Pewnie
każdy z was słyszał kiedyś o „Opowieściach z Narnii”, oglądał ekranizację
którejś z trzech pierwszych części, czy przerabiał na polskim „Lwa, czarownicę
i starą szafę”. Niektórzy może nawet sami sięgnęli po jeden z siedmiu tomów.
Wiecie zapewne, że tą niezwykłą krainę zamieszkują istoty znane nam tylko z
legend, mówiące zwierzęta i drzewa, które ożywają. Dla przypomnienia dodam, że
za każdym razem, gdy Narnii zagraża niebezpieczeństwo, z naszego świata
przenoszą się tam dzieci, mające za zadanie pokonać siły zła. Pomaga im w tym
Aslan – Wielki Lew, król i stworzyciel krainy oraz syn tajemniczego Władcy
zza Morza.
Wyjątkową
cechą tej serii jest to, że można ją czytać na dwa różne sposoby: albo jako
piękną bajkę całkowicie pozbawioną związku z prawdziwym życiem, albo doszukując
się w treści czegoś więcej. Mowa o odkrywaniu w opisach przygód bohaterów
ukazanych w przenośni głównych prawd wiary, wydarzeń z Biblii, czy szczegółów toczącej
się w każdym człowieku walki dobra ze złem. Nie mam tu na myśli tylko słynnej
sceny z pierwszej części, w której Aslan poświęcając się za jedno z dzieci ginie
na Kamiennym Stole, aby później zmartwychwstać i przegnać z Narnii Białą
Czarownicę. Wystarczy spojrzeć na część siódmą. Na samym początku stary
szympans przybrawszy pewnego osła w lwią skórę zaczyna rozgłaszać, że Aslan
powrócił i w jego imieniu wydawać rozkazy. Skutkuje to zaprzedaniem krainy
wrogiemu mocarstwu i wprowadzeniu nowych porządków, wygodnych tylko dla małpy i
jej towarzyszy. Wreszcie powraca prawdziwy Aslan i czytamy o końcu świata
Narnii. Wtedy wszystkie istoty zbliżają się do zaczarowanych Drzwi, w których
stoi Lew i po jednym tylko jego spojrzeniu albo zbaczają z drogi w cień po jego
lewej stronie, albo wchodzą przez wrota do niezwykłej krainy.
Równie
poruszająca jest historia stworzenia Narnii opisana w części szóstej. Największe
wrażenie zrobiła na mnie scena tuż po stworzeniu zwierząt, gdy Aslan wybiera
ich niewielką grupę, obdarza je ludzkim głosem i nakazuje im opiekować się
niemymi towarzyszami, ostrzegając, że mogą utracić mowę, jeśli powrócą do
dawnego trybu życia. Z kolei w moim ukochanym „Srebrnym krześle” przez całą
książkę bohaterowie wędrują sami, bez opieki Aslana, a drogę mają im wskazywać
przekazane jednemu z dzieci cztery Znaki – krótkie wskazówki, których pod
żadnym pozorem nie powinno zapomnieć, aby nie zabłądzić. Zrozumienie ich staje
się szczególnie trudne, gdy podróżnicy trafiają do krainy Podziemia. W dodatku,
kuszeni przez jego piękną królową, niemal całkowicie zapominają o celu swej misji.
Zapewne
wiele osób zdziwi, że książki nie są ułożone w kolejności chronologicznej. Ma
to związek ze zwykłym zamętem z czasem w Narnii: „Jeśli się spędzi w Narnii
nawet sto lat, powraca się do naszego świata o tej samej godzinie, w której się
go opuściło. Jeśli natomiast wróci się do Narnii po tygodniu spędzonym tutaj,
może się zdarzyć, że minęło już tysiąc narnijskich lat, albo jeden dzień, albo
też czas w ogóle nie ruszył z miejsca.”. Lektura jest bardzo ciekawa i
porywająca, a nawiązania do Biblii skłaniają do refleksji.
Niektórych
może zniechęcać grubość serii – w zależności od wydania to w sumie ponad 1000
stron – ale naprawdę warto przeczytać całość. Choć każda część stanowi oddzielną
historię, a czasem występują w niej różni bohaterowie, to wszystkie one
doskonale się uzupełniają i tylko razem dają pełen obraz Narnii. W dodatku
akcja jest tak ciekawa, że kolejne rozdziały „uciekają” nie wiadomo, kiedy. Zachętą
do lektury oraz dokonywania własnych odkryć niech będą słowa książki: „Dalej
wzwyż i dalej w głąb. Sami zobaczycie, jakie to łatwe”.
Już wkrótce recenzja następnej książki - "Igrzysk Śmierci" autorstwa Susanne Collins.
Już wkrótce recenzja następnej książki - "Igrzysk Śmierci" autorstwa Susanne Collins.
____
Źródła zdjęć: ze zbiorów własnych
C.S. Lewis, "Opowieści z Narnii", Wyd. Harber Point 2004
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz