Na
chwilę przed zamknięciem Narodowej Galerii Sztuki w Waszyngtonie okazuje się,
że w jednej z sal od kilku godzin przesiaduje mały chłopiec. Nie ma pojęcia,
kim jest, ani skąd wziął się w muzeum. Nie ma też przy sobie prawie żadnych
rzeczy osobistych. Na podstawie wstępnego badania lekarskiego udaje się
stwierdzić, że prawdopodobnie stracił pamięć w wyniku jakichś drastycznych
przeżyć. Wkrótce chłopiec zaprzyjaźnia się z Mary Sullivant i jej córką
Camille, u których ma tymczasowo zamieszkać. Dziewczynka roboczo nadaje mu imię
Art. Niespodziewanie okazuje się, że trafiła w dziesiątkę: pomimo amnezji młody
człowiek posiada zaskakującą wiedzę na temat słynnych obrazów. Sprawy zaczynają
się dodatkowo komplikować, kiedy grupa przestępców podejmuje próbę uprowadzenia
dzieci. Czego chcą od nich nieznajomi? Jaki jest ich związek z obrazem, który
ma kupić Galeria Narodowa? I przede wszystkim: czy Artowi uda się poznać swoją
tożsamość nim będzie za późno?
Kiedy
już raz otworzy się „Przekręt na van Gogha”, trudno się od niego oderwać. Akcja
mknie z prędkością światła, a czytelnik nie może liczyć na ani jedną chwilę
wytchnienia. Na kartach książki czekają pościgi samochodowe, brawurowe ucieczki
i genialne podstępy. Trzeba przyznać, że główni bohaterowie są niezwykle
zaradni i stanowią naprawdę godnych przeciwników dla ścigających ich
przestępców. Ze swoimi szalonymi pomysłami, pod pewnymi względami przypominają
mi wręcz Janeczkę i Pawełka – chociaż ich poczynania są w większym stopniu
dziełem improwizacji niż właściwej dla Chabrowiczów chłodnej kalkulacji.
Drobnym minusem książki jest tylko to, że akcję śledzimy równocześnie z punktu
widzenie wszystkich zainteresowanych sprawą stron – z tego powodu czytelnik już
po kilku rozdziałach może domyślić się, jakie jest rozwiązanie intrygi. Mimo
to, nie obejdzie się bez sporej dawki niespodzianek, a w trakcie finałowej
sceny w muzeum plan Arta do ostatniej chwili pozostaje niezgłębioną tajemnicą.
Właściwie, pokazywanie niektórych wydarzeń z perspektywy przestępców ma też
swoje plusy. Trudno nie śmiać się, kiedy cała szajka zachodzi w głowę, jak
dwójce dzieci udało się zneutralizować najlepszych spośród wysłanych ich tropem
agentów. Te rozważania bez wątpienia są jednym z najkomiczniejszych elementów
książki.
Kolejną
zaletą „Przekrętu…” są wplecione w tekst informacje na temat słynnych dzieł
sztuki. Deron R. Hicks pisze o każdym z nich przynajmniej kilka zdań. Dzięki
temu czytelnik otrzymuje sporą dawkę wiedzy, nie nudząc się przydługimi
przerwami we właściwej akcji. W książce znajdziemy też kody QR umożliwiające
obejrzenie zdjęć wszystkich obrazów (niestety mnie nie udało się ich
uruchomić). Najciekawsze są chyba jednak fakty dotyczące dawnego malarstwa i
demaskowania fałszerstw. Dla mnie zupełnym zaskoczeniem była informacja, że
niektóre z dawnych barwników przy nieostrożnym traktowaniu mogły nawet…
wybuchnąć. Dzięki olbrzymiej wiedzy autora na temat sztuki, stworzona przez
niego intryga jest naprawdę realistyczna – pozostaje tylko dziękować niebiosom,
że z tak genialnym planem fałszerstwa Deron R. Hicks zdecydował się ograniczyć
tylko do napisania o nim książki 😊.
„Przekręt
na van Gogha” bez wątpienia spodoba się czytelnikom w każdym wieku, nawet jeśli
nie przepadają za malarstwem. Błyskotliwa intryga, szybka akcja i nietuzinkowi
bohaterowie… Czego więcej trzeba?
____Zdjęcie ze zbiorów własnych
Cytat zamieszczony na plakacie pochodzi z przekładu Marii Kabat, Wyd. Widnokrąg 2019
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz