Grisham
po prostu doskonale się bawił. Takie wrażenie odniosłam, odkładając powieść.
Jakby na chwilę zapomniał o rzeszach fanów czekających na kolejne, ekscytujące
prawnicze historie… I dla odmiany napisał o tym, co naprawdę kocha. To nie jest
książka dla miłośników kryminałów. To książka dla miłośników literatury. A
zatem: pisarze, wydawcy, księgarze i oczywiście Wy, czytelnicy – szykujcie się
na prawdziwą ucztę!
Pięć
bezcennych manuskryptów znika z biblioteki w Princetown. Policja szybko wpada
na trop sprawców. Część z nich udaje się ująć, kolejny wkrótce ginie… Jednak pochopnie
sprzedane rękopisy na dobre wsiąkają w dyskretny, elegancki światek handlarzy
literaturą.
Marcer
Mann zaczęła jako młoda, obiecująca pisarka. Jednak po pierwszej, nieudanej
trasie promocyjnej musi w końcu przyznać, że jej życie zdecydowanie „nie układa
się tak, jak to sobie zaplanowała”. W wieku trzydziestu lat ma przed sobą tylko
obumierający początek nowej książki, niespłacony dług studencki i perspektywę
rychłej utraty pracy. Tymczasem na jej drodze pojawia się tajemnicza Elaine.
Pracowniczka firmy ubezpieczeniowej, która wie o Marcer niebezpiecznie dużo… i
proponuje jej zawrotną sumę w zamian za zbliżenie się do Bruce’a Cable’a. Charyzmatycznego
właściciela księgarni na wyspie Camino, który, jak wiadomo, ma szczególną
słabość do cennych pierwodruków… oraz pięknych, młodych autorek. Jak daleko
posunie się Marcer? Czy niewprawionej w szpiegostwie dziewczynie uda się zmylić
czujnego Bruce’a? I co stanie się, kiedy desperację i poczucie obowiązku osłabią
osobiste uczucia?
To nie jest kryminał. Taka jest prawda, mimo
że fakty zdają się wskazywać na coś innego. Jest kradzież? Jest. Są złoczyńcy?
Są. Jest finalny zwrot akcji? Pewnie. A jednak wielbiciele gatunku będą pewnie
nieco rozczarowani. Bo to nie intryga odgrywa w tej książce najważniejszą rolę.
Przede
wszystkim – co pewnie nie zdziwi fanów Grishama – od samego początku doskonale
wiadomo, kto stoi za całą sprawą. Kradzież manuskryptów jest opisana niemal co
do sekundy, z uwzględnieniem każdego nazwiska, każdego szczegółu misternego
planu. Co prawda nie ma pewności, czy ostatecznie rękopisy rzeczywiście trafiły
w ręce Cable’a, ale wszystkie fakty zdają się na to wskazywać. Jedyne pytanie
brzmi: jakim cudem książki zdeponowane w schowku z winem Oakmont miałyby się
odnaleźć w prywatnym sejfie pod księgarnią na Camino? Jednak choć autor mógłby
z łatwością dodatkowo udramatyzować fabułę – bądź co bądź rękopisy chce
odzyskać zarówno FBI, jak i gotowi na wszystko przestępcy – nie robi tego.
Zamiast
tego pozwala akcji zwolnić, a czytelnikowi – rozkoszować się atmosferą
literackiego raju, jakim jest Camino. Gustowna, dobrze zorganizowana
księgarnia, gdzie można wypić filiżankę kawy i wpaść na spotkanie autorskie.
Prześliczny dom Bruce’a i Noelle, który zawsze stoi otworem dla miłośników książek.
A przede wszystkim barwna społeczność pisarzy, którzy spotykają się przy lampce
wina aby trochę sobie podogryzać i wymienić doświadczeniami. To właśnie te
rozmowy nadają książce tak niezwykły klimat. Grisham nareszcie otwiera przed
czytelnikiem drzwi do autorskiego światka, z pasją opowiadając o tym, czym
zajmuje się na co dzień. Z doskonałym wyczuciem smaku temperuje swój entuzjazm szczyptą
gorzkawej ironii. I puszcza nam oko, podśmiewując się lekko zarówno z rzekomej
idylliczności pisarskiego życia, jak i związanych z nim małych dramatów. Autorzy,
których znajdziemy na kartach powieści, nie należą do tak częstego wśród
bohaterów literackich gatunku niedocenionych, wybitnych jednostek. Nie, „Wyspa
Camino” z nieco szyderczym realizmem skupia się na „przeciętnej większości”
pisarzy. I tak miarą wielkości staje się wydanie serii tandetnych romansideł i horrorów
o wampirach, podczas gdy domniemane uduchownione arcydzieła zalegają na półkach,
pokrywając się warstewką kurzu. Lecz mimo to wszyscy bohaterowie – mistrzowie pióra
i początkujący, ambitni twórcy i producenci literackich knotów – trzymają się
razem. I wspólnie drwią sobie z braku natchnienia, własnej nieudolności oraz pisarskich
porad. A w powieści cały czas daje się wyczuć lekką nutkę nostalgicznej
czułości. Bo nie da się ukryć, że Grisham po prostu lubi to, co robi.
Moje
prywatne podsumowanie tej lektury? Proszę bardzo. Przez cały dzień nie zrobiłam
nic pożytecznego, przez tydzień robiłam maślane oczy na każde wspomnienie o Camino,
a w dodatku najwyraźniej zakochałam się w żonatym złodzieju – księgarzu,
którego nie widziałam na oczy.
Czy
żałuję?
A
gdzie tam.
Niniejszą
recenzję ciskam w kąt, bo pisarski zew wzywa mnie gdzie indziej.
Jeśli
ktoś będzie o mnie wypytywać, to przekażcie, że wyjeżdżam kupić księgarnię na
wyspie.
I pisać.
Zainteresowała Cię ta książka? Zanim przeczytasz, poznaj skradzioną powieść, którą bohaterowie "Wyspy Camino" próbują odzyskać!
____
Cytat na plakacie pochodzi z przekładu Jana Kraśki, wyd. Albatros, Poznań 2019
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz