka służby nie potrafi już poradzić sobie z prowadzeniem tak wielkiego domostwa. Stevens rusza w podróż przez całą Anglię, aby odnaleźć i skłonić do podjęcia pracy pannę Kenton: wzorową gospodynię… i kochającą kobietę, którą niegdyś utracił bezpowrotnie przez swoją obojętność. Podziwiając piękno ojczyzny, bohater wraca pamięcią do dawnych, szczęśliwych dni…

Większość powieści z narratorem pierwszoosobowym można podzielić na dwie kategorie. W pierwszej czytelnik wydaje się w ogóle nie istnieć. Bohater bierze udział w wydarzeniach, od razu je relacjonuje… I wydaje się, że nie mówi do nikogo konkretnego. Jakby nie obchodziło go, do kogo trafi opowieść. Nie wiemy, czy mówi do siebie, czy patrzymy jego oczami, czy czytamy jakieś pamiętniki dla potomnych. I, zazwyczaj, niewiele nas to obchodzi. Po prostu zapominamy o swoim istnieniu i wsiąkamy w świat przedstawiony. W drugim typie powieści, narrator zwraca się już bezpośrednio do czytelnika. Chce przekazać mu jakąś opowieść, czeka na jego reakcję. To wiemy od początku. Jednak odbiorca książki traktowany jest jak odwieczny przyjaciel bohatera. A nawet ktoś więcej… Ktoś godzien absolutnego zaufania i zupełnej szczerości. Narrator otwiera przed nami swoją duszę i pokazuje wszystkie tajemnice... Nawet jeśli zna nas tylko od kilku stron. Niezależnie od tego, po który typ książki sięgamy, mają one jedną wspólną cechę. W gruncie rzeczy, poznajemy narratora całkowicie. Wiemy, co myśli, jak postępuje, jakie czuje emocje. Nawet jeśli w rozmowie z innymi bohaterami udaje kogoś innego, z nami jest szczery. Jednak „Okruchy dnia” napisane są w zupełnie inny sposób.

Kazuo Ishiguro jest prawdziwym mistrzem prowadzenia narracji pierwszoosobowej. Czytając „Okruchy dnia”, całkowicie zapomniałam, gdzie jestem i co robię. Czułam się, jakby Stevens siedział właśnie przede mną, i przy filiżance herbaty, opowiadał o swoich dziejach. Wspomnienie obejrzanej niedawno adaptacji powieści jeszcze potęgowało to wrażenie. Chwilami niemal słyszałam cichy, charakterystyczny głos Anthony’ego Hopkinsa, odtwórcy głównej roli… Skąd taki efekt? Najprościej mówiąc, narrator mówi do czytelnika tak samo, jak mówiłby do każdego bohatera powieści. Zwracając się do nas, Stevens nie pozwala sobie na otwartość, zaufanie, czy „obnażanie się” w jakikolwiek inny sposób. Wciąż jest stuprocentowym, idealnym kamerdynerem. Każde jego zdanie zdumiewa wyważeniem, uprzejmością i szacunkiem. Nie znajdziemy w powieści opisów przeżyć i emocji, bo Stevens uważa, że nie powinien sobie na nie pozwalać. Jest to ciężki egzamin naszej zdolności wczucia się w sytuację drugiej osoby. Ponieważ bohater nie mówi bezpośrednio o swoich uczuciach, jesteśmy skazani tylko na swoje domysły. Trudno nam na przykład określić, czy panna Kenton naprawdę nie jest mu obojętna, czy interesuje go wyłącznie jako dobra gospodyni. Równocześnie jednak, paradoksalnie, sposób mówienia Stevensa zdradza nam bardzo wiele na temat tej postaci. Stopniowo zdajemy sobie sprawę z tego, że bohater zlał się w jedno ze swoją rolą. Nie potrafi już mówić o rzeczach niezwiązanych z jego pracą, bo uważa to za nieprofesjonalne. Z tego powodu trudno dostosować mu się do nowej rzeczywistości, gdzie wszyscy bez trudu żartują i nawiązują relacje. „Okruchy dnia” w przejmujący sposób pokazują potrzebę wzajemnego zrozumienia i bliskości. Oraz udowadniają, że perfekcja w życiu zawodowym nie wystarczy, aby dać człowiekowi szczęście.

Wrażenie naturalności potęguje jeszcze swobodna kompozycja książki. Stevens daje się ponieść swoim rozmyślaniom i luźnym refleksjom, nie troszcząc się o porządek i chronologię. Wiedziony skojarzeniami, swobodnie przemieszcza się w czasie, przywołując najróżniejsze wydarzenia. Płynnie przechodzi od przytaczania anegdotek do długich rozważań nad istotą godności. Czasem przyłapuje się na drobnych błędach, które natychmiast wyjaśnia… Wszystko to sprawia, że czujemy się, jakbyśmy brali udział w żywej, spontanicznej rozmowie. Która, zaczynając się od jednego tematu, może skończyć się na najodleglejszych kwestiach… Dokładnie jak w życiu.

Kazuo Ishiguro powalił mnie na kolana swoim stylem i znajomością ludzkiej psychiki. W szarej rzeczywistości angielskiej służby, stworzył prawdziwy dramat emocjonalny. Bo jak inaczej określić tak przejmującą opowieść, w której tak niewiele się dzieje?

Nie dziwię się, że autor otrzymał Nagrodę Nobla.

___

Źródła zdjęć:

"Okruchy dnia" - ze zbiorów własnych

Pozostałe elementy grafiki - https://www.canva.com/

Cytat zamieszczony na plakacie pochodzi z przekładu Jana Rybickiego, Wydawnictwo Albatros 2017

 

              

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 Z biblioteki Molinki , Blogger