niedziela, 1 stycznia 2023

„Triumf owiec”, Leonie Swan

 „Triumf owiec”, Leonie Swan

Góry opromieniało ciepłe, wiosenne słońce. Jego światło wpadało przez okno, oblewając miękką kanapę w wynajętym domku. Na blacie stołu leżał otwarty pamiętnik, w którym jeszcze wczoraj miałam uzupełnić zapis dotyczący najnowszej izerskiej trasy. Ja jednak nie widziałam teraz ani gór, ani zeszytu, ani nawet liter trzymanej w dłoni książki. Pędziłam przez zaśnieżony las, w ślad za błądzącymi w mroku bohaterami. I czułam, że w najbliższym czasie nie ma szans żebym oderwała się do lektury.

Niewielka, francuska wioska wydaje się doskonałym miejscem na przystanek dla samotnej kobiety podróżującej po Europie z odziedziczonym stadem owiec. Wielkie pastwisko, górująca nad okolicą bryła starego zamku, olbrzymie lasy… A jednak jest coś groźnego w tym idyllicznym z pozoru miejscu. Czy to tylko rezultat lokalnych legend o jego poprzednim właścicielu, prowadzącym w zamku szpital psychiatryczny? Skutek dziwnego zachowania mieszkańców, którzy, jak się zdaje, nie mówią pasterce o wszystkim? A może podszept instynktu, ostrzegającego przed niebezpieczeństwem? Czerwone plamy jak kwiaty zakwitają na śniegu wokół leżącej sarny. Kłusownicy? Drapieżnik? Czy też… coś znacznie gorszego niż zwierzę lub człowiek?

Owce będą musiały zebrać całą odwagę aby rozwiązać tę tajemnicę… I stawić czoła zagrożeniu. Czy tym razem również uda się im zatriumfować?

Biały. Czerwony. Czarny. Tylko te kolory Swan dobiera ze swojej pisarskiej palety. Nie znajdziemy w jej książce szczegółowych, naturalistycznych opisów scen zbrodni. Autorka doskonale wie, że tak naprawdę przerażające jest nie to, co czytamy, ale to, co możemy przeczuwać między wierszami. Dlatego kolejne miejsca zabójstw odmalowuje oszczędnie, wręcz surowo. I po kilku zdaniach wycofuje się, zostawiając nam tylko nieostry, niepokojący obraz w trzech kolorach. Leonie Swan powoli, drobnymi napomknięciami zacieśnia wokół czytelnika sieć skojarzeń. Białe owce, które kiedyś zniknęły z pastwiska przy zamku. Czerwone wzory wypisane na śniegu. Czerwona kurtka chłopca, który pewnej zimy już nie wrócił z lasu… Te kolory stanowią w jej książce sygnał ostrzegawczy, jak ta pojedyncza, niepokojąca nuta, która w filmach poprzedza dramatyczne wydarzenia. Aż wreszcie wystarcza tylko jedno rzucone w odpowiednim momencie słowo o czerwonym swetrze jednej z bohaterek, aby umysł czytelnika pogalopował w przyszłość, pełną licznych, coraz bardziej przerażających scenariuszy.

Niepokojąco nieokreślona jest również sama postać tajemniczego mordercy. Zwierzę? Ale jakie zwierzę zabija tylko na śniegu, jakby zachwycało je okrutne piękno czerwonego szlaku zostawianego przez ofiarę na białej płaszczyźnie? Człowiek? Tylko ilu ludzi decyduje się polować jak wilk, gnając sarnę przez las i zadając jej kolejne, drobne rany aż padnie z wyczerpania? A może Garou, jak nazywają go mieszkańcy, jest zarówno jednym, jak i drugim? Poprzedni właściciel zamku zastrzelił się wszak srebrną kulą…

Myślicie, że opowieści o wilkołakach są przereklamowane i nadają się tylko dla dzieci? Cóż, bądźcie ostrożni. Bo kiedy nad pokrytym śniegiem pastwiskiem zapadnie mrok, niejedna rzecz wyda się bardziej prawdziwa i namacalna niż w świetle dnia. A Leonie Swan, podobnie jak owce, doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że wilk może zamieszkać w człowieku na wiele różnych sposobów. I kąsać równie dotkliwie, niezależnie od tego czy naprawdę jest opisaną w legendach bestią, czy metaforycznym uosobieniem czysto ludzkiego mroku, który kiedyś narodził się w czyimś sercu…

Zanim przeczytasz, poznaj również pierwszą część książki pt. "Sprawiedliwość owiec".

____

Cytat na grafice pochodzi z przekładu Macieja Nowaka-Kreyera (wyd. Amber 2011)

Copyright © 2016 Z biblioteki Molinki , Blogger