niedziela, 28 lutego 2021

„Więzień Labiryntu”, James Dashner



   Labirynty są jednymi z najbardziej fascynujących zagadek ludzkości. Pojawiają się w starych opowieściach, broszurkach z łamigłówkami, eleganckich ogrodach. Uwielbiamy dreszczyk emocji towarzyszący myśli o zagubieniu się w plątaninie korytarzy… A co powiecie na to by zaszyć się w labiryncie z prawdziwego zdarzenia, gdzie znalezienie wyjścia nie jest tylko nieszkodliwą zabawą, ale jedynym sposobem na przetrwanie?

    Thomas budzi się w obskurnej windzie, nie mając pojęcia, skąd się tam wziął. Jedyną rzeczą jaką pamięta jest jego imię. Wkrótce chłopak trafia do Strefy – niewielkiego placu otoczonego Labiryntem, gdzie grupa nastolatków w takiej samej sytuacji jak on od lat usiłuje odnaleźć wyjście z potrzasku. Nie jest to jednak takie proste: układ korytarzy codziennie się zmienia, a nielicznym śmiałkom, którzy odważą się wejść do środka, zagrażają bezlitośni Bóldożercy. Większość Streferów przywykła już do tej sytuacji, poświęcając się pracy i żyjąc w zgodzie z miejscowymi zasadami. Ale Thomas jest inny niż wszyscy – odkąd zjawia się w Labiryncie, nic nie jest już takie jak wcześniej. Czy uda mu się odnaleźć wyjście?

    Na trop powieści wpadłam dzięki fragmentowi filmu pod tym samym tytułem, który całą rodziną widzieliśmy w telewizji. Wydał nam się na tyle interesujący, że w ciągu najbliższych tygodni obejrzeliśmy również pozostałe części cyklu. Dopiero później dowiedzieliśmy się, że seria została zainspirowana książkową trylogią Jamesa Dashnera. Nie wahaliśmy się długo: momentalnie postanowiliśmy zapoznać się z oryginałem. Ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu, powieść okazała się zupełnie inna od filmowej adaptacji… Choć może „zupełnie” nie jest tu właściwym słowem. Z jednej strony, wszystkie najważniejsze wydarzenia i elementy świata przedstawionego, pozostają bez zmian. Równocześnie jednak, autor wiąże je ze sobą zupełnie innym splotem fabularnym niż zrobił to reżyser. Chyba po raz pierwszy w życiu - wbrew wyniesionemu z dzieciństwa przekonaniu, że adaptacja książki powinna być jak najwierniejsza - naprawdę spodobał mi się ten zabieg. Może dlatego, że właśnie dzięki niemu mogłam pochłonąć powieść z wypiekami na twarzy, choć doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, jak się zakończy? W każdym razie nie ulega wątpliwości, że „Więzień Labiryntu” póki co zajmuje pierwsze miejsce na liście wszystkich książkowo-filmowych duetów, jakie zdążyłam poznać.

    Książka w intrygujący sposób porusza pytanie o ludzką tożsamość. Kiedy Thomas trafia do Strefy, nie pamięta nic z dawnego życia. Widząc cierpienia przyjaciół, nieustannie zadaje sobie pytanie, kto jest na tyle okrutny aby odbierać dzieci rodzicom, pozbawiać wspomnień i zmuszać do walki o przetrwanie. Jednak im więcej przypomina sobie bohater, tym częściej obawia się, że  z tajemniczymi twórcami Labiryntu łączy go więcej, niż kiedykolwiek przypuszczał… Ten wątek książki kojarzy mi się trochę z „Tożsamością Bourne’a” – podobnie jak Jason, chłopak po utracie pamięci nie jest w stanie zrozumieć swojego dawnego „ja” i przeraża go to, do czego kiedyś był zdolny. W trakcie lektury czytelnik usilnie zastanawia się, który Thomas jest „prawdziwszy”: ten sprzed amnezji, czy ten, który zapomniał o całej swojej przeszłości. Czy utrata wspomnień jest równoznaczna z całkowitą zmianą charakteru? Aby znaleźć odpowiedź na to pytanie trzeba zapoznać się z pozostałymi tomami serii.

    Zabiegiem ze strony autora, któremu bez wątpienia należy poświęcić nieco więcej uwagi, jest próba stworzenia slangu Streferów. Trudno jednoznacznie ocenić to posunięcie. Z jednej strony zastępowanie starych wyrazów nowymi budzi w czytelniku uczucie lekkiej niezręczności. Zwłaszcza na początku, język bohaterów wydaje się nieco sztuczny, jakby autor umyślnie podtykał nam poszczególne przedmioty i zjawiska tylko po to, aby określić je nowymi – niezbyt zresztą oryginalnymi – nazwami. Na szczęście z czasem dialogi stają się bardziej naturalne; choć być może jest to tylko kwestia przyzwyczajenia. Stworzony przez Jamesa Dashnera slang ma jednak jeden duży plus, którego nie mogę zlekceważyć: nowe słownictwo zastąpiło również znienawidzone przeze mnie przekleństwa. Rzecz jasna, z kontekstu zazwyczaj wyraźnie wynika, które słowa są niecenzuralne – zwłaszcza, że większość z nich to po prostu lekko zniekształcone wulgaryzmy z rzeczywistości. Mimo wszystko jednak, mam wrażenie że po takiej modyfikacji nieco prościej jest je znieść.

  „Więzień Labiryntu” to jedna z tych książek dla młodzieży, które łączą wartką akcję, niezapomnianych bohaterów i najbardziej poruszające pytania dotyczące ludzkiej natury. Bez wątpienia spodoba się wszystkim fanom serii takich jak „Igrzyska Śmierci”.

____

Źródła zdjęć:

"Więzień labiryntu" oraz labirynt: ze zbiorów własnych

Grafiki w tle: 

burza - https://www.canva.com/ 

zachód słońca - https://pixabay.com/pl/photos/morze-zach%c3%b3d-s%c5%82o%c5%84ca-%c5%82%c3%b3d%c5%ba-zmierzch-164989/

Cytat zamieszczony na plakacie pochodzi z przekładu Łukasza Dunajskiego, Wydawnictwo Papierowy Księżyc 2011

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 Z biblioteki Molinki , Blogger