wtorek, 16 stycznia 2018

„Opowieści z Narnii”, C. S. Lewis

Pewnie każdy z was słyszał kiedyś o „Opowieściach z Narnii”, oglądał ekranizację którejś z trzech pierwszych części, czy przerabiał na polskim „Lwa, czarownicę i starą szafę”. Niektórzy może nawet sami sięgnęli po jeden z siedmiu tomów. Wiecie zapewne, że tą niezwykłą krainę zamieszkują istoty znane nam tylko z legend, mówiące zwierzęta i drzewa, które ożywają. Dla przypomnienia dodam, że za każdym razem, gdy Narnii zagraża niebezpieczeństwo, z naszego świata przenoszą się tam dzieci, mające za zadanie pokonać siły zła. Pomaga im w tym Aslan – Wielki Lew, król i stworzyciel krainy oraz syn tajemniczego Władcy zza Morza.
Wyjątkową cechą tej serii jest to, że można ją czytać na dwa różne sposoby: albo jako piękną bajkę całkowicie pozbawioną związku z prawdziwym życiem, albo doszukując się w treści czegoś więcej. Mowa o odkrywaniu w opisach przygód bohaterów ukazanych w przenośni głównych prawd wiary, wydarzeń z Biblii, czy szczegółów toczącej się w każdym człowieku walki dobra ze złem. Nie mam tu na myśli tylko słynnej sceny z pierwszej części, w której Aslan poświęcając się za jedno z dzieci ginie na Kamiennym Stole, aby później zmartwychwstać i przegnać z Narnii Białą Czarownicę. Wystarczy spojrzeć na część siódmą. Na samym początku stary szympans przybrawszy pewnego osła w lwią skórę zaczyna rozgłaszać, że Aslan powrócił i w jego imieniu wydawać rozkazy. Skutkuje to zaprzedaniem krainy wrogiemu mocarstwu i wprowadzeniu nowych porządków, wygodnych tylko dla małpy i jej towarzyszy. Wreszcie powraca prawdziwy Aslan i czytamy o końcu świata Narnii. Wtedy wszystkie istoty zbliżają się do zaczarowanych Drzwi, w których stoi Lew i po jednym tylko jego spojrzeniu albo zbaczają z drogi w cień po jego lewej stronie, albo wchodzą przez wrota do niezwykłej krainy.
Równie poruszająca jest historia stworzenia Narnii opisana w części szóstej. Największe wrażenie zrobiła na mnie scena tuż po stworzeniu zwierząt, gdy Aslan wybiera ich niewielką grupę, obdarza je ludzkim głosem i nakazuje im opiekować się niemymi towarzyszami, ostrzegając, że mogą utracić mowę, jeśli powrócą do dawnego trybu życia. Z kolei w moim ukochanym „Srebrnym krześle” przez całą książkę bohaterowie wędrują sami, bez opieki Aslana, a drogę mają im wskazywać przekazane jednemu z dzieci cztery Znaki – krótkie wskazówki, których pod żadnym pozorem nie powinno zapomnieć, aby nie zabłądzić. Zrozumienie ich staje się szczególnie trudne, gdy podróżnicy trafiają do krainy Podziemia. W dodatku, kuszeni przez jego piękną królową, niemal całkowicie zapominają o celu swej misji.
Zapewne wiele osób zdziwi, że książki nie są ułożone w kolejności chronologicznej. Ma to związek ze zwykłym zamętem z czasem w Narnii: „Jeśli się spędzi w Narnii nawet sto lat, powraca się do naszego świata o tej samej godzinie, w której się go opuściło. Jeśli natomiast wróci się do Narnii po tygodniu spędzonym tutaj, może się zdarzyć, że minęło już tysiąc narnijskich lat, albo jeden dzień, albo też czas w ogóle nie ruszył z miejsca.”. Lektura jest bardzo ciekawa i porywająca, a nawiązania do Biblii skłaniają do refleksji.

Niektórych może zniechęcać grubość serii – w zależności od wydania to w sumie ponad 1000 stron – ale naprawdę warto przeczytać całość. Choć każda część stanowi oddzielną historię, a czasem występują w niej różni bohaterowie, to wszystkie one doskonale się uzupełniają i tylko razem dają pełen obraz Narnii. W dodatku akcja jest tak ciekawa, że kolejne rozdziały „uciekają” nie wiadomo, kiedy. Zachętą do lektury oraz dokonywania własnych odkryć niech będą słowa książki: „Dalej wzwyż i dalej w głąb. Sami zobaczycie, jakie to łatwe”.

Już wkrótce recenzja następnej książki - "Igrzysk Śmierci" autorstwa Susanne Collins.
____
Źródła zdjęć: ze zbiorów własnych
C.S. Lewis, "Opowieści z Narnii", Wyd. Harber Point 2004

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 Z biblioteki Molinki , Blogger