niedziela, 23 lutego 2020

„U4”, Vincent Villeminot, Florence Hinckel, Carole Trébor, Yves Grevet

„U4”, Vincent Villeminot, Florence Hinckel, Carole Trébor, Yves Grevet


Wyobraź sobie świat po apokalipsie. Nie żyje cała Twoja rodzina. Aby przeżyć musisz kraść jedzenie z opustoszałych sklepów, ukrywać się przed uzbrojonymi po zęby bandytami i bronić przed zdziczałymi psami. Jeśli chcesz, możesz udać się do jednego z chronionych przez wojsko punktów, gdzie masz zagwarantowane bezpieczeństwo i wyżywienie. Krążą jednak słuchy, że siły zbrojne chipują szukających pomocy ludzi, przymuszają do bezwzględnego posłuszeństwa, a czasem posuwają się nawet do nieuzasadnionego użycia broni. Co robisz?

Pod koniec października całym światem wstrząsa wiadomość o wybuchu pandemii. Wystarcza dziesięć dni aby nieznany wcześniej filowirus krwotoczny U4 zabił znaczną większość populacji. Przy życiu pozostają wyłącznie nastolatki w wieku od piętnastu do osiemnastu lat oraz niewielka grupa wojskowych. Stopniowo zaczyna brakować prądu i wody, ustaje też łączność telefoniczna. Opustoszałe miasta przechodzą we władanie szczurów i konkurujących ze sobą band szabrowników, którym udaje się zdobyć broń palną. Jedyną alternatywą dla rozpaczliwej walki o przetrwanie na ulicach jest dołączenie do jednego z Z-punktów, gdzie za cenę niezależności wojsko zapewnia ochronę i dostęp do artykułów pierwszej potrzeby. Na krótko przed ostatecznym zerwaniem dostępu do Internetu, grupa młodych fanów gry komputerowej WOT otrzymuje wiadomość od jej animatora, Khronosa. Mężczyzna zaprasza ich na spotkanie 24 grudnia, pod paryską Wieżą Zegarową. Sugeruje, że wirusa można powstrzymać… przenosząc się w czasie.


„U4” to seria będąca owocem współpracy czterech autorów. Każdy z nich w swoim tomie opisuje losy innego nastolatka, który musi odnaleźć się w podzielonym pandemią świecie: opiekującego się cudem ocalałą Alicją Julesa (Carole Trébor), córki wirusologa na usługach rządu, Stéphane (Vincent Villeminot), wrażliwego Yannisa (Florence Hinckel) i młodej Bretonki Koridwen (Yves Grevet). Historie młodych ludzi parokrotnie splatają się ze sobą, co daje czytelnikowi niepowtarzalną szansę obejrzenia tych samych wydarzeń z różnych perspektyw i zgłębienia różnych postaw wobec katastrofy. Równocześnie autorom udało się uniknąć przesadnego, sztucznego łączenia ze sobą bohaterów. Ich spotkania niejednokrotnie są bardzo krótkie, przelotne i nie zawsze prowadzą do głębszej relacji, więc opowieść staje się bardziej naturalna. Dodatkowo dzięki temu czytelnik nie jest skazany na nieustanne czytanie o tych samych sytuacjach. Jedynie Stéphane i Yannis spędzają ze sobą więcej czasu, jednak dzięki mistrzowskiej współpracy Florence Hinckel  i Vincenta Villeminota przy lekturze nie sposób się nudzić. Każdą z książek można spokojnie traktować jako niezależną całość, jednak dopiero poznanie wszystkich pozwala uzyskać pełen obraz sytuacji. Wizja Koridwen najbogatsza jest w dziwne zbiegi okoliczności i magię, ze strony Julesa czytelnicy dogłębnie poznają jedną z pokojowo nastawionych komun stworzonej przez nastolatków w opuszczonej paryskiej kamienicy, Yannis zdecydowanie najmocniej unika przemocy, a opowieść Stéphane pozwala znacznie lepiej zrozumieć tę trudną, skomplikowaną dziewczynę.

Choć „U4” pokazuje świat rządzący się brutalnym prawem silniejszego, co przejawia się w licznych strzelaninach, czy lęku, z jakim dziewczęta opuszczają po zmroku swoje domy, autorzy unikają bezmyślnego epatowania przemocą. Ich celem jest odnalezienie odpowiedzi na odwieczne pytanie o różne postawy ludzi podczas rozpaczliwej walki o życie. Niektórzy wykorzystują sytuację i siłą starają się zdobyć przewagę nad innymi. Inni uciekają przed zagrożeniem w narkotyki lub po prostu biernie ukrywają się w opuszczonych kamienicach. Jeszcze inni próbują zająć najwygodniejsze stanowisko, próbując dołączyć do jednego z gangów, utrzymać się dostarczając broń silniejszym, lub skrupulatnie wykonując rozkazy wojska. Jednak są przecież i tacy, którzy jak Jules czy Yannis pragną odbudować zniszczony świat i ułożyć sobie nowe życie PO TYM. Pytanie tylko, czy miłość, przyjaźń oraz marzenie zdołają przetrwać w zderzeniu z okrucieństwem, chorobą i bezlitosnym, kontrolowanym przez wojsko systemem?

„U4” to wymagająca, pchająca do refleksji seria dla czytelników dość odważnych by zmierzyć się z niebezpieczeństwami czyhającymi w gruzach zrujnowanych francuskich miast. Jeśli lubicie dobrą, rozbudowaną ze strony psychologicznej literaturę, powinniście po nią sięgnąć.

___
Zdjęcia ze zbiorów własnych
Cytat zamieszczony na plakacie pochodzi z przekładu Jakuba Jedlińskiego i Pawła Łapińskiego, Wydawnictwo Polarny Lis 2016

piątek, 14 lutego 2020

„Falbanki”, Krystyna Siesicka

„Falbanki”, Krystyna Siesicka


Piękny, stary, otoczony łąkami dom nad jeziorem, z dala od miasteczka i codziennego zgiełku. Ot, parę jasnych, urządzonych z charakterem pokojów. Miejsce, gdzie przy filiżance kawusi można odpocząć, porozmawiać przez chwilę, a czasem może i trochę się posprzeczać. Dom poetki Róży Firlej.

Po niespodziewanej wyprowadzce matki, Mela przyjeżdża na ferie do ukochanej babci. Wkrótce na miejsce przybywa niemal cała, żądna przedyskutowania sytuacji rodzina… oraz przyjaciel kuzyna dziewczyny, Jonasz. Przystojny, sympatyczny…

Fabuła toczy się wolniutko, jakby od niechcenia. W tej książce najważniejsze są przecież rodzinne klimaty. Obserwujemy więc bohaterów przy codziennych czynnościach, drobnych kłótniach, rozmowach. Na pierwszy plan wysuwają się drobiazgi: ręcznie robione kapcie, czerwone talerzyki zmywane przez Melę czy gotowanie obiadu. A wszystko to przetykane misternymi uwagami i złotymi myślami. Ciągle na nowo zachwyca mnie odwaga Siesickiej w zaklinaniu rzeczywistości i upartym pokazywaniu czytelnikowi poezji drzemiącej w najbardziej prozaicznych czynnościach. Nie znam żadnego innego autora, który potrafi pisać o życiu tak po prostu, bez żadnych upiększeń i przesadnych komplikacji, a przy tym tak porywająco. Sekret tkwi chyba w niezwykłej uważności i staranności, których tak często nam brakuje… W „Falbankach” nikt się nie spieszy, dlatego pewnie bohaterowie znajdują czas na drobiazgi , takie jak nazywanie kolorami zapachów i osób, czy wymyślanie własnych słówek. Takich jak na przykład tytułowe falbanki – drobne ploteczki, o których można rozmawiać głaszcząc kota. Niepowtarzalny ciepły klimat, spokój, rodzinna atmosfera… Czego chcieć więcej?


W czasach, gdy bestsellerami okrzykuje się wielkie sagi fantasy, bohaterami rządzą niekończące się sploty wydarzeń, a w książkach nierzadko trudno znaleźć dłuższy opis otoczenia, warto czasem znaleźć sobie taką chwilę wytchnienia. Książka o rozmowie, sprzątaniu, starych bibelotach na komódce? Czemu nie?


___
Źródła zdjęć:

https://s.lubimyczytac.pl/upload/books/54000/54572/352x500.jpg


niedziela, 9 lutego 2020

„Arktyczna podróż sir Ernesta Shackeltona”, Alfred Lansing

„Arktyczna podróż sir Ernesta Shackeltona”, Alfred Lansing


28 osób. 3 szalupy ratunkowe. Trwająca ponad półtora roku wyprawa, w tym dziewięć miesięcy rozpaczliwej walki o przetrwanie na lodowej pustyni. Brzmi jak streszczenie klasycznej powieści podróżniczej, prawda? Jest tylko jeden haczyk. Ta historia WYDARZYŁA SIĘ NAPRAWDĘ.


Rok 1914. Brytyjczyk Ernest Shackelton wraz z grupą towarzyszy wyrusza w kolejną podróż. Jego celem jest pierwsze w historii przejście Antarktydy w poprzek – od Morza Weddella przez Biegun Południowy do Morza Rossa. Jednak mimo doskonale obmyślonego planu, pojawiają się kolejne problemy, w obliczu których kontynuacja wyprawy staje się niemożliwa. Statek Shackeltona, Endurance, zostaje uwięziony pomiędzy zwałami paku (pływający lód), a potem, po sześciu miesiącach dryfu dosłowne zmiażdżony przez napierające z dwóch stron kry. Grupa ocalałych, dysponując skromnymi zapasami żywności i sprzętu, kilkoma zaprzęgami psów oraz trzema szalupami ratunkowymi podejmuje rozpaczliwą walkę o przetrwanie...

Książka Alfreda Lansinga to nie tylko reportaż. To nieprawdopodobna, fascynująca, niezwykle plastycznie przedstawiona opowieść, którą czyta się jak książkę podróżniczą najlepszego gatunku. Chwilami czytelnik po prostu zapomina, że ma przed sobą prawdziwą historię. Autor zadbał o to, aby książka zawierała jak najwięcej szczegółów na temat podróży Shackeltona. Sięgając po lekturę czytelnik nie musi nic wiedzieć na temat wyprawy - zawarte w tekście informacje w zupełności wystarczają do całkowitego zrozumienia tej historii. Porywająca narracja uzupełniana jest licznymi fragmentami prowadzonych przez załogę dzienników i barwnymi anegdotami o rozrywkach, jakie znajdowali sobie podróżnicy podczas długich dni spędzonych na pokładzie uwięzionej "Endurance". To niesamowite, ile ironii, fantazji i czarnego humoru znalazło się w tych zdanych na pastwę bezlitosnej natury ludziach. Trudno nie śmiać się czytając o występach artystycznych zorganizowanych przez załogę dla uczczenia połowy zimy, manii wyścigów psich zaprzęgów czy najróżniejszych kawałach, które z upodobaniem płatali sobie podróżnicy.

Wielkim atutem polskiego wydania jest dodatek w postaci mapki Antarktydy i garści odbitek zdjęć wykonanych przez fotografa wyprawy, Franka Hurley’a. Czytelnik może dzięki temu dokładnie obejrzeć statek Shackeltona, wczuć się w klimat wyprawy i (co najlepsze) do woli napatrzeć się na psich członków ekspedycji. Po prawej jedno z moich ulubionych zdjęć, przedstawiające drugiego oficera, Toma Creana, z narodzonymi na pokładzie Endurance szczeniakami. 

Jeśli interesuje Was najnowsza historia i wielkie podróże lub po prostu lubicie dobrze napisane powieści podróżnicze, zdecydowanie powinniście sięgnąć po "Arktyczną podróż sir Ernesta Shackeltona". Naprawdę warto.
_____
Zdjęcie okładki ze zbiorów własnych
Zdjęcia z wyprawy - F. Hurley
Lód w tle - https://www.canva.com
Cytat zamieszczony na plakacie pochodzi książki wydanej przez Wydawnictwo Mayfly sp. zoo, 2014
Copyright © 2016 Z biblioteki Molinki , Blogger