Nie
wierzę wydawcom, którzy porównują książki do innych tekstów czy filmów.
W
znacznej większości przypadków jest to po prostu tani chwyt marketingowy. Nie
masz pomysłu na zareklamowanie powieści? Ogłoś, że przypomina losowo wybrany
wybitny tekst z tego samego gatunku. Każdy kryminał mogłaby spokojnie napisać
Agata Christie. Seria dla dzieci o magicznych zwierzętach to… następca „Władcy
Pierścieni”.
Dlatego kiedy na jakiejś ulotce natrafiłam na powieść porównywaną do mojej ukochanej „Incepcji”, nie rzuciłam się na nią od razu. Założyłam, że to tylko puste słowa.
Jak się okazało, myliłam się tylko częściowo.
Była to „Incepcja” podniesiona do kwadratu i zmieszana z „Déjà vu”.
Budzi się w środku lasów otaczających posiadłość Blackheath, zziębnięty i przerażony. Nie wie kim jest, ani jak się tam znalazł. A jedyną rzeczą, jaką sobie przypomina, jest imię nieznajomej kobiety – Anny. Wkrótce jednak utrata pamięci okazuje się jego najmniejszym problemem.
Jeszcze tego samego wieczoru w Blackheath zginie córka właścicieli, Evelyn Hardcastle. To właśnie główny punkt mrocznej gry, w którą wplątany został Aiden. Od tej pory będzie przeżywać ten sam dzień raz za razem, co rano budząc się w ciele innego mieszkańca rezydencji. Może się uwolnić tylko jeśli odkryje, kto dokona zabójstwa. Jeśli nie uda mu się w ciągu ośmiu dni – wszystko zacznie się od początku. Musi jednak się spieszyć. Nad tą samą zagadką pracują bowiem również jego rywale. A z Blackheath może wydostać się tylko jedna osoba…
Złudna okazała się prostota notki wydawniczej na okładce. Rzeczywiście, bohater „każdego ranka przez osiem dni budzi się w ciele innego gościa”…
Inna sprawa, że kolejność zdarzeń, potrafi być rzeczą względną.
Choć
z perspektywy Aidena naprawdę mija pełne osiem dni, w rzeczywistości… wszystko
dzieje się w tym samym czasie. Oprócz
bohatera po domu równocześnie kręci
się siedem innych jego wcieleń, przeżywających różne momenty cyklu w ciałach
różnych gości. I tak Aiden z drugiego dnia może otworzyć drzwi Aidenowi
wczorajszemu, a nawet przyjąć ostrzeżenie od Aidena z czwartego czy ósmego
dnia. Nic dziwnego, że czasem bohater łapie się na tym, że ściga własny ogon, a
zagadkowe wydarzenia z teraźniejszości są rezultatem poczynań jego przyszłych
wersji.
Jakby
tego było mało, kolejne dni wbrew nazwie nie następują po sobie po kolei. Aiden
zmienia bowiem postać za każdym razem, kiedy jego obecne wcielenie zasypia bądź
traci przytomność – i przy następnej okazji powraca do porzuconego ciała.
Wystarczy kilka utarczek z rywalami i przypadkowa drzemka, aby linearność czasu
została zupełnie zachwiana. Tak, że fragment drugiego dnia może, dajmy na to,
wypaść w samym środku dnia czwartego.
Tym
większe gratulacje należą się autorowi, który cały ten bigos przekazuje w taki
sposób, aby można było się w nim bez trudu połapać.
Jednak
choć zabawa czasem w powieści jest absolutnie genialna, „Siedem śmierci Evelyn
Hardcastle” nie jest tylko kolejnym lekkim, ekscytującym czytadłem.
Fantastyczne wydarzenia stanowią tylko bodziec, który zmusza bohaterów do
wpatrzenia się w głąb własnej natury i wykrycie tego, co naprawdę się w niej
kryje.
Kim
naprawdę jestem? To pytanie przewija się na wszystkich etapach losów Aidena. Na
początku najzupełniej naturalne i oczywiste w ustach człowieka, który stracił
pamięć, stopniowo uzyskuje głębsze znaczenie.
Bowiem
Aidena ograniczają nie tylko możliwości ciał, które przychodzi mu zamieszkiwać,
lecz również ich osobowości. I tak jak nie potrafiłby się ruszyć, gdyby jego
wcielenie było przykute do wózka, nie potrafi również uwolnić się od sposobu
myślenia narzucanego mu przez konkretny umysł. Z każdym kolejnym dniem przejmuje
coraz więcej wspomnień, wiedzy i nawyków swoich „gospodarzy”. I choć policyjne
talenty, czy informacje o tym, jaka relacja wiąże go z innymi mieszkańcami domu
stanowią dość przydatną spuściznę, ta prawidłowość ma też swoje mroczne strony.
Aiden coraz bardziej zlewa się z osobami, których postać przyjmuje. Z czasem
zaczyna gubić się w cudzych emocjach, wspomnieniach i namiętnościach… Jednak
jak ma walczyć o zachowanie swojej osobowości, skoro nie pamięta nawet, kim
jest? Czy w ogóle może powiedzieć o sobie coś pewnego, jeśli w każdym wcieleniu
ma inny charakter? Na ile ponosi odpowiedzialność za swoje decyzje?
I
wreszcie najważniejsze pytanie: czy cokolwiek jeszcze łączy Aidena z osobą,
która przed laty po raz pierwszy przekroczyła próg Blackheath?
W
tej plątaninie zawirowań z czasem, kłamstw i masek nic nie jest takie, jakie
się wydaje. To, co oczywiste, okazuje się złudzeniem. Przyjaciel – zdrajcą.
Wróg – lojalnym sojusznikiem. Nawet własna twarz odbita w oczach innych ludzi
ujawnia nagle nowe, przerażające oblicze.
Czy
w tym jądrze ciemności znajdzie się miejsce na miłość, uczciwość, czy bezinteresowny
gest dobroci?
Cytat na plakacie pochodzi z tłumaczenia Łukasza Praskiego, wyd. Albatros, 2019