niedziela, 30 sierpnia 2020

Przedłużyć lato! Książki na wakacje cz.2

Przedłużyć lato! Książki na wakacje     cz.2


Prawdę mówiąc kiedy tydzień temu zaczynałam przekopywać swoją biblioteczkę w poszukiwaniu ciekawych pozycji do tej recenzji, ani trochę nie spodziewałam się, że proponowany przeze mnie sposób na przedłużenie wakacji okaże się aż tak skuteczny. Jednak ku mojemu wielkiemu zdumieniu już po kilku przeczytanych stronach rutynowe i raczej męczące „odświeżanie” powieści przed ich opisaniem zamieniło się w świetną zabawę, w wyniku której całkowicie przestałam przejmować się nadchodzącym rozpoczęciem roku szkolnego. Problem pojawił się dopiero kiedy okazało się, że sporządzona przeze mnie lista jest zdecydowanie za długa i muszę wybrać tylko pięć tytułów. Ostatecznie, po gruntownej selekcji, przedstawiam ciąg dalszy wakacyjnego cyklu:

"Zapałka na zakręcie", Krystyna Siesicka

Jak co roku, Mada razem z mamą i siostrą spędza wakacje w Osadzie. Pewnego dnia na jej drodze pojawia się przystojny, ale bardzo skryty Marcin. Wkrótce zaczyna łączyć ich szczere uczucie… Jednak chłopak ukrywa przed dziewczyną trudną przeszłość. Co stanie się, kiedy jego sekret wyjdzie na jaw?
Niezbadaną tajemnicą pozostaje, skąd tak wakacyjny nastrój w opowieści, która obejmuje przecież niemal cały rok. Mam wrażenie, że jest to jedna z najlepszych książek Krystyny Siesickiej. Bardzo dużym plusem jest prowadzenie narracji na przemian z perspektywy Mady i Marcina, dzięki czemu łatwiej nam zrozumieć bohaterów. Powieść w starym stylu, która z jednakowym wdziękiem i uwagą porusza zarówno trudne, jak i zupełnie prozaiczne tematy.



„Wakacje z duchami”, Adam Bahdaj

Wraz z początkiem lata, Paragon, Perełka i Mandżaro wyjeżdżają nad jezioro. Wkrótce zakładają Klub Młodych Detektywów. Planują wspólnie rozwiązywać zagadki kryminalne, korzystając z wiedzy zaczerpniętej z historii o Sherlocku Holmesie. Niebawem okazuje się, że nie będą mieli czasu na nudę: w pobliskim zamku pojawiają się duchy, mężczyzna wynajmujący pokój u ich gospodyni znika bez zapowiedzi, a w okolicy pojawiają się tajemniczy osobnicy noszący coś ciężkiego w torbie na składak...

"Dziewczyna i chłopak", Hanna Ożogowska


Mimo różnicy wieku, Tomek i Tosia są wręcz uderzająco do siebie podobni. Nic dziwnego, że kiedy pod nieobecność chłopca w domu niespodziewanie pojawia się kierowca mający zabrać go na wakacje, najbardziej sensownym wyjściem wydaje się… zamiana miejsc. W rezultacie jego potulna, pracowita siostra w męskiej wiatrówce wyjeżdża do leśniczówki.  Po powrocie zdumiony Tomek musi podjąć grę i w kolorowej sukience udać się na wakacje u cioci Isi. Wkrótce ich bliscy nie mogą wyjść z podziwu, jakim cudem wygadany warszawiak z własnej woli pomaga w pracach domowych albo dyskutuje z sąsiadkami o modzie, podczas gdy grzeczna Tosia rozstawia po kątach okolicznych dryblasów i organizuje zabawę w Indian… Komedia pomyłek, przy której nie sposób się nie śmiać!



„Zosia z ulicy Kociej. Na wakacjach”, Agnieszka Tyszka

Zdecydowanie najsympatyczniejszy z wakacyjnych tomów serii. Co robić, kiedy mama niespodziewanie rozchorowuje się na ospę tuż przed wyjazdem nad morze? OCZEWIŚCIE, skłonić do wyprawy zwariowaną ciotkę-artystkę! W takim towarzystwie nawet wielogodzinna podróż samochodem, pobyt w opętanym przez turystów Górzewie i zakwaterowanie w najbliższym sąsiedztwie stada gęsi nabierają nowego charakteru… A kto wie – może uda się wspólnie wyrwać na odludzie w samym środku mazurskich jezior?
Tych, którzy mieli już okazję poznać Zosię, Manię, Misia i Krzysia, bez wątpienia nie muszę zachęcać do lektury. A tym, którzy jeszcze o nich nie słyszeli, mogę powiedzieć tylko jedno – naprawdę warto nadrobić zaległości. Nawet jeśli jest się już nieco za dużym na książki tego typu😊. Informacje o pozostałych tomach serii znajdziecie tutaj.

„Pan Samochodzik” (seria), Zbigniew Nienacki


Na co dzień pan Tomasz pracuje w Ministerstwie Kultury i Sztuki. Jednak jego praca nie koncentruje się tylko na siedzeniu za biurkiem. To właśnie jemu państwo zleca najbardziej delikatne zadania: odnajdywanie ukradzionych w trakcie zaborów dzieł sztuki, poszukiwanie skarbów czy demaskowanie złodziei ikon. Ze względu na pokraczne auto, którym jeździ, bohater nazywany jest panem Samochodzikiem. Mało kto wie, że pod brzydką maską pojazd kryje turbinę i silnik Ferrari 410, wmontowane tam przez pewnego niedocenionego wynalazcę. Pan Tomasz przemierza Polskę, mierząc się z rozwiązaniem największych zagadek wszech czasów…
Ze względu na to, że bohater nieustannie podróżuje i często zabiera ze sobą znajomych harcerzy, niemal cała seria przesiąknięta jest niezwykłym klimatem lata. Dla mnie, jednymi z najbardziej wakacyjnych tomów są „Pan Samochodzik i Templariusze”, „Księga strachów”, „Pan Samochodzik i kapitan Nemo” (występujący też pod tytułem „Nowe przygody pana Samochodzika”), „Pan Samochodzik i Winnetou” oraz „Pan Samochodzik i złota rękawica”. Dużym plusem książek są ciekawie napisane rozważania historyczne, które płynnie łączą się z wartką akcją.


I oto już wszystkie moje propozycje czytelnicze na ostatnie dni wakacji. Jestem jednak pewna, że nie będzie to ostatnie takie zestawienie, które pojawi się na moim blogu – w końcu mam już kilka pomysłów na kolejne recenzje tego typu.
Tymczasem, życzę wszystkim jak najlepszych czytelniczych wrażeń!

Pierwszą część recenzji znajdziecie tutaj.

____
Ilustracja tytułowa wykonana przy pomocy https://www.canva.com/
Zdjęcia okładek ze zbiorów własnych
K. Siesicka, "Zapałka na zakręcie", wyd. Akapit Press, 1996

A. Bahdaj, "Wakacje z duchami", wyd. Literatura 2015

H. Ożogowska, „Dziewczyna i chłopak, czyli heca na 14 fajerek”, wyd. Młodzieżowa Agencja Wydawnicza 1987
A. Tyszka, "Zosia z ulicy Kociej. Na wakacjach"
Z. Nienacki, "Pan Samochodzik" (seria) - wyd. Siedmioróg/Literatura



sobota, 22 sierpnia 2020

Przedłużyć lato! 10 wakacyjnych książek. Cz. 1

Przedłużyć lato! 10 wakacyjnych książek. Cz. 1


Nie da się ukryć, że wakacje powoli dobiegają końca. Nadchodzi wrzesień, a wraz z nim konieczność powrotu do nauki, szarej codzienności i – o zgrozo – porannego wstawania. I choć chciałoby się już ponownie zobaczyć rówieśników po tej ekstremalnie wydłużonej przez epidemię przerwie, mimo wszystko jakaś leniwa cząstka każdego z nas zaczyna załamywać ręce z rozpaczy. Jest jednak sposób aby poprawić sobie humor, przestać obsesyjnie rozmyślać o rychłym rozpoczęciu roku szkolnego a nawet… przedłużyć lato o kilka tygodni. Wystarczy tylko znaleźć dobrą lekturę. Oto pierwsza część moich propozycji.


„Szatan z siódmej klasy”, Kornel Makuszyński
Młody Adam Cisowski, z racji niepospolitej bystrości zwany szatanem, odznacza się wrodzonym talentem rozwiązywania dziwacznych i skomplikowanych zagadek. Wraz z początkiem wakacji, niespodziewanie odwiedza go jego nauczyciel, pan Gąsowski. Profesor prosi wychowanka o pomoc w rozwikłaniu dość nietypowej tajemnicy podupadłego dworku należącego do jego rodziny. Jak się okazuje, od pewnego czasu ktoś z niewiadomych przyczyn kradnie z domu… drzwi. Z początku niewinna, nosząca znamiona chuligaństwa lub głupiego żartu sprawa nabiera tempa, gdy w okolicy zaczynają kręcić się podejrzane indywidua. Adaś musi zmierzyć się z sekretami z przeszłości i dowiedzieć się, czego szukają nieznajomi, nim będzie za późno…
  

„Panna Foch”, Barbara Kosmowska

Kiedy rodzice Poli postanawiają porzucić Warszawę i przenieść się na wieś, aby zająć się hodowlą roślin strączkowych, bohaterka jest załamana. Podczas gdy jej tato z pasją zajmuje się szklarnią, mama urządza dom, a bliźniaki z upodobaniem demolują zarówno jedno, jak i drugie, dziewczyna spędza czas snując się po domu z kwaśną miną. Nic dziwnego, że dorabiający pracą w ich ogrodzie Janek zaczyna określać ją mianem panny Foch. Pozornie tych dwoje młodych ludzi nie ma ze sobą nic wspólnego. Jednak w ciągu wakacji wiele może się zdarzyć… Genialna książka dla młodzieży: ciekawa fabuła, mocne przesłanie… i bezkonkurencyjne bliźnięta, które awansowały na moich idoli. Dawno tak się nie uśmiałam przy lekturze 😊.

„Kapelusz za sto tysięcy”, Adam Bahdaj
Krystyna Cuchowska, dwunastoletnia szefowa gangu chłopaków na Saskiej Kępie, spędza wakacje nad morzem. Początkowo nudny wyjazd nabiera całkiem nowego charakteru, kiedy w trakcie wizyty w kawiarni dziewczynka staje się świadkiem przypadkowej zamiany kapeluszy. Właściciel jednego z nakryć głowy błaga ją o pomoc, tajemniczo stwierdzając, że jest ono niezwykle ważne – „w tej chwili jest warte tyle, ile za niego zapłacił, lecz […] w niedzielę może mieć wartość stu tysięcy, a może i więcej…” Zaintrygowana bohaterka postanawia rozwikłać tę zagadkę. Pomaga jej w tym przypadkowo poznany ornitolog o imieniu Maciej. Dzieci nawet nie podejrzewają, że niewinna tajemnica doprowadzi ich na trop zupełnie innej sprawy…

„Ich trzech i dziewczyna”, Eugeniusz Paukszta
Sierpień. Szymon, Lutek, Florek i Danka kończą praktyki budowlane w Koszalinie. Przyjaciele spędzają całe popołudnia spacerując po plaży, pływając czy dyskutując. Z początkiem września planują wybrać się na prawdziwe wakacje nad jezioro Łebskie. Któregoś dnia Danka zostaje zaczepiona przez grupę mężczyzn, których rozmowę przypadkiem podsłuchała. Z konfrontacji wychodzi bez szwanku, jednak bardzo przestraszona. Zdenerwowani chłopcy postanawiają odnaleźć napastników i zamienić z nimi kilka słów. Zemsta przynosi jednak niespodziewane konsekwencje. Wkrótce Szymon zostaje aresztowany pod zarzutem przemytu ikon oraz napadu na sklep. Studenci muszą dowieść niewinności przyjaciela i odkryć, kto naprawdę dokonał przestępstwa… Spokojna powieść w starym stylu, której łagodny klimat momentalnie udziela się czytelnikowi. Książka doskonała na wyciszenie. Wbrew pozorom na pierwszy plan wysuwa się nie wątek kryminalny, ale chwile spokoju i długich rozmów czy kąpieli w morzu. Jak zwykle u Paukszty nie obejdzie się bez cienia historycznych refleksji, romantycznych wynurzeń i… ratowania tonących pływaków.

"Większy kawałek świata", Joanna Chmielewska
Jeśli potrzebujecie całkowitego zapomnienia o rzeczywistości, skupienia się na czymś zupełnie niezwiązanym z codziennością oraz sporej dawki optymizmu, to właśnie znaleźliście idealną książkę! W wyniku fatalnej pomyłki „dwie siedemnastoletnie osoby płci żeńskiej” zamiast nad niewielkie jeziorko w Augustowie trafiają do najmniej przyjaznej turystom części Mazur. Tereska i Okrętka postanawiają jednak wykorzystać okazję i zwiedzić „większy kawałek świata”, wracając do rodzinnej Warszawy… kajakiem. Podróż okazuje się jednak jeszcze bardziej emocjonująca niż można by się spodziewać. Niespodziewanie podejrzani osobnicy zaczynają rozkopywać stare sterty kamieni, które dziewczęta wykorzystują w charakterze kuchni polowych. Panny postanawiają na własną rękę zająć się rozwiązaniem tej zagadki… Nie jest to może typowy kryminał – w końcu działaniom detektywistycznym bohaterek daleko jest do metodyczności i logiki – jednak nie da się zaprzeczyć, że od lektury trudno się oderwać. Połączenie charakterystycznego, lekko absurdalnego dowcipu, energicznych bohaterek i szalonej fabuły pozwala błyskawicznie załadować akumulatory oraz spojrzeć w przyszłość z większą pogodą ducha. Powieść napisana głównie z myślą o kobietach.

Jeśli przeczytaliście którąś z tych książek, albo znacie jakieś inne wakacyjne powieści, zapraszam do dzielenia się przemyśleniami w komentarzach. Chętnie poznam Wasze opinie i dowiem się, jak w ogóle podoba Wam się pomysł na taką zbiorczą recenzję 😊

Już za tydzień druga część zestawienia, z kolejnymi tytułami w letnich klimatach!

____________
Obrazek tytułowy wykonany z pomocą https://www.canva.com/
"Szatan z siódmej klasy" - https://www.swiatksiazki.pl/media/catalog/product/cache/eaf55611dc9c3a2fa4224fad2468d647/1/1/1199904482511.jpg
Pozostałe zdjęcia ze zbiorów własnych
K. Makuszyński, "Szatan z siódmej klasy", wyd. Nasza Księgarnia 2011
B. Kosmowska, "Panna Foch", wyd. Nasza Księgarnia 2019
A. Bahdaj, "Kapelusz za sto tysięcy", wyd. Literatura 2007
E. Paukszta, "Ich trzech i dziewczyna", wyd. Iskry 1969
J. Chmielewska, "Większy kawałek świata", wyd. Klin 2015 

niedziela, 16 sierpnia 2020

„Więzy krwi”, Claudia Gray

„Więzy krwi”, Claudia Gray

              Mimo, że oficjalnie saga „Gwiezdnych wojen” już się zakończyła, jednak pragnienie powrotu do odległej Galaktyki i chęć śledzenia losów ulubionych bohaterów wciąż są jak najbardziej żywe. Na szczęście dla wszystkich fanów serii, filmy są prawdziwą kopalnią genialnych wątków, które dobry autor z łatwością potrafi rozwinąć. W takim razie – co powiecie na małą podróż w czasie do początków Najwyższego Porządku i Ruchu Oporu?

