Czy
kiedykolwiek wyobrażałeś sobie, jak to jest: stanąć na dachu, wysoko ponad
zakurzonymi ulicami miasta, patrzeć na rozgwieżdżone niebo i karmić gołębie na
rozpiętej pomiędzy dwiema kamienicami linie…? Nie mam rzecz jasna zamiaru
nakłaniać nikogo do rozpoczęcia kariery kaskadera! Sama nigdy bym się na coś
takiego nie odważyła, ale pomarzyć zawsze można… Zwłaszcza nad porywającą
lekturą, w której niezwykły świat dachów pomaga bohaterom uciec od zmartwień i
rozwiązać tajemnicę…
Sophie
jest sierotą. Po katastrofie okrętu dryfujące w futerale od wiolonczeli
niemowlę wyławia z morza Charles, roztrzepany naukowiec, który postanawia
zaopiekować się dzieckiem. Dziewczynka szybko zaczyna działać w imię motta opiekuna:
„nigdy nie przekreślaj możliwego”. Charles pozwala jej robić wszystko, co tylko
uzna za stosowne, a nawet towarzyszy jej większości wybryków. W rezultacie w
wieku dwunastu lat Sophie gra na wiolonczeli na dachu swego domu, ku zgorszeniu
odwiedzającej ich dom urzędniczki nosi spodnie, a gdy w nocy dopada ją
wspomnienie sztormu, śpi na szafie.
Dziewczynka upiera się, że jej matka nadal żyje. Charles początkowo nie
zgadza się z nią. Nadchodzi jednak dzień, w którym Krajowy Urząd Opiekuńczy
stwierdza, że mężczyzna nie jest w stanie właściwie opiekować się dorastającą
panną. Z pomocą przychodzi Sophie zbieg okoliczności. Pod wyściełającym
futerał, w którym ją znaleziono aksamitem dziewczynka znajduje tabliczkę z
adresem sklepu w Paryżu. Charles wraz z podopieczną w tajemnicy opuszczają
Anglię, aby zdobyć informacje o matce Sophie.
Nie odkrywają za wiele. Wszyscy urzędnicy zajmujący się sprawą rozbicia
statku odmawiają okazania listy ocalałych. Podczas gdy Charles znika na całe
dnie w różnych instytucjach, dziewczynka z nudów opuszcza pokój i wspina się na
dach. Tuż po pierwszej eskapadzie odwiedza ją Matteo. Ten tajemniczy chłopak
mieszka na dachach, a sam siebie nazywa dachołazem. Wkrótce dzieci zaprzyjaźniają
się i na całe noce spędzają podziwiając panoramę miasta. Któregoś razu dobiega
ich przepiękna melodia – ktoś gra na wiolonczeli. Sophie podejrzewa, że jest to
jej matka. Czy tytułowe dachołazy pomogą jej odnaleźć rodzinę?
Książka
jest cudowna. Bardzo podobał mi się sposób w jaki autorka chwile refleksji z żartobliwymi
akcentami. W akcji znalazło się miejsce na wszystko, czego potrzebuje dobra lektura:
niebezpieczne przygody, spokojne rozważania o życiu, dowcipne dialogi, a także
wątek tajemnicy. Opisy otoczenia w książce są krótkie, ale tak zaplanowane by
dać całkowity obraz scenerii, w której rozgrywa się akcja. Jeśli poszukujesz
mądrej, zwariowanej i porywającej lektury – sięgnij po „Dachołazy”!
___
Zdjęcie ze zbiorów własnych
K. Rundell, "Dachołazy", przekład Tomasza Bieronia, Wydawnictwo Poradnia K, 2017
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz