niedziela, 31 lipca 2022

„A.B.C.”, Agatha Christie

„A.B.C.”, Agatha Christie

              Jeśli miałabym wybrać jednego autora, którego znam naprawdę dogłębnie, byłaby to Agatha Christie. W porównaniu do innych twórców, to właśnie jej książek mam u siebie najwięcej. Przez lata poszerzałam ten zbiorek, aż w końcu zdałam sobie sprawę, że zaczynam wyłapywać w różnych powieściach podobne chwyty fabularne. I choć nie zdarzyło się jeszcze, żeby jakaś książka nie zaskoczyła mnie na koniec, żyłam w przekonaniu, że pewne rzeczy są wspólne dla wszystkich tekstów Agathy Christie. Aż wreszcie natrafiłam na kryminał, który przewrócił moje przekonania do góry nogami…

              Kiedy kapitan Hastings przyjeżdża do Anglii w interesach, w pierwszej kolejności kieruje kroki do starego przyjaciela – Herkulesa Poirot. Z przyjemnością wspominają rozwiązane przez siebie sprawy i zabawiają się „zamawianiem” następnych zagadek. Żarty kończą się kiedy Poirot otrzymuje tajemniczy anonim. Jego autor wzywa detektywa do udowodnienia swoich umiejętności i radzi „zainteresować się Andover”. Kiedy we wspomnianej miejscowości dochodzi do zabójstwa, Herkules staje przed jedną z najtrudniejszych spraw w swojej karierze. Tajemniczy seryjny morderca za każdym razem zapowiada zbrodnie listownie, podając dzień i nazwę miejscowości. Kolejne ofiary dobierane są w kolejności alfabetycznej, a zabójca zawsze pozostawia po sobie rozkład jazdy A.B.C… Czy Poirot zdąży rozwikłać tę zagadkę zanim morderca dojdzie do Z?

              Czytaliście kiedyś książki Agathy Christie? Jeśli tak, wiecie zapewne, jak charakterystyczny jest jej styl tworzenia intrygi… Długie wstępy, w których po kolei poznajemy każdego bohatera. Zamknięte, niewielkie grono podejrzanych, gdzie każdy skrywa jakieś tajemnice. Oskarżenia przenoszone z osoby na osobę i napięcie budowane aż do momentu wielkiego rozwiązania… Rozumiecie, o czym mówię?

              Cóż, „A.B.C.” jest zupełnie inne.

              Akcja rozpoczyna się natychmiast. Na stronie dziewiątej Poirot otrzymuje anonim. Na szesnastej mamy pierwsze zwłoki. Do zabójstw dochodzi w odległych miejscach. Ludzi związanych z ofiarami nic wcześniej nie łączyło. Część z nich w normalnych okolicznościach mogłaby być podejrzana, jednak zaplanowany i seryjny charakter zbrodni całkowicie oczyszcza ich z zarzutów. Koniec z przenoszeniem oskarżenia z osoby na osobę. Koniec z „prywatnymi” zbrodniami w zaciszu hotelu, kolejowego przedziału czy starej angielskiej rezydencji. Tym razem areną pojedynku Poirota ze zbrodniarzem staje się cała Anglia. Wielka burza w prasie, niekończące się konferencje ze specjalistami, podróże na drugi koniec kraju… Całkowite przeciwieństwo zbrodni w stylu Agathy Christie!

              Jeszcze bardziej dezorientujące jest to, że – jak się zdaje – od początku wiemy… kto zabija. Już w drugim rozdziale widzimy tajemniczego pana Aleksandra Bonaparte’a Custa (znamienne inicjały!), jak przegląda długą listę nazwisk i skreśla jedno z nich – jak się później okazuje, należące do pierwszej ofiary A.B.C. Fałszywy trop? Zmyłka? W końcu kto jeśli nie Agatha Christie potrafi tak pokierować zachowaniem niewinnego człowieka aby ściągnąć na niego podejrzenia? Tylko czy ciągnęłaby taką grę przez całą książkę? A może autorka wcale nie próbuje nas okłamać? Może po prostu tym razem pytanie nie brzmi: „k t o zabił”, ale „d l a c z e g o”? Dlaczego właśnie ci ludzie? Dlaczego to Poirot otrzymuje anonimy? Dlaczego szukający rozgłosu zabójca kontaktuje się z prywatną osobą, a nie z prasą czy policją? Zdaniem Herkulesa Poirot to właśnie te kwestie okażą się kluczowe przy rozwiązywaniu zagadki. I tłumaczenie wszystkich nieścisłości skomplikowaną psychiką szaleńców stanowi poważny błąd. A skoro twierdzi tak największy detektyw wszechczasów…

              Wreszcie ostatnia zmiana – zmiana roli detektywa. Do tej pory Poirot zawsze działał w pojedynkę, ewentualnie z pomocą wiernego Hastingsa. On decydował, jak potoczy się śledztwo. On przesłuchiwał świadków. On rozwiązywał całą sprawę. Tym razem jednak Herkules – na przekór swojej zwykłej pysze – dopuszcza do sprawy również amatorów. W rozwiązywaniu zagadki wspomaga go samozwańczy „legion specjalny”, składający się z bliskich trzech pierwszych ofiar A.B.C. Żadne z nich nie ma doświadczenia w pracy detektywa. Są za to osobiście zaangażowani w całą sprawę, zdeterminowani i… każde z nich może wiedzieć coś, co umknęło policji. Zadaniem Poirota nie jest więc tym razem branie podejrzanych w krzyżowy ogień pytań, lecz prowokowanie zwykłych rozmów. W nadziei, że z banalnych uwag i wspominek uda się w końcu wyłowić jakieś kluczowe informacje.

„A.B.C.” to niezwykle świeża, oryginalna powieść, która po raz kolejny dowodzi geniuszu Agathy Christie. Znajduje się w ścisłej czołówce moich ulubionych kryminałów tej autorki – a przeczytałam ich już wiele. Całkowicie ujął mnie pomysł nietypowego pomnożenia liczby detektywów. To wielkie wytchnienie po latach patrzenia na wszystkich bohaterów w kategoriach potencjalnych podejrzanych. Miło było mieć tak wielu sojuszników przy rozwiązywaniu zagadki. Jak zwykle u tej autorki – zwrotów akcji nie zabrakło.

Polecam szczególnie tym, którzy szukają odmiany po „tradycyjnych” kryminałach Agathy Christie.

Poznaj też inne książki Agaty Christie!

_______

Cytat zamieszczony na plakacie pochodzi z przekładu Tadeusza Jana Dehnela, Wydawnictwo Dolnośląskie, 2021

____

Źródła zdjęć:

"A.B.C" - ze zbiorów własnych

Pozostałe elementy grafiki - https://www.canva.com/

niedziela, 3 lipca 2022

„Klara i Słońce”, Kazuo Ishiguro

„Klara i Słońce”, Kazuo Ishiguro

 


O sztucznej inteligencji słyszymy ze wszystkich stron. Czytamy o nich w długich, naukowych artykułach i naiwnych powieściach typu science-fiction. Pomstujemy na prymitywne automaty na liniach telefonicznych różnych firm, i z rozbawieniem badamy możliwości smartfonowych „asystentów”. Doskonale znamy sympatyczne droidy z „Gwiezdnych wojen” i przerażające wizje świata maszyn z „Matrixa”… Ale czy kiedyś zastanawialiście się, jak wyglądałoby nasze życie opisane przez wyjątkowo inteligentnego robota?

Klara jest wykfalifikowaną Sztuczną Przyjaciółką z trzeciej serii modelu B2. Tak jak inne roboty w jej sklepie, została zaprojektowana aby dotrzymywać towarzystwa przyszłym właścicielom. Swoje zadanie traktuje bardzo poważnie – dlatego dokładnie obserwuje świat po drugiej stronie witryny, chcąc jak najlepiej poznać ludzi i rządzące nimi prawa. Kiedy jednak trafia do nastoletniej Josie okazuje się, że czeka ją znacznie więcej wyzwań, niż mogła się spodziewać... Klara wierzy jednak, że przy odrobinie ciężkiej pracy i oczywiście z pomocą Słońca, bez trudu zdoła poradzić sobie ze wszystkim, co przyniesie los.

Po raz kolejny sięgam po książkę tego autora. I po raz kolejny jestem naprawdę pod wrażeniem tego, jak wiele na temat osobowości narratora potrafi przekazać za pomocą kilku neutralnych zdań. Podobnie jak w przypadku „Okruchów dnia” na kartach książki nie znajdziemy wielu rozbudowanych opisów przeżyć. Co prawda Klara, w przeciwieństwie do Stevensa, nie ma problemu z mówieniem o swoich emocjach. Nazywa je jednak w sposób tak krótki i bezpośredni, że czytelnik chwilami zastanawia się, czy bohaterka naprawdę je odczuwa – czy po prostu wykorzystuje gotowe sformułowania zapisane w swojej pamięci. Mogłoby się wydawać, że wobec tego postacie z obu powieści będą do siebie dość podobne – obie są bardzo uprzejme, zachowują spokój niezależnie od okoliczności, a za cel swego życia uważają służbę ludziom. A jednak Kazuo Ishiguro nie powiela narracyjnych chwytów z „Okruchów dnia”. Klara jest całkowicie odrębną jednostką, z własnym, indywidualnym głosem. Monologi w jej wykonaniu są spokojne i uporządkowane, jednak w inny sposób niż opowieść Stevensa. Wydaje się, że dla Klary życie jest w gruncie rzeczy niekończącą się analizą różnych bodźców i obserwacji. Naturalne jest dla niej, że w pierwszej kolejności ocenia wiek i rangę spotykanych ludzi, a z każdego wydarzenia stara się wyciągnąć wnioski na przyszłość. Zwraca uwagę na najbardziej banalne rzeczy – nawet tak oczywiste, jak to, że ta sama ściana w cieniu ma zupełnie inny kolor niż na słońcu. Jest dla wszystkich grzeczna, tak jak Stevens – ale okazuje to w nieco inny sposób. Swój szacunek dla innych zaznacza przede wszystkim wykorzystaniem dużych liter – choćby w takich słowach jak „matka”, czy „kierowniczka”. Często, zamiast używać tradycyjnych zwrotów grzecznościowych, zwraca się do ludzi po imieniu, ale w trzeciej osobie,  np. „To bardzo miło ze strony Ricka”. To wszystko oczywiście może się wydawać niegodnymi uwagi drobiazgami, paradoksalnie bardzo mówi jednak o charakterze Klary – z jednej strony idealnej, towarzyskiej przyjaciółki, z drugiej zaś – skomplikowanej maszyny, świadomej swojej podrzędnej pozycji względem człowieka.

Kazuo Ishiguro w swojej powieści w szczególny sposób koncentruje się na wyzwaniach i problemach niesionych przez rozwój techniki. Co ciekawe, choć książka chwilami mocno zbliża się do granicy z science-fiction, autorowi udaje się uniknąć częstej w takich przypadkach pokusy wymyślania niestworzonych, wręcz przeczących nauce wynalazków. Odkrycia, o których pisze nie są niczym nowym. Sztuczna inteligencja, manipulacje genetyczne, zdalne nauczanie – wszystkie te rzeczy albo już wkraczają w nasze życie, albo stanowią obiekt wytężonych badań naukowców. Ishiguro próbuje odpowiedzieć na pytanie, co nam przyniosą – i jakie powinniśmy zająć wobec nich stanowisko. Czy bardzo inteligentny robot jest prawdziwą osobą, czy należy go traktować „jak odkurzacz”? Czy można znaleźć w człowieku coś, czego maszyna nie byłaby w stanie zastąpić i odwzorować? Co jest lepsze – podjąć ryzyko i wpłynąć na geny dziecka, narażając je na ciężkie powikłania, czy zrezygnować – pozbawiając je szansy na zdobycie wyższego wykształcenia? Nie wszystkie te pytania znajdą w książce bezpośrednią odpowiedź. Jednak choć powieść dotyka bardzo trudnych tematów, a przedstawiony w niej świat bywa bardzo niesprawiedliwy, lektura nie jest kolejną dystopijną refleksją nad złem wszelkiego postępu – ale bardzo piękną, pogodną i mądrą historią.

„Klara i Słońce” to opowieść o skomplikowanym świecie ludzkich uczuć widzianym „z zewnątrz” – przez istotę bardzo inteligentną, lecz zarazem bardzo naiwną. Opowieść o wszystkim, co może przynieść technika – zarówno rzeczach wspaniałych, jak i okropnych. Opowieść o tym co trudne i bolesne – ale i pełna optymizmu i wiary w to, że będzie dobrze.

 ____

Zdjęcie okładki ze zbiorów własnych

Pozostałe elementy grafiki: https://www.canva.com/

Cytat zamieszczony na plakacie pochodzi z przekładu Andrzeja Szulca, wyd. Albatros, 2021

Copyright © 2016 Z biblioteki Molinki , Blogger