              Od upadku Imperium mija ponad dwadzieścia lat. Mimo, że w całej Galaktyce panuje względny spokój i równowaga, kłopotów nie brakuje. W Senacie dochodzi do rozłamu na dwie rywalizujące ze sobą partie: dążących do ustanowienia jednego przywódcy centrystów oraz głoszących niezależność poszczególnych układów populistów. W ferworze negatywnych emocji i prywatnych zatargów, politycy całkowicie poświęcają się jałowym dyskusjom, odkładając w nieskończoność sprawy naprawdę ważne. Zniechęcona i znużona Leia Organa rozważa rezygnację ze stanowiska. Przed zakończeniem kariery postanawia jednak po raz ostatni dokonać czegoś naprawdę wartościowego. Z tego powodu zgłasza się jako ochotniczka do podjęcia śledztwa w sprawie karteli działających na planecie Bastatha. Niestety Senat, chcąc zadbać o obiektywność misji, przydziela jej do pomocy zadeklarowanego centrystę, Ransolma Casterfo. Ku swemu własnemu zdumieniu, księżniczka niespodziewanie znajduje z nim wspólny język. Wkrótce okazuje się, że działalność kartelu stanowi tylko wierzchołek góry lodowej. Towarzysze stają o krok od odkrycia spisku, który może doprowadzić Galaktykę na skraj wojny domowej… Tymczasem rozpoczyna się intensywna kampania przed nadchodzącymi wyborami na stanowisko tzw. Pierwszego Senatora. Populiści oczekują, że zaszczytna funkcja przypadnie właśnie Lei. Tylko czy jej pochodzenie może coś zmienić?

              Przyznam szczerze, że przy pierwszych rozdziałach jakoś nie mogłam wczuć się w akcję książki. Teoretycznie wszystko było w najlepszym porządku, dużo się działo… Jednak mimo wszystko miałam dziwne wrażenie, że cały czas od przedstawionej rzeczywistości oddziela mnie cała Galaktyka. Mimo wszystko, następnego dnia z poczucia obowiązku znowu sięgnęłam po „Więzy krwi” i… przepadłam. Opowieść porwała mnie do tego stopnia, że nawet po przerwaniu lektury chodziłam po domu skrajnie podekscytowana, myślami bujając gdzieś między Hosnian Prime a Corusant.

Powieść Claudii Gray idealnie wpisała się w moje upodobania. Przede wszystkim, genialnie ukazała rozwój relacji między Leią a Ransolmem. Z jednej strony zaspokoiła moje zamiłowanie do przemiany początkowych wrogów w szczerych przyjaciół, z drugiej zaś pozwoliła bohaterom zachować swoje pierwotne poglądy. W ten sposób senatorowie zyskują coraz większy podziw czytelnika, równocześnie realizując cele swoich partii i zachowując szacunek i sympatię wobec siebie. A to jeszcze nie koniec zalet „Więzów krwi”! Autorka mistrzowsko wykorzystała wątek ujawnienia pochodzenia Lei aby dodatkowo zwiększyć napięcie. Po raz pierwszy mamy okazję oglądać księżniczkę w takiej chwili – osamotnioną, pozbawioną wpływów, podejrzewaną o zdradę. W tym momencie trudno wprost oderwać się od opisów przeżyć głównej bohaterki i Ransolma, postawionych w jednakowo trudnej sytuacji oraz jednakowo przybitych odkryciem, choć z zupełnie różnych powodów. Pod tym względem powieść całkowicie spełniła moje oczekiwania.

Chyba najbardziej uwielbiam autorów książek o „Gwiezdnych wojnach” za genialną zdolność ukazywania bardziej „cywilnego” oblicza Galaktyki, trzymając się zarazem ducha oryginału. Claudia Gray idealnie wpisała się w ten nurt, z łatwością kreśląc wizję powojennego społeczeństwa Hosnian Prime. Na kartach „Więzów krwi” żadna planeta nie jest już tylko scenografią do scen strzelanin i politykowania, ale prawdziwym, oddzielnym światem, w którym odbywają się lokalne festyny, działają całkowicie normalne, żądne sensacji media, a zafascynowani historią politycy kolekcjonują pamiątki z czasów Imperium. Dodatkowo, autorka zadbała o należyte połączenie swojej książki z kolejnymi częściami sagi. W trakcie lektury na naszych oczach powstaje Najwyższy Porządek, Nowa Republika chyli się ku upadkowi, a Leia zakłada Ruch Oporu. Dzięki temu powieść staje się genialnym wprowadzeniem do „Przebudzenia Mocy”.

              Czytając opis wydawniczy „Więzów krwi”, miałam lekką nadzieję, że autorka poświęci nieco więcej miejsca najbliższym Lei. Claudia Gray poprowadziła jednak ten wątek zupełnie inaczej niż się spodziewałam, całkowicie oddając głos swojej bohaterce. Na kartach książki praktycznie nie spotykamy więc członków rodziny księżniczki, z wyjątkiem Hana Solo, który z resztą pokazuje się tylko na chwilę. Mimo to, z każdym kolejnym rozdziałem czytelnik coraz silniej dostrzega, że Luke, Ben czy Chewie cały czas obecni są w myślach Lei. Kobieta często ich wspomina, regularnie wysyła im wiadomości i nawet w najtrudniejszych chwilach przede wszystkim stara się o nich zadbać. Te subtelne wtrącenia i uwagi dostarczają jednak zaskakująco wiele informacji, unikając zarazem chaosu, jaki spowodowałoby wprowadzenie do książki dodatkowych wątków. Autorka szczególnie ostrożnie podchodzi do wątku syna księżniczki, chociaż podrzuca czytelnikowi kilka ciekawych tropów, które mogą tłumaczyć jego późniejsze przejście na Ciemną Stronę Mocy.

              Lektura „Więzów krwi” utrzymała mnie w przekonaniu, że Claudia Gray w pełni zasługuje na miano jednej z najlepszych autorek książek o „Gwiezdnych wojnach”, jaką znam. Oryginalność, wartka akcja, godny podziwu talent do płynnego balansowania między drugą a trzecią trylogią… Czego więcej trzeba?

____________
Zdjęcie okładki ze zbiorów własnych
Pozostałe elementy grafiki: https://www.canva.com/
Cytat zamieszczony na plakacie pochodzi z przekładu Anny Hikiet-Berezy, Wydawnictwo Uroboros 2017

niedziela, 9 sierpnia 2020

„Dziennik 29. Przebudzenie”, Dimitris Chassapakis

„Dziennik 29. Przebudzenie”, Dimitris Chassapakis




              „Oni to my!” Kiedy kilka lat temu w trakcie rozwiązywania ostatniej zagadki z „Dziennika 29” natknęłyśmy się z siostrą na to hasło, same nie wiedziałyśmy, co o tym myśleć. Czyżby tak miał wyglądać szumnie zapowiadany wielki finał? Czy aby na pewno te trzy słowa miały stanowić całe zwieńczenie naszej długiej walki z tajemnicą zaginionych archeologów? Czy kiedykolwiek dowiemy się, co się z nimi stało? Dziś, po wielu dniach mozolnej pracy, nareszcie z czystym sumieniem możemy powiedzieć, że nareszcie rozwiązałyśmy tą zagadkę…

              „Dziennik 29. Przebudzenie” stanowi kontynuację „Dziennika 29”, interaktywnej gry książkowej, o której jakiś czas temu pisałam już na blogu. Dla przypomnienia wyjaśnię tylko, że notes jest jedyną pozostałością po wyprawie archeologów, która w tajemniczych okolicznościach zniknęła w dwudziestym dziewiątym tygodniu badań nad obcą cywilizacją. Czytelnik ma za zadanie odkryć, co naprawdę się wydarzyło, rozszyfrowując zagadki pozostawione w brulionie przez właściciela i wpisując odpowiedzi na specjalnej stronie internetowej. Szczegółowe zasady posługiwania się „Dziennikiem”, a także recenzję pierwszego tomu znajdziecie tutaj.

Niewątpliwą zaletą „Dziennika 29. Przebudzenie” są krótkie wpisy stworzone przez zaginionych archeologów. Dzięki nim książka nareszcie zyskuje autentyczną fabułę, której tak brakowało w pierwszym tomie, a my możemy śledzić losy bohaterów. Same zagadki, o dziwo, wydają się jeszcze bardziej nieoczywiste i skomplikowane niż w poprzedniej części. Przykładowo, po raz pierwszy musiałyśmy z siostrą zwracać wyjątkową uwagę na elementy grafiki łączące poszczególne zagadki i wykorzystywać zależności między nimi. Mam wrażenie, że nigdy dotąd nie potrzebowałyśmy tak wielu podpowiedzi. Różnicę widać też na samej stronie internetowej „Dziennika” – do każdego zadania jest teraz przyporządkowana nie jedna, ale aż dwie karty ze wskazówkami. Nieco irytujące jest tylko to, że pierwsza z nich tylko lekko naprowadza czytelnika na rozwiązanie, a druga regularnie zdradza zbyt wiele. Mimo wszystko, dobrze, że w ogóle można z nich skorzystać. Naprawdę trudno byłoby się bez nich obejść.

              Wielu z Was zapewne ucieszy się na wieść, że aby dotrzeć do finału, nie będziecie potrzebowali pierwszej części „Dziennika”. Warto jednak mieć go w pogotowiu, bo autor przygotował dla jego właścicieli dodatkowe wyzwanie. Jak na mój gust, zagadka ta jest jednak nieco zbyt skomplikowana. Mam wrażenie, że gdyby nie podziwu godny upór mojej siostry, która w desperacji dotarła nawet do jej oryginalnej, angielskiej wersji, nigdy byśmy sobie nie poradziły. Tak czy siak warto było… Ale co odkryłyśmy – tego już nie mogę Wam zdradzić. Powiem tylko, że warto było.

              Polecam wszystkim, którzy choć przez chwilę chcą poczuć się jak prawdziwi archeolodzy na tropie tajemnicy sprzed wieków.

              „Oni to my!”
____________
Zdjęcie okładki ze zbiorów własnych
Labirynt: https://www.canva.com/
Cytat zamieszczony na plakacie pochodzi z przekładu Michała Gołębowskiego, Wydawnictwo Fox Games 2020

niedziela, 2 sierpnia 2020

„Solaris”, Stanisław Lem

„Solaris”, Stanisław Lem

Co sprawia, że jesteśmy tym, kim jesteśmy? DNA i ściśle określony zestaw komórek? Nasze wspomnienia, myśli i psychika? A może pochodzenie i miejsce, w którym się wychowujemy? Co jeśli w ogóle nie jesteśmy w stanie tego poprawnie ocenić? I przede wszystkim: jak można postąpić słusznie kiedy niczego nie jesteśmy pewni, a każdy nasz krok może doprowadzić do katastrofy?

Po wielu miesiącach podróży przez kosmos psycholog Kris Kelvin przybywa na stację badawczą na planecie Solaris. Ku swemu wielkiemu zdumieniu, na miejscu zastaje istny chaos. Jeden z członków załogi nie żyje, a dwóch pozostałych balansuje na krawędzi załamania nerwowego. Nikt nie potrafi wytłumaczyć, co się stało. Wbrew pozorom dziwne zachowanie naukowców nie jest jednak skutkiem obłędu. Jak się okazuje, na skutek działalności oceanu na Stacji pojawiają się idealne sobowtóry osób, które w szczególny sposób zapadły w pamięć astronautów. Wkrótce Kelvin zaczyna spotykać swoją tragicznie zmarłą żonę, Harey…

„… nie chcemy zdobywać kosmosu, chcemy tylko rozszerzyć Ziemię do jego granic. Jedne planety mają być pustynne jak Sahara, inne lodowate jak biegun albo tropikalne jak dżungla brazylijska. […] Nie potrzeba nam innych światów. Potrzeba nam luster” – zauważa Stanisław Lem słowami jednego z bohaterów powieści. Trzeba przyznać, że trudno o lepszą definicję większości planet przedstawionych w dziełach science fiction. Pod tym względem „Solaris” zdecydowanie się wyróżnia. Autorowi udało się wykreować glob tak dalece niepodobny do wszystkiego, co znamy, że mimo szczegółowych opisów  ciężko go sobie nawet wyobrazić. Być może rzeczywiście „żadne [ziemskie] terminy nie oddają tego, co dzieje się na Solaris”, nawet jeśli dołączy się do nich całą listę słów stworzonych wyłącznie na potrzeby książki. Lem wydaje się igrać z czytelnikiem, przewrotnie ukazując bezradność ludzi w zetknięciu z Nieludzkim. W powieści nie ma nawet prawdziwego kontaktu z jedynym mieszkańcem planety – olbrzymim, żywym, galaretowatym oceanem. Nie wiadomo, czy to za sprawą skrajnie odmiennych metod komunikacji obu stron, czy ze względu na różny poziom inteligencji, dość że wszystkie badania książkowych naukowców kończą się fiaskiem. W każdym razie - gratulacje dla autora za cenną lekcję pokory i uświadomienie nam, jak bardzo zakorzenieni jesteśmy w naszym ziemskim sposobie myślenia.

Jedną z najciekawszych kwestii, jaką porusza „Solaris” jest problem świadomości i wewnętrznego „ja”. Odwiedzające Stację klony wyglądają dokładnie tak samo, jak we wspomnieniach, które posłużyły do ich stworzenia, mają identyczną psychikę i nie mają pojęcia o swoim pochodzeniu. Od ludzi odróżnia ich tylko to, że nie muszą jeść, błyskawicznie się regenerują oraz, co najgorsze, nie mogą ani na chwilę zostawić osoby, z którą są związane. Efekty takiego rozstania przywołują wręcz na myśl sceny z horrorów: sobowtór przeżywa nagły atak paniki połączony z przypływem nadludzkiej siły, której nie oprą się żadne barykady. Na początku książki, podobnie jak Kelvin, spoglądamy na te twory z mieszanką przerażenia i obrzydzenia… Jednak w miarę upływu akcji pojawia się w nas coraz więcej współczucia. A kiedy pozornie prześladująca Krisa Harey okazuje się szczerze kochającą, skłonną do największych poświęceń i wrażliwą osobą, musimy stawić czoła prawdziwemu dylematowi. Czy dziewczyna wciąż jest tym samym człowiekiem, co zmarła żona bohatera? Czy w ogóle możemy nazywać ją człowiekiem, nawet jeśli rzeczywiście doświadcza ludzkich emocji? A może jej uczucia są po prostu ułudą, bezdusznym urzeczywistnieniem wspomnień Kelvina? W gąszczu pytań trudno znaleźć właściwe odpowiedzi, a co dopiero postąpić moralnie… Z tego powodu tak trudno jest pochwalić lub potępić któregokolwiek z bohaterów. W trakcie lektury jakaś romantyczna, bardziej uczuciowa część naszej natury cały czas kibicuje Krisowi i Harey, choć równocześnie trudno nam nie przyznać racji rzeczowemu, wręcz cynicznemu Snautowi… Chyba właśnie dlatego „Solaris” jest tak słynna – nie sposób oprzeć się niesionemu przez nią intelektualnemu wyzwaniu. Zwłaszcza, że towarzyszy mu genialna opowieść o miłości.

Mimo, że na kartach powieści nie znajdziemy spektakularnych wybuchów i awarii sprzętu, a momentami opisy planety przeplecione naukowymi faktami zdają się ciągnąć w nieskończoność, od lektury ciężko się oderwać. Dawno już nie czułam się tak rozdarta między chęcią poznania zakończenia historii i zamiarem ciągnięcia przyjemności z czytania tak długo, jak tylko się da.

Polecam wszystkim, którzy tak jak ja uwielbiają znajdować w książkach pytania, na które nie ma dobrej odpowiedzi.
_____
Zdjęcie okładki ze zbiorów własnych
Pozostałe elementy grafiki - https://www.canva.com/
Cytat zamieszczony na plakacie pochodzi z egzemplarza wydanego przez  Wydawnictwo Literackie 2012
             

Copyright © 2016 Z biblioteki Molinki , Blogger