Kiedy przedsiębiorcza, spontaniczna kobieta zostaje sama w
domu ze złamanym sercem i całodobowym dostępem do telefonu, lepiej nie być w
skórze niewiernego ukochanego. Nic dziwnego: głęboka potrzeba znalezienia
jakiegoś zajęcia połączona z niezmierzonymi pokładami szaleńczej inicjatywy
mogą doprowadzić do naprawdę wstrząsających rezultatów... Zwłaszcza jeśli akurat
trafi się na trop grupy przestępców.
Kiedy jej ukochany nie oddzwania od kilku dni, Joanna jest
głęboko załamana. Ostatecznie w akcie desperacji decyduje się "wybić klin
klinem" i nawiązać romans z poznanym przez telefon nieznajomym o pięknym
głosie. Mężczyzna okazuje się jednak bardzo tajemniczy: pracuje w nietypowych
godzinach, nie chce zdradzić swojego zawodu ani nawet podać prawdziwego imienia.
Bohaterka postanawia odkryć jego tożsamość. Nawet nie spodziewa się, że ten
niewinny, przekorny wybryk doprowadzi ją na trop znacznie poważniejszej
sprawy...
Kiedy kilka lat temu zaczytywałam się "Większym
kawałkiem świata", byłam przekonana, że rekordu szaleństw Tereski i
Okrętki nie da się pobić. Jednak pierwsze zetknięcie z Joanną momentalnie
wyleczyło mnie z tego przekonania. Tworząc postać swojej imienniczki, autorka
zdecydowanie przeszła samą siebie. Będąc osobą bardzo przejmującą się tym
"co ludzie powiedzą" nie mogłam powstrzymać lekkich zawrotów głowy
śledząc telefoniczne manipulacje bohaterki. Sama nigdy nie wpadłabym na
to, że można całymi dniami wydzwaniać pod przypadkowe numery, próbując odnaleźć
w ten sposób poszukiwanego człowieka albo uparcie odbierać dziwne połączenia od
podejrzanych osobników, udając że jest się zupełnie wtajemniczonym w ich
sprawy. Na tym tle nawet czytanie książki telefonicznej od deski do deski czy
nachodzenie byłych ukochanych o pierwszej w nocy aby pożyczyć od nich pieniądze
wydaje się po prostu nieszkodliwym dziwactwem. Nic więc dziwnego, że nawet
najlepsi przyjaciele Joanny traktują ją, delikatnie mówiąc, z lekką
ostrożnością. Trzeba jednak przyznać, że dzięki tym wybrykom chwilami trudno
powstrzymać śmiech, a telefoniczne przeżycia bohaterki nadają lekturze
niezwykły klimat. Szkoda tylko, że z racji gwałtownego rozwoju technologicznego
raczej nie mamy już szans na przeżycie tego typu przygody...
Każdy kto choć raz zetknął się z twórczością Joanny
Chmielewskiej z pewnością doskonale wie, że jej książki trudno nazwać typowymi
kryminałami. Zwariowani bohaterowie, absurdalne sytuacje i delikatnie mówiąc
nieszablonowe metody prowadzenia śledztwa nie sprzyjają raczej spokojnej,
chłodnej analizie przedstawionych wydarzeń. Zazwyczaj aż do ostatniej strony
pozostaje się w stanie niezwykłego rozbawienia i całkowitej dezorientacji. Nie
inaczej ma się sprawa z "Klinem". Trzeba przyznać, że autorka
doskonale wie, co zrobić aby zbić czytelnika z tropu. Nawet sam Poirot zagubiłby
się pewnie w takiej ilości przystojnych Januszów, pomyłek telefonicznych i
nieporozumień. Aż dziw, że Joanna cały czas wydaje się całkiem dobrze
zorientowana w całej sytuacji. Jest to swoisty paradoks: śmiejemy się z
szalonych metod bohaterki, jednak gdy przychodzi co do czego, nasza logika
całkowicie zawodzi. Może to i dobrze? W końcu ambicją każdego autora kryminałów
jest przecież zaskoczenie czytelnika rozwiązaniem zagadki...
Jeśli lubicie się pośmiać i nie przeszkadza Wam swobodne
łączenie wątków kryminalnych ze zwariowanymi, absurdalnymi sytuacjami,
"Klin" zdecydowanie jest książką dla Was!
Poznaj też inne książki Joanny Chmielewskiej!
___
Źródła zdjęć:
Okładka - ze zbiorów własnych
Pozostałe elementy grafiki: https://www.canva.com/
Cytat zamieszczony na plakacie pochodzi z egzemplarza wydanego przez Firmę Księgarską Olesiejuk 2015
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz