niedziela, 29 maja 2022

Orwell v.s. Huxley

Orwell v.s. Huxley

Ludzie dzielą się na zwolenników Orwella i Huxleya. Tę prostą prawdę uświadomił mi znajomy (pozdrawiam, Mateusz😊), kiedy siedzieliśmy w pociągu, rozmawiając o książkach. Właśnie skończyłam „Nowy wspaniały świat” i liczyłam na wymianę opinii. Tymczasem pierwsze pytanie, jakie padło, brzmiało: „A czytałaś już Rok 1984?”. Musiałam mieć nieco dziwną minę, bo mój rozmówca momentalnie pospieszył z wyjaśnieniem. Zauważył bowiem, że wspomniane dwa tytuły stanowią prawdziwą kość niezgody wśród wielbicieli literatury. Która wizja przyszłości jest bardziej przenikliwa? Która dotyka ważniejszych kwestii? I wreszcie: która okaże się prorocza?

„Roku 1984” jeszcze wtedy nie znałam – nie mogłam więc w żaden sposób się wypowiedzieć. Obiecałam sobie jednak, że pewnego dnia nadrobię tę czytelniczą zaległość… I właśnie nadeszła ta chwila.

Jakie są zatem moje wrażenia po przeczytaniu obu książek?

„Raport rozbieżności”

Pierwsza refleksja: rozumiem, dlaczego można się o te książki pokłócić. Trudno znaleźć dwie równie drastyczne skrajności. Zupełnie jakby autorzy uparli się na złość sobie stworzyć kompletnie przeczące sobie wizje przyszłości… Przyjrzyjmy się zatem kilku najbardziej spornym punktom teorii obu panów:

W „Roku 1984” ustrój oparty jest na torturach, przemocy i zastraszeniu. Hasłem „Nowego wspaniałego świata” pozostaje zaś… powszechna szczęśliwość. W pierwszym z państw obywatele utrzymywani są w sztucznym ubóstwie, skupieni na walce o byt. W drugim zaś władze dostarczają społeczeństwu luksusowych produktów, prowokując ludzi do konsumowania coraz większych ilości dóbr. Prawdziwym mistrzostwem antagonizmu pozostają jednak rozważania na temat kwestii obyczajowych. U Orwella dopuszcza się wyłącznie istnienie ściśle sformalizowanych małżeństw, które mają „spełnić obowiązek” dostarczenia państwu kolejnych obywateli… Podczas gdy u Huxleya „każdy należy do każdego”, a macierzyństwo uważa się za przejaw zezwierzęcenia (!) – dzieci hoduje się więc sztucznie w sterylnych butlach w Ośrodku Rozrodu i Warunkowania…

Uff… Może to i dobrze, że światowe czytelnictwo przeżywa kryzys, bo temat Orwella i Huxleya rzeczywiście nadaje się wręcz idealnie do prowokowania sporów. A strach pomyśleć, co by się działo, gdyby zamiast garstki moli książkowych, kłótnię podjęłoby całe społeczeństwo…

Nie do pogodzenia?

Sprzeczność obu książkowych wizji jest tak jawna, że jakikolwiek kompromis wydaje się niemożliwy. Jeśli kiedykolwiek dojdzie do stworzenia dyktatury na światową skalę, będzie ona miała jednolity ustrój. Albo zgodną z wizją Orwella, albo – Huxleya. Rację może mieć tylko jeden z nich.

Kiedy jednak spróbujemy się cofnąć w s t e c z i odtworzyć m e t o d ę tworzenia dyktatury w obu powieściach… odkryjemy zaskakujące podobieństwa. Wygląda na to, że analizując zupełnie różne sytuacje, Orwell i Huxley doszli do tych samych wniosków na temat powstawania ustroju totalitarnego.

Oto kilka „sygnałów ostrzegawczych”, na widok których zwolennikowi demokracji powinna zapalić się w głowie czerwona lampka:

Indoktrynacja dzieci – w celu stworzenia nowego pokolenia „wzorowych” obywateli (w „Nowym wspaniałym świecie” – nauka przez sen i „kodowanie” nowych odruchów, w „Roku 1984” – działalność młodzieżowej organizacji „Kapusiów”, zachęcającej do donosicielstwa); ograniczanie wychowawczej roli rodziców lub zupełna likwidacja tradycyjnych rodzin.

Likwidacja literatury – jako dowodu, że świat może wyglądać inaczej. I, przede wszystkim, narzędzia pobudzającego do myślenia i krytycznej refleksji.

Wyniszczanie inteligencji – gdyż tymi, którzy potrafią myśleć samodzielnie trudniej jest manipulować. Paradoksalnie, co świetnie podkreślono w obu książkach, represje spotykają nawet tych specjalistów, którzy z władzą współpracują. Szczególnie jaskrawy wydaje się tu przypadek ślepo oddanego systemowi Symesa z „Roku 1984”, którego jedyną winą była… zbytnia inteligencja.

Uczucia – „Gdy jednostka czuje, wspólnota szwankuje” – powtarzają sobie bohaterowie „Nowego wspaniałego świata”. Dlatego władze w obu powieściach starają się umacniać w obywatelach egoizm – czy to poprzez hedonistyczne wychowanie, czy też przez wzbudzanie w ludziach wzajemnego strachu i nieufności. Wyraźne są też tendencje do „skanalizowania” tych uczuć, nad którymi nie można zapanować. Stąd właśnie „Dwie minuty nienawiści” u Orwella oraz zastępowanie prawdziwych związków międzyludzkich chwilową rozkoszą o Huxleya.

Likwidacja religii. Oficjalnie – w ramach postępu. Nieoficjalnie – aby tym łatwiej wykreować nową, spaczoną moralność. Dyktatura zawsze dąży bowiem do tego, aby odczłowieczyć obywateli, podporządkować ich najbardziej podstawowym instynktom: strachowi, egoizmowi, chwilowym popędom. W takim świecie nie ma miejsca dla Boga, gdyż wiara budzi w ludziach pewność, że „jest coś więcej”. Co ciekawe, totalitaryzm bardzo często wykorzystuje jednak elementy religijnych rytuałów, aby tym mocniej podporządkować sobie obywateli (widoczne zwłaszcza w „Nowym wspaniałym świecie”: gloryfikacja przywódcy jako „Pana naszego Forda”; hasła oparte na spaczonych cytatach z Biblii; scena „posługi społecznej”, przypominającej świeckie nabożeństwo połączone ze spożywaniem „poświęconego” narkotyku zamiast Komunii świętej)

Nieustanny nadzór i szybka reakcja, jeśli ktoś wyróżnia się z tłumu. Propagowanie jednego „właściwego” modelu życia, któremu obywatele powinni się podporządkować (przynależność do odpowiednich organizacji, uprawianie konkretnych rozrywek, przejawianie właściwych emocji).

Huxley czy Orwell? Oto jest pytanie…

Powróćmy teraz do pytania, od którego zaczęliśmy nasze rozważania. Który z autorów ma rację? Czy zmierzamy w stronę totalitaryzmu, czy „miękkiej dyktatury”? I przede wszystkim, który system jest bardziej niebezpieczny?

Teza Orwella, że da się skutecznie utrzymać posłuch społeczeństwa opierając się na zastraszaniu, może budzić wiele wątpliwości. Paradoksalnie jednak, wiele opisywanych przez niego mechanizmów przez wiele lat z powodzeniem funkcjonowało m.in. w ZSRS (do którego z resztą autor chętnie nawiązuje – choćby kreując obraz wszechmocnej, socjalistycznej Partii). Nawet dość nieoczekiwana scena „nawrócenia” Winstona pod wpływem tortur zdradza olbrzymie podobieństwo do opisu autentycznych rosyjskich przesłuchań z „Innego świata” Gustawa Herlinga Grudzińskiego. Dziś zaś w szczególny sposób widzimy, że ustrój totalitarny tego typu w niektórych miejscach na świecie wciąż jeszcze funkcjonuje – co dowodzi szczególnej aktualności powieści Orwella.

A jak ma się sprawa z „Nowym wspaniałym światem”?

Huxley, bardzo z resztą słusznie, zauważa pewną nieekonomiczność „twardego” totalitaryzmu[1]. Po co tyle pieniędzy i zachodu aby złamać ducha w obywatelu, skoro wszystkie te „środki perswazji” mogą ostatecznie obudzić w nim żądzę buntu i zemsty? Dajmy ludziom szczęście i zadowolenie – a będą gotowi zrobić wszystko aby w tym stanie pozostać.

Powiedziałabym, że o ile wizja Orwella zainspirowana została przez sytuację na wschodzie, o tyle system zbliżony do „Nowego wspaniałego świata” bliższy jest ideowo współczesnemu zachodowi. Dążenie do ogólnego szczęścia i zadowolenia. Rosnąca swoboda obyczajowa. Wypychanie z życia publicznego religii. To, że coraz bardziej zbliżamy się do akceptacji aborcji i manipulacji genetycznych… Co jeśli któregoś dnia ktoś postanowi wzmocnić i ukierunkować te tendencje?  Jeśli otrzymamy wymarzone prawo do robienie wszystkiego, co zapragniemy – jednak za cenę p r a w d z i w e j wolności? Te pytania wydają się szczególnie ważne właśnie dziś, kiedy coraz częściej w imię swobody jednych, godzi się w podstawowe wartości drugich…

***

Spór o to, która z książek jest bardziej wartościowa wydaje się pozbawiony sensu. Powieści Orwella i Huxleya pokazują bowiem dwie różne twarze tego samego zagrożenia – zamachu na nasze prawa i człowieczeństwo. A dzięki temu czynią nas jeszcze lepiej przygotowanymi do walki o wolność.

Mnie osobiście w szczególny sposób bliski wydaje się „Nowy wspaniały świat”. Po części dlatego, że już widzę w naszej rzeczywistości zapowiedź niektórych problemów pokazanych w powieści… Ale przede wszystkim ze względu na to, jak trudno walczyć z takim zagrożeniem. Można bowiem dowieść zbrodni wojennych, łamania praw człowieka i stosowania tortur. Jak jednak pokazać diaboliczność panującego ustroju, jeśli wszyscy obywatele są w nim szczęśliwi? Jak mówić o ograniczeniu wolności, gdy wszyscy mogą robić co chcą? I wreszcie: jak sformułować oskarżenie, skoro dysponuje się tylko mglistym uczuciem, że coś jest nie tak?

Uważajmy zatem i dokładnie rozglądajmy się dookoła.

Abyśmy któregoś dnia nie zbudzili się w nowym, ale bynajmniej nie wspaniałym świecie.



[1] Por. A. Huxley, Nowy wspaniały świat. 30 lat później. Raport rozbieżności”.

___

Źródła zdjęć:

"Rok 1984", "Nowy wspaniały świat" - ze zbiorów własnych

Pozostałe elementy grafiki - https://www.canva.com/

A. Huxley, "Nowy wspaniały świat", tłum. Bogdan Baran, wyd. Muza 2010

G. Orwell, "Rok 1984", tłum. Tomasz Mirkowicz, wyd. Muza 2019

poniedziałek, 2 maja 2022

„Półgłówek wypuszczony ze szpitala szalonych”, czyli o Mickiewiczu w oczach jemu współczesnych

„Półgłówek wypuszczony ze szpitala szalonych”, czyli o Mickiewiczu w oczach jemu współczesnych

 

„Jego Dziady, jego Krymskie sonety są klęską nowoczesnego piśmiennictwa polskiego”[1]. Swoją twórczością próbuje „cofnąć umysły czytelników do czasów grubej ciemnoty”[2]. Słowem: lepszy już Marcinkowski, najbardziej pogardzany i wyśmiewany wierszokleta XIX wieku, który tylko „pisać nie powinien”, podczas gdy Mickiewicz nawet… „myśleć nie umie”[3].

To tylko drobny ułamek opinii, jaką wystawili Mickiewiczowi współcześni mu literaturoznawcy i poeci. O ile bowiem ludzie młodzi, romantycy przyjęli twórczość wieszcza jak objawienie, o tyle klasycyści bardzo go krytykowali. A ponieważ ostatnio trafiłam na bardzo ciekawą pozycję na ten temat, postanowiłam podzielić się z Wami co smaczniejszymi fragmentami tekstów z epoki.

Jakie zarzuty stawiali zatem Mickiewiczowi współcześni mu czytelnicy?

„Czyż to tak bardzo trudno pisać naturalnie i jasno?”[4]

Jeśli przy czytaniu tekstów Mickiewicza musieliście „biedzić się” i „stokroć plunąć” żeby zrozumieć cokolwiek, jeśli brała Was ochota żeby „do diabła całe pismo rzucić”[5] – nie jesteście jedyni. I takie reakcje nie świadczą wcale o Waszej intelektualnej słabości. Dokładnie tymi słowami swoje doświadczenia z lektury „Sonetów” podsumowuje Franciszek Morawski – XIX-wieczny poeta, dramatopisarz i krytyk.

Tym co szczególnie przeszkadzało czytelnikom tego cyklu, był bez wątpienia nadmiar orientalizmów. Jeśli kiedykolwiek mieliście styczność z „Sonetami”, na pewno wiecie że niektóre fragmenty ciężko zrozumieć bez dokładnych przypisów. Nawet w czasach Mickiewicza, gdy moda na literaturę wschodnią kwitła, było to duże utrudnienie z lekturze. Kajetan Koźmian (również poeta) w jednym z listów wyraża nawet ironiczną ochotę „pójścia do Stambułu dla nauczenia się języka Mickiewicza”, gdyż „trudno chwalić to, czego się nie rozumie”[6]. Dlatego też XIX-wieczni klasycyści oburzyli by się z pewnością na określenie Mickiewicza „wieszczem narodowym”. Ich zdaniem bowiem, czerpiąc tak mocno z innych kultur, poeta sam się swojej polskości wyrzekał.

Wielu czytelników nie potrafiło także zrozumieć „Konrada Wallenroda”. Tu z kolei utrudnienie stanowił fakt, że autor starał się zachować tożsamość niektórych bohaterów w tajemnicy przez większą część utworu. Dlatego też nawet Franciszek Morawski, nie tak znowu niechętny Mickiewiczowi, głośno ubolewał : „Trzeba wprawdzie coś zostawić domyślności, ale nie wszystko; trzeba drażnić imaginację czytelnika, ale nie mordować jej zawsze i zupełnie tym samym sposobem…” Cóż, ciekawe, co powiedziałby o współczesnych kryminałach.

„Głupcy tylko mogą takie poezje za wzór młodym wystawiać”[7].

Jeśli przerabialiście już w szkole romantyzm, to na pewno zauważyliście, jak ważny w naszej edukacji jest Mickiewicz. Przez całe liceum uczymy się przecież jak wspaniałymi utworami są „Dziady”, „Pan Tadeusz” czy „Ballady i romanse”. Mało tego! W księgarniach można nawet znaleźć kieszonkowe wydanie „Przyjaciół” w charakterze ilustrowanej bajki dla dzieci. Gdyby coś takiego zdarzyło się w XIX wieku, wybuchłby skandal. Zgodnie uważano bowiem, że Mickiewicz daje czytelnikom zły przykład, a jego teksty „w młodzieży łatwo dającej się uwodzić błyskotkami zatrzeć mogą uczucie prawdziwej piękności”[8]. Dlaczego jednak?

Zasadniczo, klasycyści mieli z Mickiewiczem dwa olbrzymie problemy. Przede wszystkim – co widać było już w poprzednich akapitach – autor był zdecydowanie nadgorliwy jeśli chodzi o dostosowanie języka dzieła do opisywanej rzeczywistości. Obmyśliwszy sobie na przykład ballady jako cykl inspirowany twórczością ludową, konsekwentnie to założenie realizował. Robił błędy językowe (np. „do tata” zamiast „do taty”[9]), używał potocyzmów (np. „rozwiera gębę i wytrzeszcza oczy”[10]) i uparcie „zniżał poezję do gminu”[11]. Dla klasycystów, wychowanych na twardych zasadach dotyczących pisania utworów, było to nie do pomyślenia. I świadczyło nie o inteligentnym zamyśle kompozycyjnym, ale… niewykształceniu autora i ułomności jego stylu.

 Jednak daleko bardziej przerażało ich to, że Mickiewiczowi – jak na złość – nie można odmówić wielkiego talentu. I z tego powodu cała polsko-litewska młodzież chciała brać z niego przykład. Już wkrótce po wydaniu „Ballad i romansów”, kraj ogarnęło istne szaleństwo – do tego stopnia, że literaturoznawcy znaleźli na nie osobny termin: balladomania. Mickiewicza plagiatowali wszyscy. Doszło do tego, że „gdy Mickiewicz po raz pierwszy powiedział o skowronku, że dzwoni swą piosenkę, już skowronek w wszystkich poezjach przestał śpiewać, nucić, a tylko dzwonił. Gdy Mickiewicz raz dla rymu użył słowa dawnego drzemie i rymował z ziemie, już wszyscy nowi poeci, uradowani z ułatwienia rymowego, wykluczyli z mowy polskiej wyraz drzymać, a tylko wznowionego drzemać zaczęli używać […] i tak coraz więcej język psuli i anarchią go wtrącali”[12]. A że nie każdy, niestety, rodzi się wieszczem narodowym, poziom literatury w Polsce, delikatnie mówiąc, pozostawiał wiele do życzenia. Tym bardziej, że – ku rozpaczy klasycystów – młodzieży łatwiej przechodziło powtarzanie błędów swojego idola niż dorównywanie mu talentem.

A więc „klęska […] piśmiennictwa polskiego”[13]?

Rzecz jasna nie wszyscy XIX-wieczni czytelnicy Mickiewicza krytykowali. W tej samej epoce romantycy opisywali przecież autora w samych superlatywach. Co więcej, nawet najbardziej zagorzali klasycy przyznawali niechętnie, że posiada on „rzeczywisty i piękny talent” i bez wątpienia napisał „kilka dobrych kawałków”[14]. Zdarzali się nawet tacy, którzy rzucali zapalczywe obietnice przebaczenia Mickiewiczowskiej „arogancji” i „dyktatorskiego tonu”, jeśli tylko „da nam wielkie narodowe epos”[15]

Cóż, epos już mamy.

Więc nie była to chyba taka znowu klęska literatury. 😊

 

Artykuł powstał w oparciu o pozycję „Walka romantyków z klasykami” w opracowaniu Stefana Kawyna., wyd. Zakład Narodowy Imienia Ossolińskich.

 Cytat w tytule: K. Koźmian, osobisty list autora do F. Morawskiego (3 marca 1827) [w:] Walka romantyków z klasykami, opr. Stefan Kawyn, wyd. Zakład Narodowy im. Ossolińskich,  str. 113



[1] W. Niemojewski, Myśli dorywcze o romantyczności i romantykach, [w:] Walka romantyków z klasykami, opr. Stefan Kawyn, wyd. Zakład Narodowy im. Ossolińskich, str. 175

[2] A. E. Odyniec, Przedmowa do Poezji t. 1, [w:] Walka romantyków z klasykami, opr. Stefan Kawyn, wyd. Zakład Narodowy im. Ossolińskich, str. 206

[3] K. Koźmian, osobisty list autora do F. Morawskiego (3 marca 1827) [w:] Walka romantyków z klasykami, opr. Stefan Kawyn, wyd. Zakład Narodowy im. Ossolińskich,  str. 113

[4] F. Morawski, cyt. za: Walka romantyków z klasykami, opr. Stefan Kawyn, wyd. Zakład Narodowy im. Ossolińskich,  str. XXXIX

[5] F. Morawski, osobisty list autora do A. E. Koźmiana, [w:] Walka romantyków z klasykami, opr. Stefan Kawyn, wyd. Zakład Narodowy im. Ossolińskich, str. 115

[6] K. Koźmian, osobisty list autora do F. Morawskiego (22 grudnia 1827), [w:] Walka romantyków z klasykami, opr. Stefan Kawyn, wyd. Zakład Narodowy im. Ossolińskich, str. 118

[7] F. Morawski, osobisty list autora do A. E. Koźmiana, [w:] Walka romantyków z klasykami, opr. Stefan Kawyn, wyd. Zakład Narodowy im. Ossolińskich, str. 115

[8] F. S. Dmochowski, Uwagi nad teraźniejszym stanem, duchem i dążnością poezji polskiej, [w:] Walka romantyków z klasykami, opr. Stefan Kawyn, wyd. Zakład Narodowy im. Ossolińskich, str. 161

[9] A. Mickiewicz, Powrót taty. Ballada, [w:] A. Mickiewicz, Wiersze, opr. Cz. Zgorzelski, wyd. Czytelnik, Warszawa 1983

[10] A. Mickiewicz, To lubię. Ballada, tamże.

[11] F. S. Dmochowski, Uwagi nad teraźniejszym stanem, duchem i dążnością poezji polskiej, [w:] Walka romantyków z klasykami, opr. Stefan Kawyn, wyd. Zakład Narodowy im. Ossolińskich, str. 149

[12] A. E. Koźmian, Wspomnienia t. 2, [w:} Walka romantyków z klasykami, opr. Stefan Kawyn, wyd. Zakład Narodowy im. Ossolińskich, str. 472

[13] W. Niemojewski, Myśli dorywcze o romantyczności i romantykach, [w:] Walka romantyków z klasykami, opr. Stefan Kawyn, wyd. Zakład Narodowy im. Ossolińskich, str. 175

[14] Tamże, str.175

[15] Tamże, str. 175

___

Źródła zdjęć:

Mickiewicz - https://pixabay.com/pl/photos/pomnik-adam-mickiewicz-go%c5%82%c4%99bie-2580034/

Pozostałe elementy grafiki - https://www.canva.com/

Copyright © 2016 Z biblioteki Molinki , Blogger