niedziela, 11 października 2020

"Klin", Joanna Chmielewska



Kiedy przedsiębiorcza, spontaniczna kobieta zostaje sama w domu ze złamanym sercem i całodobowym dostępem do telefonu, lepiej nie być w skórze niewiernego ukochanego. Nic dziwnego: głęboka potrzeba znalezienia jakiegoś zajęcia połączona z niezmierzonymi pokładami szaleńczej inicjatywy mogą doprowadzić do naprawdę wstrząsających rezultatów... Zwłaszcza jeśli akurat trafi się na trop grupy przestępców.

Kiedy jej ukochany nie oddzwania od kilku dni, Joanna jest głęboko załamana. Ostatecznie w akcie desperacji decyduje się "wybić klin klinem" i nawiązać romans z poznanym przez telefon nieznajomym o pięknym głosie. Mężczyzna okazuje się jednak bardzo tajemniczy: pracuje w nietypowych godzinach, nie chce zdradzić swojego zawodu ani nawet podać prawdziwego imienia. Bohaterka postanawia odkryć jego tożsamość. Nawet nie spodziewa się, że ten niewinny, przekorny wybryk doprowadzi ją na trop znacznie poważniejszej sprawy...

Kiedy kilka lat temu zaczytywałam się "Większym kawałkiem świata", byłam przekonana, że rekordu szaleństw Tereski i Okrętki nie da się pobić. Jednak pierwsze zetknięcie z Joanną momentalnie wyleczyło mnie z tego przekonania. Tworząc postać swojej imienniczki, autorka zdecydowanie przeszła samą siebie. Będąc osobą bardzo przejmującą się tym "co ludzie powiedzą" nie mogłam powstrzymać lekkich zawrotów głowy śledząc telefoniczne manipulacje bohaterki.  Sama nigdy nie wpadłabym na to, że można całymi dniami wydzwaniać pod przypadkowe numery, próbując odnaleźć w ten sposób poszukiwanego człowieka albo uparcie odbierać dziwne połączenia od podejrzanych osobników, udając że jest się zupełnie wtajemniczonym w ich sprawy. Na tym tle nawet czytanie książki telefonicznej od deski do deski czy nachodzenie byłych ukochanych o pierwszej w nocy aby pożyczyć od nich pieniądze wydaje się po prostu nieszkodliwym dziwactwem. Nic więc dziwnego, że nawet najlepsi przyjaciele Joanny traktują ją, delikatnie mówiąc, z lekką ostrożnością. Trzeba jednak przyznać, że dzięki tym wybrykom chwilami trudno powstrzymać śmiech, a telefoniczne przeżycia bohaterki nadają lekturze niezwykły klimat. Szkoda tylko, że z racji gwałtownego rozwoju technologicznego raczej nie mamy już szans na przeżycie tego typu przygody...

Każdy kto choć raz zetknął się z twórczością Joanny Chmielewskiej z pewnością doskonale wie, że jej książki trudno nazwać typowymi kryminałami. Zwariowani bohaterowie, absurdalne sytuacje i delikatnie mówiąc nieszablonowe metody prowadzenia śledztwa nie sprzyjają raczej spokojnej, chłodnej analizie przedstawionych wydarzeń. Zazwyczaj aż do ostatniej strony pozostaje się w stanie niezwykłego rozbawienia i całkowitej dezorientacji. Nie inaczej ma się sprawa z "Klinem". Trzeba przyznać, że autorka doskonale wie, co zrobić aby zbić czytelnika z tropu. Nawet sam Poirot zagubiłby się pewnie w takiej ilości przystojnych Januszów, pomyłek telefonicznych i nieporozumień. Aż dziw, że Joanna cały czas wydaje się całkiem dobrze zorientowana w całej sytuacji. Jest to swoisty paradoks: śmiejemy się z szalonych metod bohaterki, jednak gdy przychodzi co do czego, nasza logika całkowicie zawodzi. Może to i dobrze? W końcu ambicją każdego autora kryminałów jest przecież zaskoczenie czytelnika rozwiązaniem zagadki...

Jeśli lubicie się pośmiać i nie przeszkadza Wam swobodne łączenie wątków kryminalnych ze zwariowanymi, absurdalnymi sytuacjami, "Klin" zdecydowanie jest książką dla Was!

Poznaj też inne książki Joanny Chmielewskiej!
___
Źródła zdjęć:
Okładka - ze zbiorów własnych
Pozostałe elementy grafiki: https://www.canva.com/
Cytat zamieszczony na plakacie pochodzi z egzemplarza wydanego przez  Firmę Księgarską Olesiejuk 2015

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 Z biblioteki Molinki , Blogger