niedziela, 20 listopada 2022

„Wielki Gatsby”, Francis Scott Fitzgerald

 

Miłość i bogactwo. Te dwa słowa wystarczą aby rozpalić wyobraźnię każdego czytelnika. Można oczywiście powtarzać, że to stare, wyświechtane motywy, wykorzystywane już miliony razy. Można dowodzić, że książkowe opisy zakochania nie mają nic wspólnego z rzeczywistością. Można nawet upierać się, że pieniądze nie mają w życiu najmniejszego znaczenia. A jednak mało kto potrafi pozostać obojętnym w obliczu powieściowych romansów czy przepychu wspaniałych rezydencji…

Rok 1922. W Stanach Zjednoczonych kwitnie bodaj najbardziej barwny okres ich historii, nie bez powodu zwany „szalonymi latami dwudziestymi”. Młody, lecz ambitny Nick Carraway przybywa na Wschód w pogoni za karierą. Traf chce, że zakupiony przez niego skromny domek sąsiaduje z pełną przepychu, wystawną rezydencją niejakiego Gatsby’ego. Wkrótce bohater staje się jednym z głównych widzów trwającego w willi nieustającego pasma ekscentrycznych przyjęć i zabaw. Z czasem osoba sąsiada zaczyna coraz bardziej go fascynować. Kim właściwie jest ten tajemniczy, bajecznie bogaty gospodarz, który dorobił się swego majątku niewiadomym sposobem? Nielegalnym handlarzem alkoholu? Byłym szpiegiem? A może człowiekiem, który „kogoś zabił”? Smakowite plotki krążą od jednych uszminkowanych ust do drugich, serwowane razem z kieliszkami szampana. Prawda, jaką odkrywa Nick jest zarazem znacznie prostsza, jak i bardziej romantyczna. I ma ścisły związek z tragedią miłosną sprzed lat. Tragedią, która w najbliższym czasie ma doczekać się swojego drugiego aktu…

Fitzgerald odpakowuje swoją opowieść jak podarunek zawinięty w lśniący papier… Z początku rozmyślnie oślepia czytelnika przepychem, ozdobnością i barwami życia Gatsby’ego. Jak w kalejdoskopie przewijają się pojedyncze obrazki z wystawnych przyjęć trwających w rezydencji dniami i nocami. Eleganccy gości, alkohol płynący strumieniami i baśniowość, która spowija całą zabawę szczególnym czarem. Z każdym kolejnym rozdziałem autor odrzuca jednak następne warstwy tej pozłoty, pozbywając się wszystkiego, co zbędne. Aż wreszcie pozostaje tylko ścisły szkielet fabuły – czysty, klasyczny, wręcz surowy. Żona i jej wielbiciel sprzed lat. Mąż i jego kochanka, również zamężna. Pięć planet krążące po orbitach jednego układu słonecznego. Splecione ze sobą na dobre i złe, stopniowo ściągające się nawzajem do zderzenia. Taką podstawę wybiera sobie Francis Scott Fitzgerald. Żadnych zbędnych zawijasów opowieści, piętrzenia komplikacji czy rozciągania wątków miłosnych. Tylko kilka prostych, dobitnych, kluczowych scen, relacjonowanych przez postronnego obserwatora ze szczególną rzeczowością. Tak, aby fakty w swej surowości przemówiły same za siebie.

Narracja płynie niespiesznie od słowa do słowa. Fitzgerald całkowicie poddaje się zwykłemu rytmowi ludzkich wypowiedzi i podąża tam, dokąd go zawiodą. Całą historię Gatsby’ego poznajemy w gruncie rzeczy właśnie z opowieści: tu jedna plotka, tam czyjaś wzmianka, wreszcie garść wyjaśnień, które zbierają pojedyncze elementy układanki w całość. Autor jest uważnym obserwatorem rzeczywistości. Opiera się pokusie piętrzenia wielostronicowych romantycznych wyznań, rozstrzygających rozmów, poważnych dysput. Bezbłędnie wyczuwa, że przecież – choć mogłoby się nam wydawać inaczej – ludzie praktycznie nigdy nie mówią o tym, co jest naprawdę ważne. Dlatego też dialogi w powieści w większości są bardzo banalne. Tym szczególnym rodzajem banalności, który rodzi się między osobami zbyt skrępowanymi swoją obecnością i konwenansami, aby nazwać pewne rzeczy po imieniu. I tak łzy można usprawiedliwić zachwytem czyjąś koszulą. Wyznaniem miłości staje się wzmianka o czyimś korzystnym wyglądzie. Zaś narastające w ludziach frustracja i napięcie przejawiają się w zajadłym, zdeterminowanym planowaniu wspólnego wyjazdu do miasta. Aż wreszcie czytelnik zaczyna obawiać się chwili, kiedy te maski grzeczności wreszcie spadną i nastąpi wybuch…

„Wielki Gatsby” w zupełnie świeży, zaskakujący sposób wykorzystuje stary jak świat motyw człowieka, który pozornie zdobył wszystko – lecz wciąż nie jest szczęśliwy. To nie kolejna historia o bezlitosnym bogaczu, żyjącym myślą o swoich pieniądzach. Ale gorzka historia idealisty, który postawił wszystko na jedną kartę aby odzyskać serce ukochanej kobiety.

Fitzgerald przedstawia świat zdruzgotanych marzeń i rozwiewających się złudzeń. Pokazuje bolesne zetknięcie młodzieńczej niewinności z panującą wśród elit przewrotnością, hedonizmem i obojętnością. I dowodzi, że czasem najbardziej doniosłym czynem może okazać się najbanalniejszy gest zwykłej, ludzkiej przyzwoitości.

 ___

Cytat na plakacie pochodzi z przekładu Arkadiusza Belczyka, wyd. SBM, 2022


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 Z biblioteki Molinki , Blogger