Wystarczy jedno
słowo, jedna informacja na swój temat za dużo i zmienia się wszystko. W jednej
chwili ludzie są życzliwi, uważają cię za naprawdę miłą osobę, a w następnej
zapada niezręczne milczenie. Tak jakby ta jedna rzecz, której o tobie nie
wiedzieli mogła zmienić to, że przed chwilą świetnie się wam rozmawiało. Bardzo
dobrze wie o tym Laureth. To właśnie dlatego często wkłada ciemne okulary, dba
o to, aby zachowywać się normalnie i uczy się prostych sztuczek, które jej to
umożliwiają. Większość napotkanych osób uważa ją za zwykłą dziewczynę. Do
momentu, w którym dowiadują się, że jest niewidoma.
Rodzina
Peacków jest dość nietypowa. Jack - pisarz z obsesją na punkcie zbiegów
okoliczności i liczby 354. Jego żona. Niewidoma nastolatka. Siedmioletni Beniamin,
którego jedno dotknięcie wystarczy, żeby telefon przestał działać. A przecież
tak długo ich życie toczyło się spokojnie, jak w każdej innej rodzinie.
Zmieniło się to dopiero niedawno. Zaczęło się od częstych kłótni rodziców.
Jakiś czas później Jack znika bez wieści, a zaniepokojona Laureth odbiera
dziwnego maila. Okazuje się, że ktoś w Ameryce odnalazł należący do jej ojca
notes, w którym pisarz skrzętnie notował wszystko, co dotyczy zbiegów
okoliczności. Pod nieobecność matki, dziewczyna wraz z młodszym bratem,
Benjaminem, postanawia podążyć za tym tropem aż do Nowego Jorku – miasta
położonego niemal na drugim końcu świata…
Narrratorką
książki jest właśnie Laureth. Dzięki temu wydarzenia opisane są z dość ciekawej
perspektywy. Brakuje tradycyjnych opisów, które z konieczności zastępują zdawkowe
uwagi na temat głosów czy zapachów. I przemyślenia, które odwracają świat do
góry nogami. Przede wszystkim o ślepocie. Nigdy wcześniej nie przyszło mi do
głowy, że kogoś może denerwować szablonowe ukazywanie niewidomych w filmach czy
książkach: albo jako upośledzonych biedaków, którzy a) odzyskują cudownie
wzrok b) giną, albo jako wojowników o ponadnaturalnych zdolnościach. A przecież
w sumie takie odczucia są całkiem naturalne. Zastanówmy się teraz, co byśmy sobie
pomyśleli, gdybyśmy rozpaczliwie próbowali być traktowani jak inni, a cecha,
która odróżnia nas od reszty świata była wszędzie wyolbrzymiana… Właśnie
dlatego warto spojrzeć na świat z innej perspektywy. Na przykład sięgając po tę
książkę.
Kolejnym
atutem „Niezauważalnej” jest napięcie, stopniowo budowane przez całą akcję.
Autor tworzy je z pozornie nieistotnych drobiazgów. Notes z zapiskami na temat
zbiegów okoliczności. Często pojawiająca się na drodze bohaterów liczba 354. I
tytuł książki, która nigdy nie została napisana. Książki o zbiegach okoliczności.
Książki, przez którą Jack Peack tak często kłócił się z żoną... Wreszcie, na
samym końcu, plątanina dziwnych przypadków, tajemnic i zdarzeń staje się tak
mroczna i zawikłana, że nawet najtrzeźwiej myślący czytelnik gotów jest
uwierzyć w podszepty tej ocalałej z czasów średniowiecza, przepojonej
zabobonami części umysłu… Znalezione w serii notatek Peacka informacje o serii
zgonów badaczy zbiegów okoliczności i ostatnie zapisane strony notesu
sprawiają, że włosy jeżą się na głowie…
Trzeba
przyznać, że Marcus Sedgwick genialnie posługuje się siłą sugestii. Bo jak
inaczej wytłumaczyć to, że zarówno ja, jak i mama zaraz po przeczytaniu
książki, będąc wciąż pod wrażeniem ostatnich linijek zaczęłyśmy wypisywać
pierwsze słowa każdego rozdziału? Dlaczego – spytacie zapewne. Tego nie da się
do końca wyjaśnić. Bo w końcu, jak czytamy w książce czasem „człowiek ma
wrażenie, że to musi coś oznaczać. […] opowiadacie o tym pierwszej osobie,
która się nawinie, a ona spogląda na was z tym wyrazem twarzy i mówi bardzo
chłodno: „Tak. Rzeczywiście zdumiewające”. I jak najszybciej zmienia temat.” To
każdy czytelnik musi przeżyć sam. Warto.
____
Zdjęcie ze zbiorów własnych
M. Sedgwick, "Niezauważalna", przekład Agnieszki Waulik, Wyd. YA! 2015
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz