niedziela, 13 sierpnia 2023

„Północ i południe” (seria), John Lakes

 „Północ i południe” (seria), John Lakes

 

              Zaczęło się od plakatu.

              Pojawił się na mojej codziennej drodze do szkoły. W miejscu, gdzie do tej pory wywieszano tylko reklamy leków i filmów.

              Tym razem na afiszu widniała śliczna, elegancka okładka książki.

              Jako dziecko, które wychowało się na zakurzonych powieściach ze strychu, nigdy nie sądziłabym, że dam się złapać na coś takiego. A jednak. Pewnie swój udział tym wszystkim miał też fakt, że tytuł książki nie był mi obcy. Mama czasami wspominała stary serial „Północ i Południe”, który swego czasu z upodobaniem oglądała. A jako że jakiś czas temu pochłonęłam „Przeminęło z wiatrem”, założyłam optymistycznie, że ta książka także mi się spodoba. (Najwyraźniej zblakło już we mnie wspomnienie bolesnych przeżyć po tym, jak na fali „Zbrodni i kary” postanowiłam przeczytać „Wojnę i pokój”). I radośnie (sugerując się podobieństwem okładki do „Małych kobietek”) zdecydowałam, że ostatni dzień matur uczczę wizytą w księgarni. Stacjonarnie, bo po co się wysługiwać kurierami?

              I tak oto znalazłam się na Mikołajowie, uzbrojona jedynie w szmacianą torbę, wlokąc do domu nie jedno, ale trzy tomiszcza po osiemset stron każde i nie mając zielonego pojęcia, co ja właściwie kupiłam…

              Rodziny Hazardów i Mainów różni wszystko. Jedni to potomkowie ubogiego imigranta, którzy dzięki przedsiębiorczości kilku pokoleń osiągnęli fortunę. Drudzy z pochodzenia związani są z francuską szlachtą, jednak sercem – z pięknym, honorowym światkiem Południowych plantatorów. Ci pierwsi żyją w cieniu swojej olbrzymiej stalowni na Północy, rzucającej na okolicę nieustanne refleksy ognia i dymu. Ci drudzy całe życie spędzili w pięknej, otoczonej dziką roślinnością i polami ryżowymi rezydencji w Karolinie Południowej. Jedni – mniej lub bardziej – interesują się abolicjonizmem. Drudzy utrzymują się dzięki pracy niewolników. Ich losy krzyżują się, kiedy George Hazard i Orry Main trafiają razem do akademii wojskowej w West Point. Zdaje się, że przyjaźń, która połączyła bohaterów, na zawsze zwiąże ze sobą ich rodziny… Jednak w kraju wrze. Abolicjoniści coraz głośniej domagają się wyzwolenia niewolników, zaś Południe zaczyna mówić o secesji. Różnice poglądów obracają przeciw sobie nawet najbliższych. Akcent i pochodzenie staję się piętnem. A ci, którzy usiłują zachować czysty osąd wśród fanatyków, spotykają się z nienawiścią obu stanowisk.

              Zbliża się wojna, która na zawsze położy się cieniem na amerykańskiej historii… A Mainowie i Hazardowie znajdą się po przeciwnych stronach.

              Czy ich przyjaźń przetrwa tę próbę?

              Lubimy ostre kontury. Chcemy, żeby wszystko dało się od razu rozpoznać i wsunąć do odpowiedniej „szufladki”. To jest dobre, to złe. I bardzo słusznie. Trzeba rozróżniać między tymi dwiema opcjami.

              Nie inaczej jest z wojną secesyjną. Zapisała się w naszej pamięci jako walka między dwiema kontrastującymi opcjami. Jedna strona za niewolnictwem, druga przeciw. To wygodny podział. Wiemy, na czym stoimy. I potrafimy z łatwością powiedzieć, co jest dobre, a co złe. Zapominamy jednak o tym, że życie nie jest czarno – białe. I jeszcze się nie zdarzyło, żeby po danej stronie konfliktu walczyli sami szlachetni ludzie, a po drugiej – ich zupełne przeciwieństwa.

              Dlatego pisanie o historii jest takie trudne. Źle będzie, jeśli wyprodukujemy dydaktyczną powiastkę, która obwinia pół narodu o bycie potworami. Jeszcze gorzej, jeśli wyjdzie namiętne użalanie się nad losem i rozterkami ludzi, którzy przez lata utrzymywali inną rasę w ucisku (i całkiem dostatnio dzięki temu żyli).

              A jednak Lakesowi udało się uniknąć tych pułapek. I naprawdę uczciwie przedstawić kwestię wojny secesyjnej.

              Przede wszystkim: dostrzega, że walka tylko z pozoru toczyła się między dwoma różnymi poglądami na sprawę niewolnictwa. W rzeczywistości przecież każda ze stron była wewnętrznie podzielona i skupiała w sobie najróżniejszych ludzi. I to – niestety – nie samych honorowych, szlachetnych obywateli, którzy mają nieszczęście wyznawać odmienne wartości. Na kartach książki spotkamy więc fanatyków. Oportunistów chcących wykorzystać głoszone idee do zdobycia potęgi. A także lojalistów, którzy nie potrafią zostawić stanu bez obrony – nawet jeśli będą musieli walczyć za sprawę sprzeczną z ich wartościami. W dodatku – na ile się orientuję – te odmienne przekonania nie są tylko wymysłem autora. Jak dowiadujemy się z posłowia, w trakcie prac nad serią John Lakes odbył podróż na Południe aby porozmawiać z potomkami tych, którzy walczyli w wojnie secesyjnej. Zapoznał się także z dokumentami z epoki. Wszystko po to, aby zrozumieć, co kierowało członkami Konfederacji. I chyba mu się to udało.

              Po drugie: autor zauważa, że ludzie są istotami złożonymi. Nie zawsze sami wiedzą, co myślą i czego oczekują. Na ich czyny wpływają nie tylko abstrakcyjne wartości, ale też emocje, osobiste sympatie bądź antypatie, naciski społeczne, potrzeby, przeżycia. A to może spowodować ewolucję poglądów. I tak człowiek, który szczerze pogardza niewolnictwem, może na przykład stanąć w jego obronie, kiedy zaatakowana zostaje jego duma mieszkańca Południa.

              Po trzecie: problem zniesienia niewolnictwa to nie tylko kwestia jednego traktatu. To też pytanie jak (i czy) włączyć do społeczeństwa olbrzymią, niewyedukowaną, pozbawioną środków do życia grupę obywateli. Bez świadomości politycznej, ale za to mającą niskie wymagania, dwie ręce do pracy i palce do postawienia krzyżyka na liście wyborczej. John Lakes podkreśla, że to nie podniesienie ręki za wyzwoleniem świadczy o charakterze człowieka. Czy tolerancyjnymi można nazwać tych, którzy nazywają niewolnictwo grzechem, ale nie życzą sobie czarnoskórych na ulicach swoich miast? Kto robi więcej dla tych ludzi: północni politycy, którzy przegłosowali ustawę, czy południowa plantatorka, prowadząca szkołę dla byłych niewolników? Czy wolnymi można nazwać tych, którzy snują się bez celu po stanie, aż zdobędą półdarmową pracę, albo sklepy odmówią im kredytów?

              I po czwarte: przy wszystkich tych roztrząsanych problemach autor nie waha się jasno określić granicy między dobrem a złem. Krytykuje więc pogoń za zyskiem i potęgą kosztem ludzi – czy chodzi o niewolnictwo, czy o politykę bądź handel. Piętnuje fanatyzm, histerię i rozbudzanie skrajnych emocji (u OBU stron) – jako prowadzące do konfliktów. Wytyka obłudę.

              Przede wszystkim jednak – dowodzi, jak potworną rzeczą jest wojna.

              Niszczy ona wszystko. Każdy bohater książki jest w jakiś sposób przez nią zraniony.

              Czasem są to drobne rzeczy. Stara blizna. Dodatkowy kieliszek whisky każdego dnia. Milczenie na temat pewnych zdarzeń. Innym razem to olbrzymie zmiany. Zniszczenie całego domu. Okaleczenie. Zakrzepnięcie w bólu i nienawiści, stopniowo spaczające charakter. Obawa przed utratą ukochanej osoby, która zmusza do izolacji i życia w samotności. Utrata celu i zagubienie w powojennym świecie.

              „Północ i Południe” to seria dla tych, którzy szukają dramatycznych, pięknych opowieści o miłości, nienawiści i wszystkich namiętnościach rządzących ludzką duszą. Dla tych, dla których liczy się ta część historii, która wpija się w serce i umysł, zmuszając do refleksji.

              Ale przede wszystkim – dla tych, którzy chcą się uczyć.

              Uczyć się uczciwego wysłuchiwania wszystkich racji. Niezależnego myślenia. Prawdziwej tolerancji. Dostrzegania zła w najmniejszym jego przejawie.

              I wybierania dobra.

________

„Północ i Południe”, John Lakes, tłum. Mieczysław Dutkiewicz, wyd. Albatros 2022

„Miłość i wojna”, John Lakes, tłum. Mieczysław Dutkiewicz i Feliks Netz, wyd. Albatros 2023

„Piekło i niebo”, John Lakes, tłum. Zbigniew Białas, wyd. Albatros 2023

 

 

Copyright © 2016 Z biblioteki Molinki , Blogger