Autorowi
udało mu się uniknąć częstego u twórców książkowych adaptacji filmów ścisłego
relacjonowania kolejnych kadrów i kopiowania rozmów bohaterów słowo w słowo.
Wręcz przeciwnie. Stworzył genialne uzupełnienie filmu. Wplecione w oryginalny
dialog drobne dopowiedzenia, dodane sceny i realistyczne retrospekcje stanowią
niezwykłą całość, dzięki której cała historia zaczyna dynamicznie rozwijać się,
równocześnie pozostając wierną pierwowzorowi. Rozbudowane opisy uczuć i przemyśleń bohaterów pozwalają szczegółowo poznać te aspekty opowieści, których
nawet najwybitniejszy reżyser nie byłby w stanie ukazać na ekranie. Dużym
atutem „Ostatniego Jedi” jest także realistyczne ukazanie praktycznie pominiętego
w filmie wątku walki o władzę w Najwyższym Porządku. Na kartach książki ukazany
jest z perspektywy Kylo Rena, generała Huxa i samego Najwyższego Wodza. Okazuje
się, że każde z nich ma pozostałą dwójkę za nieudaczników, względnie pożyteczne
narzędzia, a siebie za jedynego godnego pretendenta do stanowiska dowódcy.
Autor poświęca też kilka słów pilotom X-Wingów, generał Lei, która w filmie
schodzi na drugi plan, a także zmarłej siostrze Rose i jej relacji z bliźniaczką. Jednym słowem wyróżnieni i uczczeni zostają wszyscy, nawet
najmniej ważni bohaterowie.
Jednak z
drugiej strony w „Ostatnim Jedi” są też fragmenty, których piękna, doniosłości
i dramaturgii nie udało się autorowi oddać. Weźmy na przykład scenę, w której
admirał Holdo chcąc ratować resztki sił Ruchu Oporu decyduje się na samobójczy
skok w nadprzestrzeń w kierunku floty Najwyższego Porządku. W filmie w tej
chwili zapada cisza i widzimy tylko świetlistą smugę przecinającą okręt
dowodzenia na dwoje. Dopiero po chwili całkowitego milczenia, jakby w zwolnionym tempie wszystko powraca do życia, słyszymy huk eksplozji, okrzyki
rebeliantów, a krążownik zaczyna się rozpadać. Z kolei w książce czeka na nas
bardzo dokładny opis techniczny wydarzenia, wykorzystujący wyrazy takie jak
„plazma”, „pole kwantowe” czy „deflektory inercyjne” (cokolwiek to jest), który
nie budzi żadnych emocji poza podziwem dla specjalistycznego słownictwa. Czytając
go nie czujemy ani grama smutku.
Nie da się
jasno ocenić, która wersja „Ostatniego Jedi” jest lepsza. Książka chlubi się
bogactwem wątków, realistycznym rozbudowaniem charakterów postaci oraz nieukazanymi w filmie scenami. Film, choć o wiele uboższy pod tym względem,
niektóre momenty ukazuje w sposób bardziej poruszający i pozwala każdemu
przeżywać poszczególne wydarzenia po swojemu, nie zdając się na spostrzeżenia
autora. Każda z opcji ma swoje wady i zalety. Tak więc książka i film wzajemnie
uzupełniają się i zarówno jedno, jak i drugie, godne jest uwagi. Zwłaszcza dla
miłośników „Gwiezdnych wojen”.
___
Zdjęcie ze zbiorów własnych
Cytat zamieszczony na plakacie pochodzi z przekładu Michała Kubiaka, wyd. Uroboros, 2018r
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz