Zakopane
w sierpniu. Środek sezonu. Na Krupówkach panuje gigantyczny tłok. Ludzie
rozmawiają, kupują, sprzedają. W ogólnym zamieszaniu łatwo przegapić
przylepione do bruku papierowe strzałki wskazujące drogę na Plac
Niepodległości. Na szczęście nawigacja nie pozostawia wątpliwości. Po kilku
minutach staję przed wielkim namiotem opatrzonym napisem „Zakopiański Festiwal
Literacki”. Przed wejściem zauważam trzy biblioteczki wyobrażające zaczytane
postacie i kilka drogowskazów żartobliwie nawiązujących do tatrzańskiej
okolicy: „Jesteś na dobrym szlaku”, „Zakopiańskie Targi Książek”, „Ostoja
poetów”… Brzmi jak idealny plan na weekend!
Wchodzę do środka. W porównaniu z zeszłoroczną wizytą w Krakowie, targi prezentują się raczej skromnie. Pomiędzy stoiskami krąży dość umiarkowana liczba osób, więc można spokojnie stanąć przy każdym stanowisku, nie ryzykując przy tym potrącenia przez tłumy gości. Rozglądam się i powoli ruszam wzdłuż lewej ściany.
Wkrótce
udaje mi się wyodrębnić trzy wiodące kategorie sprzedawanych książek:
dziecięce, związane z górami i… religijne. Zwłaszcza obecność tych ostatnich
jest dla mnie sporym zaskoczeniem. Rzadko kiedy (poza sąsiedztwem bazylik i
sanktuariów) napotykam tak wiele katolickich pozycji w jednym miejscu. Tutaj
zaś z półek wyglądają nazwiska takie jak C.S. Lewis, Adam Szustak OP, czy
Fulton Sheen. Ponadto na Targach gości osobiście dwóch autorów, którzy piszą
powieści dyskretnie odwołujące się do religii. Jednym z nich jest Małgorzata
Nawrocka. Rozmawiamy z nią przez chwilę całą rodziną. Chętnie opowiada o swoich
książkach i nie kryje, jak duży wpływ na ich treść mają chrześcijańskie
wartości. Ze śmiechem wspomina pierwszych gości jacy pojawili się na Targach –
mamę z córeczką, obie z wielkimi walizkami na zakupione lektury.
Z
tyłu namiotu kończy się spotkanie autorskie z Robertem Kościuszko. Jednym uchem
przysłuchuję się, jak odpowiada na pytania widzów. Gdy krótko omawia swoje
książki, z zaskoczeniem rozpoznaję w nich dobrze znane mi z Biblii opowieści o
Samsonie, Esterze, Gedeonie… W pewne chwili zgłasza się malutka dziewczynka:
- Proszę pana, a co trzeba
zrobić, żeby zostać bohaterem pana książki?
Przez namiot przetacza się fala
dyskretnych uśmiechów i chichotów. Autor dyplomatycznie tłumaczy, że pisze
głównie o swoich dzieciach i postaciach biblijnych, a obecnie ciężko byłoby
włączyć się w poczet zarówno jednych, jak i drugich.
- Ale wiesz co? Może mogłabyś
sama napisać opowiadanie, w którym będziesz główną bohaterką? Potem mogłabyś
pokazać je rodzicom i zobaczyć, czy zgadną, że jest o tobie – zgrabnie wychodzi
z niewygodnej sytuacji.
Przy
stoisku pełnym starych książek o Tatrach mama odkrywa przewodnik z 1876 roku.
Pozycja szczegółowo opisuje poszczególne szlaki. Specyficzny język i ortografia
momentalnie budzą nasz uśmiech. Jednak najzabawniejszy jest wstęp. Autorzy
radzą m.in. żeby w góry zabierać hurtowe ilości butów, bo łatwo się drą, sporo
bielizny, bo „albo się przepoci albo przemoczy”, a z powodu niskich temperatur
„pierzyna a nawet kożuch nie zawadzi”. Tekst wart jest dosłownego przytoczenia.
Niestety jednak nie pamiętam go dokładnie ☹
Wychodzę
z namiotu. Przy plastikowych stoiskach na placu dzieci ozdabiają cekinami i
wycinankami papierowe maski. Siadamy na ławkach w cieniu i wyciągamy swoje
książki. Chcemy jeszcze chwilę nacieszyć się Targami zanim wrócimy do hotelu…
___
Zdjęcie ze zbiorów własnych
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz