poniedziałek, 12 sierpnia 2019

Pod Tatry tylko z książką

Zakopane w sierpniu. Środek sezonu. Na Krupówkach panuje gigantyczny tłok. Ludzie rozmawiają, kupują, sprzedają. W ogólnym zamieszaniu łatwo przegapić przylepione do bruku papierowe strzałki wskazujące drogę na Plac Niepodległości. Na szczęście nawigacja nie pozostawia wątpliwości. Po kilku minutach staję przed wielkim namiotem opatrzonym napisem „Zakopiański Festiwal Literacki”. Przed wejściem zauważam trzy biblioteczki wyobrażające zaczytane postacie i kilka drogowskazów żartobliwie nawiązujących do tatrzańskiej okolicy: „Jesteś na dobrym szlaku”, „Zakopiańskie Targi Książek”, „Ostoja poetów”… Brzmi jak idealny plan na weekend!

Wchodzę do środka. W porównaniu z zeszłoroczną wizytą w Krakowie, targi prezentują się raczej skromnie. Pomiędzy stoiskami krąży dość umiarkowana liczba osób, więc można spokojnie stanąć przy każdym stanowisku, nie ryzykując przy tym potrącenia przez tłumy gości. Rozglądam się i powoli ruszam wzdłuż lewej ściany.
Wkrótce udaje mi się wyodrębnić trzy wiodące kategorie sprzedawanych książek: dziecięce, związane z górami i… religijne. Zwłaszcza obecność tych ostatnich jest dla mnie sporym zaskoczeniem. Rzadko kiedy (poza sąsiedztwem bazylik i sanktuariów) napotykam tak wiele katolickich pozycji w jednym miejscu. Tutaj zaś z półek wyglądają nazwiska takie jak C.S. Lewis, Adam Szustak OP, czy Fulton Sheen. Ponadto na Targach gości osobiście dwóch autorów, którzy piszą powieści dyskretnie odwołujące się do religii. Jednym z nich jest Małgorzata Nawrocka. Rozmawiamy z nią przez chwilę całą rodziną. Chętnie opowiada o swoich książkach i nie kryje, jak duży wpływ na ich treść mają chrześcijańskie wartości. Ze śmiechem wspomina pierwszych gości jacy pojawili się na Targach – mamę z córeczką, obie z wielkimi walizkami na zakupione lektury. 
Z tyłu namiotu kończy się spotkanie autorskie z Robertem Kościuszko. Jednym uchem przysłuchuję się, jak odpowiada na pytania widzów. Gdy krótko omawia swoje książki, z zaskoczeniem rozpoznaję w nich dobrze znane mi z Biblii opowieści o Samsonie, Esterze, Gedeonie… W pewne chwili zgłasza się malutka dziewczynka:
- Proszę pana, a co trzeba zrobić, żeby zostać bohaterem pana książki?
Przez namiot przetacza się fala dyskretnych uśmiechów i chichotów. Autor dyplomatycznie tłumaczy, że pisze głównie o swoich dzieciach i postaciach biblijnych, a obecnie ciężko byłoby włączyć się w poczet zarówno jednych, jak i drugich.
- Ale wiesz co? Może mogłabyś sama napisać opowiadanie, w którym będziesz główną bohaterką? Potem mogłabyś pokazać je rodzicom i zobaczyć, czy zgadną, że jest o tobie – zgrabnie wychodzi z niewygodnej sytuacji.
Przy stoisku pełnym starych książek o Tatrach mama odkrywa przewodnik z 1876 roku. Pozycja szczegółowo opisuje poszczególne szlaki. Specyficzny język i ortografia momentalnie budzą nasz uśmiech. Jednak najzabawniejszy jest wstęp. Autorzy radzą m.in. żeby w góry zabierać hurtowe ilości butów, bo łatwo się drą, sporo bielizny, bo „albo się przepoci albo przemoczy”, a z powodu niskich temperatur „pierzyna a nawet kożuch nie zawadzi”. Tekst wart jest dosłownego przytoczenia. Niestety jednak nie pamiętam go dokładnie
Wychodzę z namiotu. Przy plastikowych stoiskach na placu dzieci ozdabiają cekinami i wycinankami papierowe maski. Siadamy na ławkach w cieniu i wyciągamy swoje książki. Chcemy jeszcze chwilę nacieszyć się Targami zanim wrócimy do hotelu…
___
Zdjęcie ze zbiorów własnych

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 Z biblioteki Molinki , Blogger