Góry
opromieniało ciepłe, wiosenne słońce. Jego światło wpadało przez okno,
oblewając miękką kanapę w wynajętym domku. Na blacie stołu leżał otwarty
pamiętnik, w którym jeszcze wczoraj miałam uzupełnić zapis dotyczący najnowszej
izerskiej trasy. Ja jednak nie widziałam teraz ani gór, ani zeszytu, ani nawet
liter trzymanej w dłoni książki. Pędziłam przez zaśnieżony las, w ślad za
błądzącymi w mroku bohaterami. I czułam, że w najbliższym czasie nie ma szans
żebym oderwała się do lektury.
Niewielka,
francuska wioska wydaje się doskonałym miejscem na przystanek dla samotnej
kobiety podróżującej po Europie z odziedziczonym stadem owiec. Wielkie
pastwisko, górująca nad okolicą bryła starego zamku, olbrzymie lasy… A jednak
jest coś groźnego w tym idyllicznym z pozoru miejscu. Czy to tylko rezultat
lokalnych legend o jego poprzednim właścicielu, prowadzącym w zamku szpital
psychiatryczny? Skutek dziwnego zachowania mieszkańców, którzy, jak się zdaje,
nie mówią pasterce o wszystkim? A może podszept instynktu, ostrzegającego przed
niebezpieczeństwem? Czerwone plamy jak kwiaty zakwitają na śniegu wokół leżącej
sarny. Kłusownicy? Drapieżnik? Czy też… coś znacznie gorszego niż zwierzę lub
człowiek?
Owce
będą musiały zebrać całą odwagę aby rozwiązać tę tajemnicę… I stawić czoła zagrożeniu.
Czy tym razem również uda się im zatriumfować?
Biały.
Czerwony. Czarny. Tylko te kolory Swan dobiera ze swojej pisarskiej palety. Nie
znajdziemy w jej książce szczegółowych, naturalistycznych opisów scen zbrodni. Autorka
doskonale wie, że tak naprawdę przerażające jest nie to, co czytamy, ale to, co
możemy przeczuwać między wierszami. Dlatego kolejne miejsca zabójstw odmalowuje
oszczędnie, wręcz surowo. I po kilku zdaniach wycofuje się, zostawiając nam
tylko nieostry, niepokojący obraz w trzech kolorach. Leonie Swan powoli,
drobnymi napomknięciami zacieśnia wokół czytelnika sieć skojarzeń. Białe owce,
które kiedyś zniknęły z pastwiska przy zamku. Czerwone wzory wypisane na
śniegu. Czerwona kurtka chłopca, który pewnej zimy już nie wrócił z lasu… Te
kolory stanowią w jej książce sygnał ostrzegawczy, jak ta pojedyncza,
niepokojąca nuta, która w filmach poprzedza dramatyczne wydarzenia. Aż wreszcie
wystarcza tylko jedno rzucone w odpowiednim momencie słowo o czerwonym swetrze jednej
z bohaterek, aby umysł czytelnika pogalopował w przyszłość, pełną licznych,
coraz bardziej przerażających scenariuszy.
Niepokojąco
nieokreślona jest również sama postać tajemniczego mordercy. Zwierzę? Ale jakie
zwierzę zabija tylko na śniegu, jakby zachwycało je okrutne piękno czerwonego
szlaku zostawianego przez ofiarę na białej płaszczyźnie? Człowiek? Tylko ilu
ludzi decyduje się polować jak wilk, gnając sarnę przez las i zadając jej
kolejne, drobne rany aż padnie z wyczerpania? A może Garou, jak nazywają go
mieszkańcy, jest zarówno jednym, jak i drugim? Poprzedni właściciel zamku
zastrzelił się wszak srebrną kulą…
Myślicie,
że opowieści o wilkołakach są przereklamowane i nadają się tylko dla dzieci?
Cóż, bądźcie ostrożni. Bo kiedy nad pokrytym śniegiem pastwiskiem zapadnie
mrok, niejedna rzecz wyda się bardziej prawdziwa i namacalna niż w świetle
dnia. A Leonie Swan, podobnie jak owce, doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że
wilk może zamieszkać w człowieku na wiele różnych sposobów. I kąsać równie
dotkliwie, niezależnie od tego czy naprawdę jest opisaną w legendach bestią,
czy metaforycznym uosobieniem czysto ludzkiego mroku, który kiedyś narodził się
w czyimś sercu…
Zanim
przeczytasz, poznaj również pierwszą część książki pt. "Sprawiedliwość owiec".
____
Cytat na grafice pochodzi z przekładu Macieja Nowaka-Kreyera (wyd. Amber 2011)